Inflacja w marcu w Polsce wyniosła 16,1 proc. rok do roku - podał Główny Urząd Statystyczny, rewidując tym samym szybki szacunek sprzed dwóch tygodni o 0,1 pp. w dół.
Tym razem GUS podał jednak więcej szczegółów marcowej inflacji - o dynamice cen kilkudziesięciu produktów i usług. Przykładowo, z danych Urzędu wynika, że cukier podrożał przez rok o 81,5 proc., mąka o 30 proc., mleko i jaja o ponad 37 proc., mięso o 22 proc. (najmocniej wieprzowina). Generalnie żywność podrożała o 24,6 proc. przez rok. Energia cieplna jest o niemal 41 proc. droższa niż przed rokiem, energia elektryczna o ponad 22 proc., a opał o ponad 32 proc. O ponad 19 proc. podrożały kosmetyki i artykuły do higieny osobistej, o ponad 21 proc. usługi turystyczne, o niemal 13 proc. usługi fryzjerskie czy kosmetyczne, a ceny u lekarzy (w tym stomatologów) poszły w górę przez rok o ok. 15 proc.
Inflacja 16,1 proc. w marcu to najniższy odczyt od września 2022 r., a także zdecydowanie niższy od lutowego (18,4 proc.). Za tym dużym spadkiem nie stało jednak nagłe osłabienie presji inflacyjnego w gospodarce, ale po prostu efekty statystyczne. Wskaźnik inflacji rocznej za marzec br. nie uwzględniał już bowiem tego, co działo się w Polsce tuż po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, czyli m.in. drastyczny wzrost cen paliw. To podbijało wskaźnik inflacji rocznej przez ostatnich 12 miesięcy, ale już tego nie czyni, bo było to już ponad rok temu.
Marcowa inflacja 16,2 proc. według szybkiego szacunku sprzed dwóch tygodni (teraz zrewidowana do 16,1 proc.) nieco negatywnie zaskoczyła ekonomistów, którzy - przeciętnie rzecz biorąc - spodziewali się odczytu poniżej 16 proc. Zwracali wówczas, i zwracają teraz uwagę choćby na to, że inflacja bazowa (tj. po wyłączeniu najbardziej zmiennych cen energii i żywności; dzięki temu lepiej widać uporczywość inflacji) znów wzrosła - zapewne do 12,2-12,3 proc. względem 12 proc. w lutym. Ostatecznie dane w poniedziałek 17 kwietnia poda NBP.
Analitycy widzą też, że wciąż mamy w Polsce tu i teraz duży problem ze wzrostem cen. Dwucyfrowy odczyt nie wynika tylko z tego, co działo się z cenami rok czy prawie rok temu. Tylko w ciągu pierwszych trzech miesięcy 2023 r. ceny w Polsce urosły średnio o ok. 4,9 proc. To już około dwukrotnie bardziej, niż powinny w idealnej sytuacji przez cały rok (cel inflacyjny NBP to 2,5 proc.). Gdyby - czysto teoretycznie - przyjąć, że w takim tempie rosłyby przez cały rok, inflacja sięgałaby ok. 21 proc.
Szczęśliwie, taki scenariusz - o ile oczywiście nie wydarzy się nic nieoczekiwanego - nam nie grozi. W zasadzie wszystkie ośrodki analityczne w Polsce spodziewają się spadku inflacji w kolejnych miesiącach, spierając się raczej o tempo tej dezinflacji. Dla przypomnienia - spadek inflacji nie oznacza spadku cen. Wciąż będą one wyraźnie wyższe niż rok wcześniej, po prostu tempo ich wzrostu spowolni.
Prognozy ekonomistów oczywiście się różnią, ale pewnie większość z nich można "zamknąć" w ocenie, że na koniec 2023 r. inflacja w Polsce będzie wynosić ok. 8-10 proc. W okolice celu inflacyjnego NBP (a za takie uznaje się już ok. 3,5 proc.) inflacja w Polsce powinna jednak wrócić - według obecnych prognoz - dopiero w 2025-2026 r.
Rozczarowania ekonomistów marcowym odczytem inflacji nie podzielał prezes NBP Adam Glapiński, który na konferencji prasowej 6 kwietnia mówił, że Narodowy Bank Polski jest bardzo usatysfakcjonowany, bo marcowa inflacja wpisała się w jego projekcję inflacyjną. Glapiński przekonywał, że inflacja spadła w marcu względem lutego "na łeb na szyję" i że "rozpoczął się gwałtowny ruch w dół inflacji".
Prezes NBP przyznawał, że inflacja bazowa rośnie, ale zapowiadał, że i ona w drugiej połowie roku zacznie spadać.
Inflacja bazowa wlecze się za konsumencką i to jest normalne, tak jest we wszystkich krajach!
- dodawał Glapiński. Mówił, że w zeszłym roku firmy mocno podnosiły swoje marże, ale teraz coraz trudniej jest im - z powodu spadającego popytu - dalej podnosić ceny.
***
Studia Biznes i Zielonego Poranka możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu: