Ukraińskie zboże, które masowo napłynęło do Polski, dość mocno zdestabilizowało polski rynek. Jak do tego doszło? Jak dużo surowca przekroczyło granicę Ukrainy i Polski? Co w tym czasie obiecywał rolnikom rząd? Szczegółowe liczby zbadał serwis WP.pl. Pochodzą z ukraińskiego raportu dotyczącego eksportu.
Co z niego wynika? Między lipcem 2022 a marcem 2023 do Polski wjechały 4 mln ton zboża, pasz i nasion roślin oleistych. I co szczególnie interesujące, import ten gwałtownie rósł po słowach szefa rządu, który solennie zapewniał rolników, że będą chronieni. - My mamy w Polsce polską żywność, polskie zboże i będziemy zabezpieczać polską wieś i polskiego rolnika - mówił w lipcu 2022 roku premier Mateusz Morawiecki. Tyle tylko, że po złożeniu tej deklaracji import gwałtownie wzrastał. I rósł przez kolejne miesiące - pomimo kolejnych zapewnień szefa rządu i ówczesnego ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka.
Kiedy Morawiecki złożył swoją deklarację, do Polski wjechały niewielkie ilości towarów, bo zaledwie 58 tys. ton zbóż, pasz i nasion. W sierpniu zaimportowaliśmy 234 tys. ton, we wrześniu było to już 423 tys. ton. W październiku nastąpił kolejny wzrost - import wyniósł 555 tys. ton. Coraz większą część tego importu stanowiły, wbrew zapewnieniom rządu, zboża.
Już w listopadzie 2022 roku organizacje rolnicze alarmowały, że dzieje się coś niedobrego. Zboże, które nie miało trafiać na polski rynek spożywczy, zaczęło jednak trafiać do sprzedaży. To wtedy właśnie pojawiło się pojęcie zboża technicznego. Ziarna nie były badane na granicy, bo wedle deklaracji były np. przeznaczone na opał. Wagony wjeżdżały więc jeden po drugim. Eksperci branżowi ostrzegali, że to "techniczne" zboże zmienia się w spożywcze, że dochodzi do różnego rodzaju manipulacji dokumentacją.
Przedstawiciele rządu nie zaprzeczali, że "zboże techniczne" wpływa do kraju, ale przekonywali, że rząd pilnuje, by nie trafiało na nasz rynek
- pisze portal w swojej analizie. A Henryk Kowalczyk zapewniał, że nad prawidłowością procesu czuwają służby skarbowe. - Przedstawiciele rządu nie zaprzeczali, że "zboże techniczne" wpływa do kraju, ale przekonywali, że rząd pilnuje, by nie trafiało na nasz rynek - mówił.
Mijały kolejne miesiące, napływu zboża, które miało jechać tranzytem przez Polskę, nie udało się jednak zatrzymać. To wtedy alarm zaczęli podnosić nawet ludzie związani bezpośrednio z Prawem i Sprawiedliwością. - "Rolnicy z całej Polski sygnalizują, że zboża ukraińskiego są ogromne ilości. Zapowiedzi były cały czas takie, że to idzie w świat, że to jest tylko tranzyt. Okazuje się, że nie" - ostrzegał Jan Krzysztof Ardanowski z PiS, były minister rolnictwa. Jego następca w komunikacie uspokajał. "W imporcie zboża z Ukrainy nie ma już tzw. zboża technicznego, a każde zboże wwożone do Polski podlega na granicy kontroli prowadzonej przez odpowiednie służby" - pisał.
Studia Biznes i Zielonego Poranka możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu: