Mołdawskie media poinformowały we wtorek rano, że po kilku miesiącach uniezależnienia od rosyjskiego surowca, do kraju znów płynie błękitne paliwo od Gazpromu. Szef Moldovagazu Vadim Ceban wyjaśnił, że decyzja o wznowieniu zakupów gazu z Rosji do produkcji energii elektrycznej wynikała z tego, że cena była "niemal identyczna" wobec ceny podanej w tym miesiącu przez krajowego dostawcę Energocom.
"W marcu tego roku, na podstawie obowiązującego kontraktu, Gazprom zapewniał dostawy gazu ziemnego do Republiki Mołdawii w łącznej ilości 176,7 mln m sześc. miesięcznie" - powiadomił szef Moldovagazu Vadim Ceban, cytowany przez Agencję Reutera. Gazprom od grudnia ubiegłego roku zaopatrywał w surowiec jedynie Naddniestrze, czyli separatystyczny region Mołdawii.
Tymczasem jeszcze w poniedziałek minister energetyki Mołdawii Victor Parlicov mówił, że nie wyklucza, iż w pewnym momencie wszystkie dostawy gazu z Gazpromu zostaną wstrzymane. Komentując wznowienie dostaw rosyjskiego gazu przez Moldovagaz podkreślił, że mołdawski rząd nie wyraził na to zgody.
- Będą konsekwencje, które wszyscy będziemy musieli ponieść na prawym (zachodnim) brzegu - mówił Victor Parlicov. Tłumaczył, że Mołdawia ma zapasy surowca, a także innych dostawców, między innymi z Ukrainy czy Rumunii. Minister energetyki zażądał od władz Moldovagazu wyjaśnień w sprawie wznowienia sprowadzania gazu z Rosji.
Więcej informacji ze świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Koncern Moldovagaz jest kontrolowany między innymi przez Gazprom i władze zbuntowanego regionu Mołdawii - Naddniestrza. Jednym z udziałowców firmy jest jednak państwo mołdawskie. Szantaż energetyczny jest jednym z elementów działań hybrydowych Rosji wobec Mołdawii.