Koniec "Dobrej Zmiany". Bistro z Białegostoku nie wytrzymało wzrostu kosztów. "Zwolniłem całą ekipę"

Robert Kędzierski
- Szukaliśmy wsparcia, szukaliśmy pomocy. Nie ma mowy, by firmy takie jak my, które znalazły się w ciężkiej sytuacji, mogły na coś liczyć - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Patryk Chowaniak, właściciel Bistro "Dobra Zmiana", który po 7 latach zmienił formę działalności. Z uwagi na wzrost kosztów sięgający od 30 do 300 proc. musiał zwolnić 10 osób.

Bistro "Dobra Zmiana", które od 2016 roku działało w Białymstoku, znika z rynku. Właściciel potwierdził swoją decyzję we wpisie w mediach społecznościowych. "22 stycznia w lokalu przy ulicy Skłodowskiej odbędzie się nasz ostatni serwis" - czytamy w mediach społecznościowych.

Zobacz wideo Prezes PSEW: Dzisiejsze przepisy są najbardziej niekorzystne dla lokalizacji farm wiatrowych w Europie

Rachunki zmusiły przedsiębiorcę do zamknięcia lokalu. "30, 100, 300 proc. w górę"

Patryk Chowaniak w rozmowie z Gazeta.pl przyznał, że decyzja o zamknięciu to papierek lakmusowy - wkrótce inni przedsiębiorcy też mogą stanąć przed dylematem. - Podwyżki będą się przekładać na wzrosty wszystkich cen, przez co towary będą coraz mniej dostępne dla nabywców - wyjaśnił. 

Jak zauważył, firmy w Polsce wciąż się otwierają, ale nikt nie jest w stanie zagwarantować sobie sukcesu. - Na miejsce lokali, które się zamykają, otwierają się nowe. Ale czy się utrzymają? Trudno stwierdzić, jak długo mogą przetrwać - mówił.

Jego zdaniem przetrwać w obecnej sytuacji może być jednak ciężko.

Prowadzenie firmy w Polsce to nie jest bajka, a prowadzenie firmy w obecnym czasie to już w ogóle prawdziwy hardcore. Trzeba albo mieć gruby portfel, żeby dokładać do interesu, albo nie wiedzieć na co się pisze

- podsumował. 

Zaznaczył też, że jeżeli fala zamykania lokali będzie przyspieszać, może dojść do wzrostu bezrobocia. Przedsiębiorca nie kryje też, że jest rozczarowany brakiem pomocy dla osób, które znalazły się w tak ciężkiej sytuacji, jak on.

Szukaliśmy wsparcia, szukaliśmy pomocy. Nie ma mowy, by firmy takie jak my, które znalazły się w ciężkiej sytuacji, mogły na coś liczyć

- przyznał. 

"Podwyżki zjadły obrót"

Właściciel lokalu w rozmowie z TVN24 przyznał, że do decyzji został zmuszony z uwagi na drastyczny wzrost kosztów. 

Podwyżki zjadają nam cały obrót. Surowce podrożały od 30 do 100 proc., energia elektryczna o 300 proc., rachunku za gaz jeszcze nie otrzymałem

- wyliczał. 

Przyznał też, że perspektywa kolejnych podwyżek zmusiła go do podjęcia decyzji o zamknięciu działalności w obecnej formie.

Zamykamy, biorąc pod uwagę to, że już wzrosły koszty pracy i w lipcu ponownie ta płaca minimalna wzrośnie. Znowu wzrosną koszty płacy, taryfa na gaz. To całkowicie by nas pogrążyło

- powiedział Patryk Chowaniak.

Pączki, zdjęcie ilustracyjne Cukiernik zamknął biznes, jest spawaczem. Nie chciał pączków po 10 zł

Białystok. Restaurator zamyka lokal i zwalnia 10 osób

Właściciel lokalu przyznał też, że decyzja o zamknięciu wiąże się ze zwolnieniami. - Tak, niestety, cała ekipa została zwolniona. Będę działał teraz w pojedynkę - zaznaczył. Pracę straciło 10 osób. 

Jak dodał przedsiębiorca, decyzja o zamknięciu firmy w obecnej formie jest "jedną z najtrudniejszych w życiu". Dodatkowym powodem są rosnące zobowiązania wobec banków i leasingodawców. Comiesięczne raty wzrosły. - Chodzi o to, żeby koszty zminimalizować całkowicie - tłumaczył w rozmowie ze stacją. 

Zamknięty sklep (zdjęcie ilustracyjne) Biznes nie walczy? Ponad 200 tys. firm zamkniętych lub zawieszonych

Więcej o: