Zamiast o północy, dopiero około 2.00 w nocy w Dzienniku Ustaw opublikowano rozporządzenie Ministra Rozwoju i Technologii w sprawie zakazu przywozu z Ukrainy produktów rolnych. Rząd umożliwił tranzyt niektórych produktów z Ukrainy przez polskie terytorium. Warunkiem jest rozładunek w portach morskich w Gdańsku, Gdyni, Świnoujściu, Szczecinie lub poza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz ich zaplombowanie przy wjeździe do Polski.
Służby graniczne były gotowe na kontrole zgodne z nowymi przepisami już od północy. Gdy rząd się spóźniał, na przejściach granicznych miała zapanować konsternacja - informuje radio RMF FM, którego reporter relacjonował sytuację z granicy w Dorohusku. Krajowa Administracja Skarbowa poinformowała rozgłośnię przed godz. 6.00, że na rzeczonym przejściu granicznym nie odprawiono i nie oplombowano żadnego ładunku. Z kolei ze strony ukraińskiej do 6.00 do kontroli zgłosił się tylko jeden transport. Po godzinie 8.00 RMF FM poinformowało, że na przejściu pojawiło się kilka samochodów.
Oprócz służb granicznych na miejscu obecni są też lekarze weterynarii, funkcjonariusze Krajowej Administracji Skarbowej i pogranicznicy. Większe natężenie ruchu spodziewane jest w ciągu następnych godzin i dni, gdy przedsiębiorcy będą mogli lepiej zapoznać się z nowymi przepisami.
Nowe przepisy, poza tranzytem zbóż, jajek, mięsa drobiowego i produktów pszczelich, utrzymują zakaz wwozu do Polski z Ukrainy innych produktów rolnych. Nowe regulacje obowiązują do 30 czerwca. Przewozy tranzytowe mają być monitorowane, co uregulowało Ministerstwo Finansów. W rozporządzeniu resortu wymienia się: zboża, jeżeli masa brutto przesyłki towarów przekracza 500 kilogramów. Jaja, jeżeli ich liczba w przesyłce towarów przekracza 900 sztuk, mięso drobiowe, jeżeli masa brutto przesyłki towarów przekracza 250 kilogramów, produkty pszczele, jeżeli masa brutto przesyłki towarów przekracza 10 kilogramów.
Między lipcem 2022 a marcem 2023 do Polski wjechały 4 mln ton zboża, pasz i nasion roślin oleistych. Już w listopadzie 2022 roku organizacje rolnicze alarmowały, że dzieje się coś niedobrego. Zboże, które nie miało trafiać na polski rynek spożywczy, zaczęło jednak trafiać do sprzedaży. To wtedy właśnie pojawiło się pojęcie zboża technicznego. Ziarna nie były badane na granicy, bo wedle deklaracji były np. przeznaczone na opał. Wagony wjeżdżały więc jeden po drugim
Mijały kolejne miesiące, napływu zboża, które miało jechać tranzytem przez Polskę, nie udało się jednak zatrzymać. To wtedy alarm zaczęli podnosić nawet ludzie związani bezpośrednio z Prawem i Sprawiedliwością. - "Rolnicy z całej Polski sygnalizują, że zboża ukraińskiego są ogromne ilości. Zapowiedzi były cały czas takie, że to idzie w świat, że to jest tylko tranzyt. Okazuje się, że nie" - ostrzegał Jan Krzysztof Ardanowski z PiS, były minister rolnictwa. Jego następca w komunikacie uspokajał. "W imporcie zboża z Ukrainy nie ma już tzw. zboża technicznego, a każde zboże wwożone do Polski podlega na granicy kontroli prowadzonej przez odpowiednie służby" - pisał. Rolnicy, którzy nie mogli pozbyć się zboża, bo te ukraińskie zaniżyło ceny, rozpoczęli protesty, które skończyły się wprowadzeniem w połowie kwietnia zakazu wwozu i tranzytu ukraińskich produktów rolnych.