"Demograficzna bomba z opóźnionym zapłonem". "Doktor Zagłada" wskazuje też na Polskę

"Obietnice finansowe - emerytury i opieka zdrowotna - powodują, że coraz większa część PKB jest kierowana do starszej części populacji" - pisze Nouriel Roubini, ekonomista, którego nazywano kiedyś "Doktorem Zagładą". Jego zdaniem demografia jest jednym z globlanych megazagrożeń, nakładających się na siebie i wzajemnie ze sobą powiązanych. Pojawia się tam też odniesienie do sytuacji Polski.

Dr Doom, czyli Doktor Zagłada - tak określano Nouriela Roubiniego na dwa lata przed wybuchem wielkiego kryzysu w 2008 roku, kiedy pełen pesymizmu ostrzegał przed niebezpieczną sytuacją na amerykańskim rynku nieruchomości. Po upadku banku Lehman Brothers stał się sławny poza środowiskiem ekspertów. To przede wszystkim ekonomista, profesor Stern School of Business Uniwersytetu Nowojorskiego, szef ośrodka badawczego Roubini Global Economics. Zasiadał w Radzie Doradców Ekonomicznych Białego Domu. Jest też autorem książki "Ekonomia kryzysu" oraz "Megazagrożenia. 10 trendów niebezpiecznych dla naszej przyszłości". Polska edycja drugiej z nich właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Prześwity.

Wspomnianych 10 megazagrożeń nakłada się na siebie, a każde z nich może wzmacniać pozostałe. Nouriel Roubini wymienia m.in. najgorszy kryzys zadłużenia w historii, coraz bardziej intensywną rywalizację Stanów Zjednoczonych i Chin, pandemie i globalne zmiany klimatu i likwidowanie miejsc pracy na skutek wprowadzania sztucznej inteligencji. Publikujemy fragment jego książki dotyczący  "demograficznej bomby z opóźnionym zapłonem". Śródtytuły i skróty pochodzą od naszej redakcji. 

Nie istnieje dość pieniędzy, aby spełnić obietnice złożone obecnym pracownikom oraz rosnącej liczbie emerytowanych pracowników w krajach uprzemysłowionych. Dzisiaj zresztą dotyczy to również niektórych rynków wschodzących, takich jak Rosja, Chiny czy Korea Południowa. Z czego pokryjemy te olbrzymie koszty, które powinny uwzględniać również globalne trendy migracyjne? Z podwyżki podatków zrobić się tego nie da. Podatki od wynagrodzeń wypłacanych obecnym pracownikom musiałyby ogromnie wzrosnąć, by dało się z nich sfinansować świadczenia emerytalne dla dzisiejszych emerytów oraz tych, którzy wkrótce przejdą na emeryturę. Nawet gdyby wprowadzić ogromną podwyżkę podatków, to i tak nie byłoby gwarancji sfinansowania opieki zdrowotnej i emerytur dla młodszych teraz pokoleń pracowników, gdy przejdą na emeryturę. Dodrukowanie tych pieniędzy wywoła inflację, a później hiperinflację. Wycofanie się z obietnic złożonych emerytom i tym, którzy niedługo na emeryturę przejdą – jak również wydłużenie wieku emerytalnego – wywoła niepokoje polityczne. Jeśli chcemy wiązać koniec z końcem, musimy polegać na jedynym rozwiązaniu, jakie nam pozostało: zaciągać długi, których nigdy nie spłacimy. Od razu zdradzę, że to też nie skończy się dobrze.

Zobacz wideo Borys: Największym zagrożeniem społeczno-gospodarczym w tym stuleciu jest demografia

Demografia vs. emerytury. "Coraz większa część PKB jest kierowana do starszej części populacji"

"Natura nie znosi starości", pisał Ralph Waldo Emerson, gdy rewolucja przemysłowa dopiero się zaczynała. Współcześni obserwatorzy rzeczywistości dochodzą do tego samego wniosku i to z powodów, jakich Ralph Waldo Emerson z pewnością nie mógł przewidzieć.

W krajach rozwiniętych wielu pracowników zbliża się do wieku emerytalnego. Dotyczy to w szczególności Japonii i Europy, ale również Stanów Zjednoczonych.

Nie mam problemu z tym, że się starzeję. Przed tym nie ma ucieczki. Niestety, starzejąca się siła robocza może wywołać spiralę problemów w krajach, które szczyt wzrostu gospodarczego mają już za sobą. Na skutek starzenia się maleje podaż pracowników, a to przekłada się na spadek produktywności gospodarki, ponieważ maleją inwestycje w nowe maszyny i urządzenia. Obietnice finansowe – emerytury i opieka zdrowotna – powodują, że coraz większa część PKB jest kierowana do starszej części populacji. Miejsca pracy są przenoszone za granicę, a inne zastępowane robotami, więc w krajach rozwiniętych zatrudnia się mniej pracowników, którzy muszą utrzymać coraz liczniejsze grono emerytów. 

