21 grudnia ub.r. na corocznej konferencji prasowej premier Węgier Viktor Orban stwierdził, że "ten rok był najtrudniejszy dla kraju od czasu upadku komunizmu". Premier uznał, że rząd w Budapeszcie odniósł sukces na kilku płaszczyznach - zagwarantował dostawy energii, podjął skuteczną walkę z nielegalną imigracją.
Szef węgierskiego rządu jako sukces wskazał nawet brak zaangażowania w wojnę na Ukrainie. Pochwalił się też częściowym porozumieniem z Komisją Europejską dotyczącym funduszy unijnych.
Analitycy politykę węgierskiego rządu oceniają jednak znacznie ostrzej. Zdaniem Veroniki Jóźwiak z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) obecny kryzys gospodarczy stanowi istotne wyzwanie dla systemu, jaki Orbán tworzył przez ostatnie 12 lat. Jej zdaniem dowodzi to, że układ ten nie spełnia postawionych wobec niego wymogów.
- Węgry bardzo dużo straciły pod względem wizerunku i wiarygodności na arenie międzynarodowej, a polityka gospodarcza jest katastrofą - powiedziała ekspertka w rozmowie z Polską Agencją Prasową. - Według ostatnich danych Eurostatu dotyczących średniego wynagrodzenia i realnej konsumpcji Węgry są na przedostatnim miejscu w całej Unii Europejskiej; gorzej wypadła tylko Bułgaria - dodała.
Na Węgrzech zmieniają się też nastroje. W mediach społecznościowych krąży zdjęcie zrobione w sklepie. W miejscu, gdzie znajdował się cukier, ktoś umieścił hasło "csak a Fidesz" (węgierski "Tylko Fidesz") będące sloganem wyborczym partii Viktora Orbána.
Powodów do niezadowolenia nie brakuje. Ceny żywności w sklepach na Węgrzech wzrosły w ciągu zaledwie jednego roku o 49 proc. Pojedyncze produkty zdrożały jednak jeszcze bardziej - jajka o ponad 100 proc., sery o 83 proc., chleb o 83 proc., masło o ponad 77 proc.
O trudnościach w sklepach poinformował dr Dominik Héjj, specjalizujący się w tematyce węgierskiej politolog. Na Twitterze zamieścił ogłoszenie z jednego z marketów sieci Aldi. "Drodzy klienci! W celu zabezpieczenia dostępności produktów wprowadzamy ograniczenia w liczbie towarów możliwych do zakupienia na jedną osobę. Np. 1 litr mleka, czy 1 kg ziemniaków, jedno pudełko jaj" - czytamy.
W wielu sklepach obowiązują limity na podstawowe produkty spożywcze. Sytuacja staje się jednak coraz trudniejsza do opanowania, ponieważ inflacja wynosi ponad 22 proc.