Narodowy Bank Polski opublikował swój najnowszy "Raport o inflacji". Dokument zawiera m.in. najnowszą projekcję inflacji i wzrostu gospodarczego do końca 2025 r.
Pierwsze szczegóły tego dokumentu zostały zajawione w środę 8 marca w komunikacie po posiedzeniu RPP, kilka kolejnych zdradził prezes NBP Adam Glapiński podczas czwartkowej konferencji prasowej. Teraz jednak bank centralny opublikował pełny dokument.
Z najnowszej projekcji wynika, że inflacja od drugiego kwartału br. (a zapewne już od marca, ale projekcja NBP prezentuje prognozy na konkretne kwartały) zacznie wyraźnie spadać i w ostatnim kwartale br. wyniesie średnio 7,6 proc. (pod koniec 2024 r. 4,8 proc., a pod koniec 2025 r. 3,1 proc.). To oczywiście przy założeniu braku nieprzewidzianych okoliczności, a także bez zmian stóp. Przypomnijmy - spadek inflacji nie oznacza spadku cen. One wciąż będą rosnąć, ale w coraz wolniejszym tempie.
Z jednej strony, zapewne aż do końca 2025 r. inflacja nie zejdzie do poziomu celu NBP (2,5 proc.), choć za 2,5 roku powinna już znajdować się w przedziale akceptowalnym dla banku centralnego (1,5-3,5 proc.). Z drugiej strony, prezes Glapiński na czwartkowej konferencji cieszył się, że od marca inflacja będzie leciała "na łeb na szyję" i "z dzisiejszego punktu widzenia to będzie raj".
To, co zwróciło jednak szczególną uwagę ekonomistów, to nie tylko konkretne liczby, ale także fakt, że marcowa projekcja NBP jest dość podobna do poprzedniej - z listopada 2022 r. Ba, w niektórych fragmentach - np. ścieżki inflacji w 2023 r. - nawet dość wyraźnie lepsza. Wniosek? W końcu na przełomie 2022 i 2023 r. rzeczywistość potoczyła się w miarę tak, jak przewidział to model ekonomistów NBP. Oczywiście, są pewne zmiany względem poprzedniej projekcji (np. nieco wyższy wzrost cen żywności w 2023 r., ale za to niższy energii), ale demolki zdecydowanie nie było.
Z marcowej projekcji NBP wynika także, że PKB Polski ma w 2023 r. wzrosnąć realnie o 0,9 proc., w 2024 r. o 2,1 proc., a w 2025 r. o 3,2 proc. To prognozy symbolicznie lepsze niż w listopadowej projekcji (o ok. 0,1-0,2 pp. w górę).
Najnowszy dokument polskiego banku centralnego wskazuje, że jedyny spadek PKB w ujęciu rok do roku zanotujemy w pierwszym kwartale 2023 r. - o 0,4 proc. Później gospodarka ma nabierać impetu. Przypomnijmy, że choć w 2022 r. polska gospodarka w każdym kwartale była na plusie w ujęciu rok do roku, to w porównaniu z poprzednim kwartałem skurczyła się w drugim i czwartym kwartale (a gdyby nie kontrowersyjne dla ekonomistów dane z działu gastronomii i zakwaterowania, byłaby na minusie także w trzecim).
Pozytywną zmianę marcowa projekcja przyniosła względem listopadowej w zakresie stopy bezrobocia. Ma ono wzrosnąć z obecnego poziomu 2,8 proc. w styczniu do 3,7 proc. w ostatnim kwartale br. oraz 4,3 proc. na koniec 2024 i 2025 r. Dlaczego wzrost stopy bezrobocia nazywam "pozytywną" zmianą? Ano dlatego, że w listopadzie ub.r. NBP przewidywał, że bezrobocie wzrośnie do 4 proc. na koniec 2023 r. i 4,8-4,9 proc. w 2024 i 2025 r. Gwoli wyjaśnienia - woli o bezrobociu BAEL, które mierzy jaka część osób aktywnych zawodowo (czyli takich, które chcą/muszą pracować) nie ma pracy, ale jej z zapałem szuka i jest gotowa ją szybko podjąć.
Z punktu widzenia pracowników w najnowszej projekcji NBP jest jeszcze jeden nieco krzepiący wątek. Otóż ekonomiści banku centralnego nieco podnieśli (za wyjątkiem drugiego kwartału 2023 r.) prognozę przeciętnego tempa wzrostu wynagrodzeń w gospodarce narodowej. W połączeniu z niższą projekcją inflacji oznacza to lepsze perspektywy niż zarysowane w listopadzie projekcji jeśli chodzi o realne wynagrodzenia. Z marcowej projekcji wynika, że już w drugim kwartale realny spadek wynagrodzeń wyhamuje w zasadzie do zera, a od trzeciego znów to płace będą rosnąć szybciej od cen. Mowa oczywiście o przeciętnych wynagrodzeniach - jedni dostaną wysokie podwyżki, inni w ogóle. Generalnie jednak trend ubożenia społeczeństwa odwróci się.