Nouriel RoubiniNouriel Roubini PETER LueDERS, mat. prasowe.

Jeżeli ten trend będzie trwał, a nie widzę powodów, by miało być inaczej, możemy zapomnieć o przyszłości, w której przez stulecia kolejnym pokoleniom żyje się lepiej niż poprzednim. Zamiast kupować dobra i budować wygodne domy dla młodych rodzin, wynagrodzenia ludzi czynnych zawodowo będą w coraz większej części przeznaczane na finansowanie systemów zabezpieczenia osób starszych. Niższa stopa wydatków i stopa oszczędzania wśród ludzi młodych będą skutkować hamowaniem wzrostu gospodarczego.

Jedno z pierwszych ostrzeżeń sformułował Milton Friedman, laureat Nagrody Nobla i ekonomista zdecydowanie przeciwny interwencjonizmowi państwowemu. W 1980 roku alarmował o nadchodzącym kryzysie, a wtedy mieliśmy więcej czasu, by spróbować go uniknąć.

W obecnym systemie ludzie są opodatkowywani, by można było wypłacić świadczenia osobom je pobierającym. Jak dotąd świadczeniobiorcy otrzymują znacznie więcej, niż wynosi faktyczna wartość poczynionych przez nich wpłat do systemu. Wynika to z faktu, że liczebność siły roboczej rosła, a ponadto rosły wynagrodzenia. Zdecydowanie wzrosło opodatkowanie dochodów z pracy, nie zmienia to jednak faktu, że liczba świadczeniobiorców w porównaniu z liczbą płatników do systemu cały czas rośnie. To dlatego system zabezpieczenia społecznego znajduje się w poważnych tarapatach. To dlatego tzw. rezerwa cały czas się kurczy i to dlatego cały ten hałas w Kongresie, by uczynić system zabezpieczenia socjalnego bardziej odpowiedzialnym finansowo.

Zastanawiające jest, że nic się nie zmieniło i to pomimo licznych dowodów na to, że to zagrożenie jest jak najbardziej realne. W 2012 roku Laurence Kotlikoff i Scott Burns, autorzy książki "The Clash of Generations", obliczali dla Stanów Zjednoczonych różnicę między oficjalnym długiem publicznym a faktycznym zadłużeniem, czyli uwzględniającym zobowiązania bez pokrycia. Różnicę tę nazwali luką fiskalną. Według ich ustaleń oficjalny dług publiczny wynosił 11 bilionów dolarów, a faktyczne zadłużenie USA sięgnęło oszałamiających 211 bilionów dolarów. Zaczęli bić na alarm, ale politycy się nie przejęli.

[...]

Szacunkowa wartość luki fiskalnej jest nieco przeszacowana, ponieważ nie uwzględnia faktu, że PKB rośnie. Wiele zobowiązań należnych za kilkadziesiąt lat będzie finansowane z większej produkcji gospodarczej, jednak nawet po uwzględnieniu przyszłych wyższych dochodów różnica między tym, co rząd obiecał, a ile będzie miał na spełnienie tych obietnic, jest po prostu olbrzymia. Podkreślmy do tego, że amerykańska gospodarka jest zdrowsza od gospodarek wielu innych krajów. Gdzie indziej sytuacja jest znacznie gorsza.

Chiny. Populacja kraju skurczyła się pierwszy raz od ponad 60 lat. Chiny w kryzysie. Populacja skurczyła się pierwszy raz od 1961 r.

Europa się starzeje, Polska też. Za trzy dekady Polaków będzie kilka milionów mniej

Gigantyczne luki fiskalne stanowią dziś powszechny element globalnego krajobrazu gospodarczego. "Starzenie się jest zjawiskiem dotykającym całą Europę", przestrzega Bank Światowy. Rozpatrzmy przykład Polski. W 1950 roku ponad połowa populacji miała mniej niż 26 lat, czyli byli to ludzie nadal młodzi. Dzisiaj mediana wieku w Polsce zbliża się do 40 lat, a w 2050 roku wyniesie 51 lat. Społeczeństwo nie tylko się starzeje, ale również się kurczy. Prognozy mówią, że w 2050 roku Polska będzie miała 32 miliony ludzi, czyli o sześć milionów mniej niż w 1995 roku. 

