W tym roku szczyt epidemii zaczął się dużo wcześniej, bo zwykle mieliśmy szczyt zachorowań na grypę i RSV mniej więcej w końcówce stycznia, na początku lutego. A teraz zaczęło się w grudniu. Zachorowało dużo, dużo więcej osób
- mówiła w "Studiu Biznes" dr hab. n. med. Magda Wiśniewska, która pracuje w Szpitalu Klinicznym Nr 2 w Szczecinie.
Chorują przede wszystkim dzieci, głównie na grypę, ale też na wirus RSV. Jak wyjaśnia lekarka, to właśnie z tego powodu brakuje łóżek pediatrycznych. Wciąż jednak jest wiele zachorowań na COVID.
Mieliśmy takie sytuacje, że na oddziale 40-łóżkowym było 10 chorych z COVID-em i 8 z grypą, a pozostali pacjenci, to były kontakty z tymi pacjentami. Więc rzeczywiście sytuacja była mocno trudna i mocno podbramkowa
- powiedziała lekarka.
Dr Magda Wiśniewska tłumaczy, że żadnej z tych chorób nie można lekceważyć. Wirus RSV u dorosłych i starszych przebiega dość łagodnie lub umiarkowanie, ale u noworodków i niemowlaków do szóstego miesiąca życia, jest to zwykle ciężka infekcja dróg oddechowych - tłumaczy lekarka. I wymienia, że zakażenie wiążę się z zapaleniem oskrzelików i zapaleniem płuc, które wymaga tlenoterapii, a czasami nawet respiratora. - To już naprawdę nie są przelewki - podkreśla.
Z kolei osoby starsze, które trafiają do szpitala, to często osoby z wielochorobowością, u których występuje szczególne ryzyko ciężkiego przebiegu infekcji wirusowych górnych dróg oddechowych oraz wystąpienia powikłań infekcji - mówi dr Wiśniewska.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Zaznacza jednak, że problemy górnych dróg oddechowych są groźne nie tylko dla najmłodszych i najstarszych pacjentów.
Ja ten przykład ciągle podaje - niedawno wypisaliśmy z naszej kliniki kardiologii dwóch chorych, młodych, wcześniej kompletnie zdrowych, niechorujących na nic, niebiorących leków pacjentów. Po przechorowaniu grypy trafili do nas na kardiologię z ciężkim zapaleniem mięśnia sercowego i z niewydolnością serca. W tej chwili nie są na tyle sprawni, by wrócić do pracy. Także przestrzegam przed tym, by nie lekceważyć tych infekcji
- powiedziała dr Wiśniewska.
Lekarka komentowała też propozycję lekarzy, by pracownicy mogli wziąć zwolnienie lekarskie na żądanie (kilka dni w roku) bezpośrednio u pracodawcy. - Mogłoby to być między 3-5 dni wolnego z pominięciem lekarza, z zachowaniem pewnej kontroli pracodawcy lub ZUS - mówiła lekarka.
Jak wytłumaczyła, obecnie jest sezon chorobowy i dostanie się do lekarza rodzinnego jest bardzo trudne - średni czas oczekiwania to 7-10 dni w niektórych miejscach. To wystarczy, by infekcje zdążyły się wyleczyć, szczególnie te lekkie - tłumaczy dr Wiśniewska. Dodaje, że przy infekcjach wirusowych, które przenoszą się drogą kropelkową, czyli w trakcie bezpośredniego kontaktu osoby chorej z osobą zdrową najważniejsze jest izolowanie chorej osoby.
Nie chodzi o izolację jak w COVID, ale o to żeby pacjenci mogli przeleczyć tę infekcję w warunkach domowych. W momencie, kiedy muszą pójść do pracy, a ich chore dziecko nie ma z kim zostać, więc musi iść do przedszkola czy żłobka, to samoograniczanie ognisk infekcyjnych praktycznie traci sens
- stwierdziła dr Wiśniewska.
Jak tłumaczyła, dzięki unikaniu zachorowań i izolacji udało się im w szpitalu uniknąć groźnych zakażeń noworodków. Lekarka dodała, że bardzo ważne jest też leczenie przyczynowe, które stosuje się zarówno, w grypie, jak i w COVID. - Im szybciej je włączymy, tym szybciej pacjent będzie w pełni zdrowy, uniknie powikłań i będzie mógł wrócić do pracy czy do domu - powiedziała dr Wiśniewska. Wyjaśniła, że właśnie z tego powodu wykonuje się testy chorobowe i stosuje stosowne leczenie.