PiS znów przemycił do przepisów niewinny z pozoru paragraf, który wywołuje gęsią skórkę u obrońców prawa do prywatności. Jak donosi "Dziennik Gazeta Prawna" znalazł się w nich nie do końca jasny zapis nakazujący telekomom instalowanie specjalnego urządzenia, które przygotować ma Urząd Komunikacji Elektronicznej. Operatorzy będą mieli też przekazywać UKE zebrane dane. Powody? Szlachetne, bo monitorowanie jakości dostępu do internetu. Ma to ułatwić abonentom reklamacje. Skąd więc wątpliwości? Jak podkreśla dziennik, nie jest do końca jasne, co będzie analizować urządzenie. Nie wiadomo też, jakie dane będą zobowiązani przekazywać operatorzy.
Jeżeli ten monitoring obejmie również dane dotyczące indywidualnych użytkowników i sposobu, w jaki korzystają z internetu, to zagrozi to prywatności klientów firm telekomunikacyjnych
- mówi Wojciech Klicki, prawnik z Panoptykonu.
Podobnego zdania jest inny z ekspertów, który postuluje, by bardzo dokładnie określić, co urządzenie UKE ma analizować. - Taka ogólna delegacja, że władza sobie później doprecyzuje, jakie dane będzie zbierać o obywatelach, może być niebezpieczna. Wynika to także z art. 51 konstytucji, który stanowi, że władze publiczne nie mogą pozyskiwać, gromadzić i udostępniać innych informacji o obywatelach niż niezbędne w demokratycznym państwie prawnym oraz że zasady i tryb gromadzenia, oraz udostępniania informacji określa ustawa - wyjaśnia Jan Komosa, adwokat z firmy DAPR.
Doniesienia o nowych obowiązkach związanych z telekomunikacją pojawiają się nie po raz pierwszy. W zeszłym roku media obiegła wiadomość, że we wszystkich smartfonach sprzedawanych w Polsce miałby znaleźć się rządowe aplikacje. Obie pożyteczne, bo RSO służy do odbierania regionalnych ostrzeżeń przed różnymi rodzajami zagrożeń, a Alarm 112 pozwala takie zagrożenia zgłaszać. Za każdym razem, gdy władza próbuje uszczęśliwiać obywateli na siłę i nakazuje instalowanie czegoś w ich smartfonach, obrońcy prawa do prywatności łapią się za głowy.
Z kolei w grudniu zeszłego roku do Sejmu trafił inny projekt, który ogranicza nie tyle prawo do prywatności, a prawo do wyboru. Chodzi o "lex pilot". W pierwotnym brzmieniu przepisy zakładały umieszczenie pięciu stacji TVP na pierwszych pozycjach u każdego działającego w Polsce operatora telewizji. Bez względu na to, jaką ofertę wybrałby konsument, po włączeniu telewizora widziałby twarz Danuty Holeckiej zachwalającej rządy PiS. Projekt po miesiącach bojów ostatecznie złagodzono.