Płacisz 49 euro i korzystasz z lokalnego transportu do woli przez cały miesiąc. Tak w największym skrócie wygląda oferta biletu miesięcznego, którą od najbliższego poniedziałku wprowadzają Niemcy. Pomysł to pokłosie innego, wcześniejszego programu, który eksperymentalnie prowadzono latem ubiegłego roku. Przez trzy miesiące testowano wtedy miesięczny bilet kolejowy na pociągi lokalne za 9 euro. To był hit (czasem na tyle, że wręcz prowadził do popytowej klęski urodzaju). Tamta akcja miała popularyzować transport publiczny w czasie kryzysu energetycznego, przy okazji służący zmniejszeniu wykorzystania paliw kopalnych.
Nową ofertę reklamował w tym tygodniu kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który odwiedził berlińskie przedsiębiorstwo komunikacji miejskiej i nawet siadł za kółkiem autobusu elektrycznego.
Bilet będzie pozwalał na nielimitowane przejazdy miejską komunikacją publiczną każdego rodzaju - metrem, tramwajami i autobusami, w całym kraju. W przypadku kolei w ramach oferty będzie można korzystać z pociągów lokalnych i regionalnych - najszybsze, dalekobieżne, są z niej wykluczone (podobnie jak dalekobieżne autobusy). I to właśnie podróżujący często na nieco większe odległości pociągami zyskają najbardziej. Z biletu będą mogli korzystać i mieszkańcy kraju, i turyści. Jego celem ma być przede wszystkim zmniejszenie kosztów życia w czasach wysokiej inflacji. Poza tym ma skłonić Niemców do przesiadki z samochodów do transportu publicznego w ten sposób wspomóc osiągnięcie celów klimatycznych.
No i na koniec - choć to nie mniej ważne dla użytkowników - ma ułatwić korzystanie ze skomplikowanego i niekompatybilnego w różnych rejonach kraju systemu transportu. "Dla milionów ludzi jest to powód do świętowania. Będą podróżować taniej niż dotychczas. I nie będą też już więcej bezradnie stać przed automatem biletowym, gdy zatrzymają się w innych miastach. Norymberczyk potrzebował do tej pory matury z regulaminu biletów, by móc kupić odpowiedni, gdy jechał do pobliskiego Regensburga lub stolicy landu - Monachium. Powinniśmy teraz odnotować wszystkie te zalety i się z nich cieszyć" - piszą "Nuernberger Nachrichten" (niemiecką prasę cytujemy za portalem Deutsche Welle).
Czy bilet za 49 euro skłoni Niemców do porzucenia samochodów w dojazdach do pracy? Nie wszyscy są optymistyczni. Dla wielu użytkowników cena z pewnością będzie atrakcyjna, ale pojawiają się obawy o pogorszenie komfortu podróży i tłok - to obserwowano w czasie letniej akcji. Część ekspertów podkreśla też, że to nie pieniądze przekonują ludzi do przesiadki z samochodu do środków transportu publicznego. Kluczem jest komfort właśnie. Jeśli pociąg jest przepełniony albo często się spóźnia, niższa cena nie przekona zwolenników samochodów. "Jest więc argument, który mówi, że lepiej byłoby zainwestować w więcej ładniejszych pociągów, Wi-Fi na pokładzie, bardziej niezawodne połączenia kolejowe, zamiast obniżać cenę biletów dla osób dojeżdżających do pracy, które i tak prawdopodobnie na to stać" - mówił niedawno DW Jon Worth, ekspert ds. transportu i polityki UE z Berlina.
"Plan nie obejmuje jednak inwestycji w więcej usług, co prawdopodobnie ograniczy jego wpływ, twierdzi Philipp Kosok, analityk transportu publicznego w think tanku Agora Verkehrswende" - pisze portal ekonomiczny Bloomberg. "Obecnie nie ma ani jednego euro przeznaczonego na poszerzenie operacji" - dodaje ekspert, podkreślając, że Niemcy potrzebują priorytetyzacji, która mówi, że kolej jest ważniejsza niż drogi".
Ofertę biletu za 49 euro wstępnie zaplanowano na dwa lata. W finansowaniu tego projektu pomoże lokalnym władzom rząd federalny. Rocznie będzie przeznaczać 1,5 mld euro - ma to być rekompensata za utracone dochody związane z obniżką cen połączeń. Kraje związkowe wyłożą taką samą kwotę.
"Porannej rozmowy" i "Zielonego poranka" możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu: