Postępująca katastrofa klimatyczna, kolejne konflikty zbrojne, w tym wojna w Ukrainie sprawiły, że bunkry cieszą się coraz większą popularnością. - Zauważyliśmy to, jeśli chodzi o naszą stronę internetową. Kiedyś mieliśmy 100 odwiedzających dziennie. Potem nagle ta liczba wzrosła do 10 tys. - mówi w rozmowie z Deutsche Welle Mark Schmeichen, który sprzedaje bunkry.
Rodzinna firma Dawida Rybickiego produkuje części dla sektora metalowego, a głównym odbiorcą ich produktów jest przemysł motoryzacyjny. Od jakiegoś czasu zaczęli jednak produkować również bunkry i schrony przeciwatomowe.
Nie musisz nic montować. Schron przyjeżdża na ciężarówce, opuszcza się go dźwigiem i zasypuje ziemią na ponad 1,5 metra
- mówi DW Rybicki. Schrony mają po 6 zamków, zapasowe generatory prądu czy system filtracji powietrza. Ten ostatni może pozbywać się promieniowania gamma nawet bez prądu. W ośmioosobowym schronie wystarczy co godzinę przez 20 minut obracać korbą, by zapewnić w bunkrze świeże powietrze. Rybicki produkuje bunkry dla amerykańskich klientów i niemieckich dystrybutorów. Koszt to od kilkunastu do kilkuset tysięcy euro. Sprzedaż gwałtownie wzrosła rok temu, gdy rozpoczęła się wojna w Ukrainie.
Bunkry sprzedają też inne polskie firmy. Studio Wektor, które znajduje się na obrzeżach Łodzi, oferuje budowę przydomowych schronów za niemal 500 tys. zł. W tej cenie można otrzymać podziemną monolityczną konstrukcję żelbetonową, wyposażoną m.in. w filtrowentylację, która ma ochronić mieszkańców obiektu m.in. przed skażeniami atomowymi, chemicznymi i biologicznymi.
W czerwcu ubiegłego roku Państwowa Straż Pożarna informowała, że w Polsce mamy ponad 62 tys. miejsc, które można nazwać schronem. Znalazłoby się w nich miejsce dla 1,3 mln osób, czyli ledwie 3,5 proc. populacji.
"W Polsce praktycznie nie ma schronów. Miejsca - z uwzględnieniem wielu odcinków warszawskiego metra - wystarczy dla zaledwie 3 proc. naszej populacji. Dla porównania w Skandynawii, a zwłaszcza w Finlandii na miejsce w schronach może liczyć 73 proc. ludności. W Szwajcarii jest 350 tys. bunkrów komunalnych i do tego nieskończona liczba prywatnych pokrywających aż 100 proc. populacji tego małego i bezpiecznie położonego kraju" - czytamy na stronie projektu Schron.pro firmy Studio Wektor.
W grudniu PSP udostępniło mapę schronów, ale znalazły się na niej również prywatne bunkry. Eksperci mieli też wątpliwości w sprawie walorów ochronnych miejsc wpisanych na listę. "Schrony pod niejawnymi obiektami w jawnym opracowaniu? Serio? Plus ogólnopolski rejestr piwnic na ogórki i rowery?" - pisał na Twitterze Jarosław Wolski. Straż Pożarna broniła się, że był to falstart, a lista nie powinna była się ukazać w tej formie. W efekcie została usunięta i do dziś nie można jej nigdzie znaleźć.
Łukasz Kunek, przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego Związku Zawodowego Strażaków "Florian" bronił jednak strażaków w rozmowie z WP. Jego zdaniem wykonywali tylko polecenia, a problem jest głębszy.
- To, że teraz schrony trzeba inwentaryzować i liczyć, jest efektem kilkunastoletnich systemowych zaniedbań wszystkich rządów. Schrony i ukrycia, czyli tzw. budowle ochronne, były w Polsce dokładnie zinwentaryzowane. Ewidencje prowadziły inspektoraty obrony cywilnej, a po ich likwidacji wojewodowie i samorządy. Od kilku lat niektóre samorządy, na czele z Warszawą, oraz kilku wojewodów zaniechało ewidencji budowli ochronnych - wtóruje związkowcowi Michał Szafrański, specjalista ds. budowli ochronnych, twórca strony www.schrony.edu.pl w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".