Na długo przed wybuchem pandemii eksperci Banku Światowego szacowali, że w Polsce na skutek zmian demograficznych PKB per capita spadnie o jedną trzecią w ciągu dziesięciu lat. W ich raporcie jako szczególnie niepokojący wskazano polski system emerytalny i to pomimo kompleksowej reformy sprzed dziesięciu lat, podjętej w celu zwiększenia jego wydolności. Raport prognozuje również większe zapotrzebowanie na całodobową opiekę socjalną i to w dłuższych okresach, a to przełoży się na istotny wzrost wydatków. "Dzieci, które rodzą się obecnie w Polsce, mają duże szanse dożyć 100 lat", czytamy w raporcie. Znalazło się tam również pytanie – bez odpowiedzi – w jaki sposób można sfinansować te rozrastające się usługi.

W krajach rozwiniętych obserwujemy zdradliwą nierównowagę. Coraz większa część PKB zamiast trafiać do ludzi młodych, jest przeznaczana na podtrzymanie standardu życia emerytów. To odchylenie z roku na rok się pogłębia, ponieważ maleją wynagrodzenia i liczba pobierających je pracowników, a dynamicznie rosną zobowiązania wobec seniorów. Być może młodzi pracownicy jeszcze nie buntują się przeciwko rezygnowaniu z własnej przyszłości w celu finansowania utrzymania emerytów, ale w końcu się zbuntują. Radzę wypatrywać nagłówków prasowych mówiących o konflikcie pokoleniowym między młodymi i starymi. 

Zamiast iść naprzód, cofamy się. W 1960 roku w Stanach Zjednoczonych na jednego emeryta lub rencistę przypadało pięciu aktywnych zawodowo pracowników. W 2009 roku stosunek ten spadł już poniżej 3:1 i zanosi się na to, że w 2030 roku wyniesie 2:1. Tak wynika z danych Social Security Administration10.

Sytuacja w Stanach Zjednoczonych była bardzo trudna, ale nie aż tak trudna jak w Europie, ponieważ w USA do niedawna podaż pracowników była nieustannie zasilana przez imigrantów. Całkowita liczebność populacji Stanów Zjednoczonych nie zaczęła jeszcze maleć, choć stopa urodzeń dalece odbiega od tzw. stopy zastępowalności pokoleń, która wynosi 2,1 dziecka na jedną kobietę. Nieustanny napływ imigrantów z Azji, Ameryki Łacińskiej i Środkowej oraz innych regionów świata podtrzymywał wzrost populacji USA – skromny bo skromny, ale jednak wzrost. Nie zmienia to jednak faktu, że świadczenia z Social Security będą w końcu pobierać 73 miliony Amerykanów, czyli niemal dwukrotnie więcej niż w 2010 roku. Dzisiejsza wartość zobowiązań bez pokrycia, które trzeba będzie uregulować w przyszłości, przekracza 5 bilionów dolarów. To ponad dwa i pół razy więcej, niż zakłada ambitna ustawa promująca zatrudnienie, zaproponowana w 2021 roku przez administrację Bidena.

Andrzej Kubisiak z synem Nikosiem Ojciec na rodzicielskim. "Początek był trudny. Nie spodziewałem się"

Japonia ma jedno z najstarszych społeczeństw na świecie przy bardzo niskiej stopie urodzeń i bardzo długim oczekiwanym czasie życia. Przed pandemią COVID-19 japoński rząd szacował, że dochód emerytalny wyniesie zaledwie 61,7 procent zarobków przed emeryturą, w warunkach działającego tam systemu bieżącego finansowania świadczeń emerytalnych. Z szacunków wynika również, że w najgorszych scenariuszach stosunek wysokości emerytur do ostatnich zarobków spadnie do 51 procent w latach 40., a w latach 50. poniżej 40 procent. Kompleksowe programy zabezpieczenia społecznego stają się dzisiaj dziedzictwem, z którym największe trudności będą miały właśnie Europa i Japonia. W tych regionach starzenie się społeczeństwa postępuje szybciej niż w Stanach Zjednoczonych, a przy tym obietnice emerytalne składane ludziom są tam większe niż w Ameryce. Zabezpieczenie socjalne, które jeszcze pokolenie temu stanowiło przedmiot zazdrości innych pracowników, dzisiaj generuje olbrzymie zadłużenie obecnego i przyszłych pokoleń.

'Megazagrożenia. 10 trendów niebezpiecznych dla naszej przyszłości''Megazagrożenia. 10 trendów niebezpiecznych dla naszej przyszłości' Wydawnictwo Prześwity, materiały prasowe

Więcej o: