Premier Mateusz Morawiecki przed wakacjami zapewniał, że zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego Polski wymaga zwiększenia wydobycia węgla. Podczas szczytu w Brukseli zapewniał, że nasz kraj - w odróżnieniu od innych - wykazał się wyjątkową przezornością.
- Kraje jak Niemcy, Austria, a nawet Holandia, na zasadzie planów awaryjnych wracają do energetyki węglowej. My utrzymaliśmy naszą energetykę węglową - mówił.
Chcemy zwiększyć wydobycie węgla krajowego. Jest to konieczne z perspektywy zabezpieczenia na zimę, na jesień
- podkreślał szef rządu.
Liczby przeczą jednak tym deklaracjom.
Politycy obozu władzy - nie tylko premier, ale i prezydent Andrzej Duda - często odwołują się do górnictwa jako do ostoi polskiej gospodarki i tradycji. Tyle tylko, że liczby konsekwentnie pokazują, że wydobycie węgla spada. Spadło również w roku 2022 - pomimo deklaracji szefa rządu.
Jak wylicza "Rzeczpospolita" w 1990 roku w Polsce wydobywano ok. 100 mln ton węgla rocznie. W roku 2010 było to 76 mln ton, a w roku 2022 53,8 mln ton. Rok wcześniej było to 55 mln ton. Diametralnie zmieniło się także zatrudnienie w branży - w roku 1987 w górnictwie pracowało ponad 430 tys. osób. Dziś to niewiele ponad 75 tys.
Dowodów na dysonans pomiędzy deklaracjami rządu a jego faktycznymi działaniami jest więcej.
Z jednej strony w związku z trendem wygaszania kopalń wyznaczamy branży plan redukcji wydobycia surowca, dotując tym samym branżę, a z drugiej strony rządzący domagają się, aby kopalnie zwiększyły wydobycie w czasie kryzysu. Proces zamykania kopalń trwa i nie da się od niego odejść, jeśli cały system jest nastawiony na odejście od górnictwa. Kopalnie nie mają możliwości zwiększenia wydobycia, kiedy z pracy odchodzą tysiące zatrudnionych
- komentuje w rozmowie z dziennikiem Jerzy Markowski, były wiceminister przemysłu i handlu odpowiedzialny za górnictwo.
Gdy wydobycie węgla spada, rośnie jego import. Jak podaje resort środowiska w 2022 roku zaimportowano go 19,4 mln tom, z czego 15,7 to węgiel energetyczny. Piotr Kuczyński, analityk Xelion, w rozmowie z Gazeta.pl zwraca uwagę na wysokie koszty.
Dane dotyczą roku 2022, kiedy to strach przed brakiem węgla z powodu embarga na węgiel rosyjski - ogłoszonego przedwcześnie, bo w kwietniu 2022, a nie w sierpniu jak cała UE- prowadził do chaotycznych zakupów. Zakupów bardzo drogiego węgla, który teraz zawyża nasze rachunki za prąd i ogrzewanie - mówi.
- Średnia cena w 2022 roku na rynkach europejskich wynosiła około 1700 zł za tonę - obecnie to 700 zł. Ten spadek ceny powinien uspokoić rynek, jeśli chodzi o import, co zwiększy presję na krajowe wydobycie. Nasze kopalnie są jednak dość zacofane technicznie, więc węgiel i tak trzeba będzie importować, żeby zastąpić import z Rosji. W 2021 roku importowaliśmy 10 mln ton, z czego 60 proc. z Rosji - wylicza.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl