W czwartek 19 stycznia w całej Francji odbędzie się strajk. Poza demonstracjami można spodziewać się dużych utrudnień w transporcie publicznym, na kolei i lotniskach. Na paryskim lotnisku Orly odwołany został co piąty lot, w stołecznym metrze normalnie mają działać tylko dwie linie (na 16). Protest obejmie również usługi publiczne, szkoły, sektor energetyczny, ochrony zdrowia, a także policję.
Protest dotyczy reformie, która ma podwyższyć wiek emerytalny. Obecnie wynosi on 62 lata dla kobiet i mężczyzn, ma wzrosnąć do 64 lat. Według ostatnich sondaży, przeciwnych tym zmianom jest 68 proc. badanych Francuzów. Zapewne ten powszechny sprzeciw ułatwił porozumienie się związkom zawodowym - wszystkie największe centrale związkowe mówią w tej sprawie jednym głosem, to pierwszy taki przypadek we Francji od 12 lat.
W obawie przed zamieszkami i dla zabezpieczenia demonstracji w kraju zmobilizowano 10 tysięcy funkcjonariuszy.
"Apelujemy do prezydenta Republiki i rządu o odpowiedzialność, aby w obliczu tak wysokiego poziomu niezadowolenia wycofali reformę" - wezwał szef lewicowej centrali CGT Philippe Martinez, grożąc przedłużeniem strajku. Podwyższenie wieku emerytalnego było głównym punktem programu wyborczego Emmanuela Macrona. Według niego, wdrożenie reformy jest konieczne, by system emerytalny nie zbankrutował, bo stosunek liczby pracujących przypadających na liczbę emerytów drastycznie się pogarsza. Ustawa musi jeszcze przejść przez parlament, co też nie będzie łatwe.
"Mówimy 'tak' dla demonstracji, krytyki i debaty, ale 'nie' dla blokowania kraju i życia codziennego Francuzów" - tak odparł na wezwanie związkowców rzecznik rządu Olivier Véran.
Szczegółowy projekt przedstawiła na początku roku premierka Élisabeth Borne. Jak przypomina BBC, zgodnie z planem, od 2027 roku by otrzymać pełny wymiar emerytury, trzeba będzie pracować 43 lata, obecnie to jeden rok mniej. Wiek emerytalny do 62 z 60 lat podniesiono za prezydentury Nicolasa Sarkozy'ego, w 2010 roku. Ten niższy poziom obowiązywał od 1982 r.