- Robimy z mężem zakupy poza siecią, w lokalnym sklepie, gdzie te ceny się nie zmieniły - powiedziała szefowa resortu klimatu Anna Moskwa w Polsat News. Te słowa natychmiast wywołały burzę w internecie. Politycy łapali się za głowy i pytali: gdzie jest taki sklep? Komentatorzy nie wierzyli bowiem w jego istnienie, ale dowodów, że takiego miejsca rzeczywiście nie ma, nie było. Dziennikarze Polsatu pojechali jednak do sklepu, o którym mówiła ministerka i potwierdzili przypuszczenia. We wskazanym sklepie ceny w rzeczywistości wzrosły.
Stefan Strzelczyk, właściciel tego sklepu w rozmowie z Polsatem przyznał, że sklep "też dotknęła inflacja" i pomimo tego, że jest w nim bardzo niska marża to ceny względem poprzedniego roku i tak wzrosły o 20-25 procent. W 2020 roku podstawowy rachunku w sklepie wynosił 60-70 złotych. Teraz jest to ok. 100 złotych za te same produkty. - To, co mówi pani minister, że ceny nie poszły do góry, to nieprawda. Musiały wzrosnąć, bo inaczej by się nie dało - mówił właściciel. Tłumaczył, że skoro producent podwyższa ceny, to tak samo postąpić musi pośrednik. - My też musimy zarobić na pracownika, na siebie, na utrzymanie biznesu - dodał i przyznał, że sklep oszczędza. Właściciel sam przywozi towar i jest w nim dostawcą, kasjerem, księgowym i sprzątaczem. - Dzięki temu możemy pozwolić sobie na to, żeby ceny w sklepie były trochę niższe, ale i tak są wyższe niż rok, czy dwa lata temu - wyjaśnił.
Przypomnijmy, że choć sprzedaż w Polsce w ostatnim czasie spada, to jednak za zakupy płacimy więcej. Główny Urząd Statystyczny przekazał w poniedziałek, że sprzedaż detaliczna w Polsce w marcu br. spadła o 7,3 proc. rok do roku. "To odczyt w cenach stałych, czyli po odjęciu efektu inflacji. Najprościej rzecz ujmując, w lutym br. kupiliśmy w różnych sklepach (np. spożywczych, budowlanych, księgarniach, drogeriach, także na stacjach paliw) o 7,3 proc. mniej niż rok temu" - pisze na portalu Gazeta.pl dziennikarz Mikołaj Fidziński. Zapłaciliśmy za nie za to aż o 4,8 proc. więcej niż przed rokiem, o czym mówi nam odczyt sprzedaży detalicznej w cenach bieżących. Oznacza to, że wydajemy w sklepach coraz więcej, ale kupujemy coraz mniej.