Fiskus spytał podatniczkę o miliony na koncie. Twierdziła, że to alimenty od konkubenta. I to był błąd

Czy wysokość alimentów może być dowolna? Czy podatnicy, którzy alimenty otrzymują po rozpadzie formalnego związku, są w innej sytuacji niż ci, którzy żyli w konkubinacie? Co nam grozi, jeśli fiskus odkryje na naszym koncie spore pieniądze? Sprawa, którą opisuje "Rzeczpospolita" odpowiada na te pytania. I mrozi krew w żyłach.

Pary, żyjące w nieformalnym związku, które doczekają się potomstwa, muszą zwracać szczególną uwagę na przepisy. W przypadku ewentualnego rozstania sporym problemem mogą okazać się bowiem alimenty. I nie chodzi wcale o ich egzekucję, a o udowodnienie fiskusowi, że nie jest się wielbłądem. Jedną z takich spraw, którą zająć musiał się Naczelny Sąd Administracyjny, opisuje "Rzeczpospolita".

Zobacz wideo Czy Tusk okradł Polaków reformą OFE?

Chodzi o podatniczkę, która popadła w konflikt z fiskusem. Odkrył on, że kobieta w ciągu dziesięciu lat kupiła cztery nieruchomości i siedem luksusowych aut za blisko 4 miliony złotych. Jednocześnie spore pieniądze - ok. 2 mln zł - wpłynęły na konto kobiety tytułem wpłat od innej osoby. Później historia lekko się komplikuje. Podatniczka bowiem w obliczu ryzyka obciążenia 75-procentowym podatkiem stwierdziła, że te pieniądze to darowizna. Szybko się jednak z tego wycofała i oświadczyła, że środki to alimenty od ojca dziecka. Obcokrajowiec miał zawrzeć z nią dokument poświadczony notarialnie i zobowiązać się do wpłacania 567 tys. zł rocznie.

Alimenty? Jakie alimenty, to darowizna. Sąd wkracza do akcji

Fiskus w te zapewnienia nie uwierzył i zażądał kilkuset tysięcy złotych podatku. Urzędnicy twierdzili, że cała ta historia o alimentach to linia podatkowej obrony, która ma uchronić podatniczkę przed konsekwencjami finansowymi. Fiskus stanął też na stanowisku, że skoro źródłem wpłaty jest konkubent - nie ma więc tu formalnego związku - to mówimy o darowiźnie, a nie o alimentach. Urzędnicy wątpliwości mnożyli, aż w końcu sprawa trafiła do sądu. Podatniczka poległa. Jej historia mrozi krew w żyłach i może zostać uznana za przestrogę. 

W opinii Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, jeśli rodzice dziecka nie mieszkają razem i nie prowadzą wspólnego gospodarstwa domowego, to przelew uznany może zostać i za alimenty, i za darowiznę. Sąd wskazał też, że umowa na alimenty została zawarta dopiero w roku 2018. Miał też wątpliwości, czy tak duże pieniądze faktycznie byłyby potrzebne na utrzymanie trzyletniego dziecka

Wysokość alimentów nie może być wzięta z sufitu. Majętność ojca nie ma znaczenia

Sprawą zajął się w końcu Naczelny Sąd Administracyjny. Podzielił on wątpliwości sądu niższej instancji. Zdaniem NSA kwoty, które otrzymywała kobieta, były darowiznami. A dowody na to, że środki były wykorzystywane na utrzymanie dziecka, były dość kruche. Sąd podkreślił też, że alimenty muszą być przeznaczone na utrzymanie dziecka. Wskazał, że wysokość alimentów nie może zostać wzięta z sufitu. Kluczowe są potrzeby dziecka, nie majętność ojca. Ostatecznie podatniczka bój z fiskusem prawomocnie przegrała. 

Przy ustalaniu wysokości alimentów dla dziecka sąd bierze pod uwagę wszelkie okoliczności, które uwzględniają i potrzeby dziecka, i możliwości finansowe rodzica. To głównie dochód, który otrzymuje z pracy na etacie lub z różnych źródeł, a także jego wydatki na inne cele. Wysokość alimentów, które rodzic ma obowiązek płacić, musi być ustalona na poziomie, który zapewni dziecku warunki do rozwoju. Wysokość alimentów jest też dostosowana do wieku dziecka. Chodzi o zapewnienie małoletniemu bezpiecznego domu, żywności, ubrań. Sąd bierze pod uwagę również potrzeby, takie jak rehabilitacja, leczenie itp. Czynników, które wpływają na wysokość alimentów jest więcej - to m.in. wiek rodzica, ewentualne zobowiązania wobec innych dzieci, obciążenia finansowe. 

Studia Biznes i Zielonego Poranka możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu:

Więcej o: