Emerytura będzie wyższa nie tylko dzięki dłuższej pracy, ale i przystąpieniu do dobrowolnych programów takich jak Pracownicze Plany Kapitałowe. Deklaracje o rezygnacji z uczestnictwa w pracowniczych planach kapitałowych, które część pracowników złożyła, by nie obniżać wartości wynagrodzenia, wkrótce stracą ważność. Oznacza to, że osoby, które nie chcą przystąpić do PPK, muszą złożyć taką deklarację ponownie w marcu.
Jeśli deklaracja o rezygnacji nie zostanie złożona, pracodawca nie będzie miał wyjścia i zapisze swoich pracowników do PPK. A to oznacza konieczność potrącania części pieniędzy z pensji zatrudnionego oraz konieczność własnych wpłat. To działanie ma oczywiście wymierną korzyść - zwiększa przyszłą emeryturę pracownika. Rezygnację taką zatrudnieni mogą złożyć także w późniejszym, dowolnie wybranym terminie.
- Ponowny autozapis do PPK wiąże się przede wszystkim z tym, że podmioty zatrudniające będą zobligowane do tego, żeby do końca lutego 2023 roku poinformować wszystkie osoby, które z PPK zrezygnowały i są w wieku od 18 do 55 lat, o tym, że wygasa ich deklaracja o rezygnacji z PPK, przestaje ona funkcjonować z końcem lutego. Jeśli chcą się z PPK wypisać ponownie, to będą musiały ponownie złożyć deklarację o rezygnacji - przypomina w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes dr Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego.
- One automatycznie staną się uczestnikami PPK, a od 1 kwietnia zostaną za nich wznowione wpłaty. Czyli to, co zarobią w marcu, będzie już wiązało się z odpowiednim pobraniem wpłaty do PPK i przekazaniem do instytucji finansowych - dodaje.
Do 17 kwietnia pierwsze środki w PPK pojawią się za tych nowych uczestników, którzy zostaną zapisani w ramach autozapisu.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl
W sumie po czterech etapach wdrażania, w PPK zdecydowało się oszczędzać 2,3 mln osób, co daje 28,8 proc. partycypacji. Półtora roku później, na koniec stycznia 2023 roku, w PPK oszczędzało już 2,55 mln osób, a partycypacja wzrosła do 34,9 proc.
Orędownicy programu podkreślają jego zalety: pracownik odprowadza 2 proc. wynagrodzenia (może więcej, ale maksymalnie dodatkowe 2 proc.), pracodawca 1,5 proc. wysokości wynagrodzenia pracownika (również może więcej, maksymalnie do 4 proc.). Jednocześnie każdy nowo zapisany do PPK otrzymuje z funduszu pracy 250 zł wpłaty powitalnej, a potem co roku 240 zł dopłaty rocznej. Korzyść finansowa wydaje się więc oczywista.
- Z perspektywy pracownika najistotniejsze w PPK jest to, że do jego wpłaty jest dopłata po stronie pracodawcy i po stronie państwa. Oprócz tego instytucje finansowe funkcjonują w taki sposób, który pozwala myśleć o tym, że w długim horyzoncie te instytucje wygenerują odpowiednią wartość środków, które do PPK włożyliśmy przez całą naszą karierę zawodową. Także z perspektywy jednostkowej PPK się jak najbardziej opłaca - mówi prezes Instytutu Emerytalnego.
Dr Antoni Kolek przyznaje jednak, że nie wszystkim nowy system może wydawać się korzystny. - Ta perspektywa bardzo szybko zderza się z rzeczywistością, kiedy mówimy o osobach z niskimi wynagrodzeniami. Łatwo nam się mówi z perspektywy dużych miast i funkcjonuje w takiej firmie, gdzie te 2 proc. jego wynagrodzenia nie robią większego wrażenia. Dużo trudniej jest pewnie powiedzieć osobie, która zarabia płacę minimalną, że oprócz tego, co ma jako potrącenia podatkowe i składkowe, jeszcze będzie musiała 2 proc. wyłożyć na to, żeby odroczyć swoją konsumpcję na czas po 60. roku życia - wskazał.