Nieruchomości ponownie cieszą się w Polsce większym zainteresowaniem. Jak wynika z najnowszego Kwartalnika Mieszkaniowego opracowanego przez Otodom.pl i think tank Polityka Insight, widać nie tylko ożywienie, na którym już skorzystali deweloperzy ale i wyraźne oczekiwanie na wejście w życie programu Bezpieczny Kredyt na 2 proc. Można nawet powiedzieć, że Polacy ustawiają się już w kolejce po mieszkania, które kupią, gdy tylko rządowy program umożliwi zaciągnięcie znacznie tańszego kredytu.
Nowy rządowy program nie jest jedynym czynnikiem, który może zwiastować ożywienie na rynku. Inne to złagodzenie przez KNF wymogów dochodowych przy udzielaniu kredytów hipotecznych na okresowo stałą stopę procentową, a także wzrost płacy minimalnej. Z danych BIK wynika, że marcu ponad 22 tys. osób ubiegało się o kredyt na zakup mieszkania, to o 17 proc. więcej niż w lutym i aż o 81 proc. więcej niż w grudniu ubiegłego roku.
Dr Adam Czerniak, główny ekonomista Polityki Insight i współautor Kwartalnika Mieszkaniowego nie ma wątpliwości, że Program Bezpieczny Kredyt 2 proc. będzie głównym czynnikiem kształtującym sentyment rynkowy w kolejnych kwartałach.
Deweloperzy i prywatni sprzedający liczą na to, że spełnią się rządowe projekcje i z programu skorzysta w tym roku aż 40 tys. kredytobiorców. Jeżeli te oczekiwania okażą się nadmiernie optymistyczne, to rynek ponownie się wystudzi. Ceny - zwłaszcza nowych mieszkań - przestaną rosnąć, a w niektórych lokalizacjach mogą wystąpić nawet obniżki
Rządowy program "rozgrzewa zarówno sprzedających, jak i kupujących, którzy już poszukują mieszkań do nabycia w II poł. roku" - czytamy w raporcie.
Dane za pierwszy kwartał potwierdzają rosnący popyt, widoczny głównie na rynku deweloperskim w metropoliach. Z danych Otodom Analytics wynika, że sprzedaż mieszkań na siedmiu największych rynkach w Polsce wzrosła aż o 35 proc. Tam też najmocniej w górę poszły ceny - o 1,9 proc. - W dużych miastach wyraźnie nasila się przy tym fragmentacja rynku mieszkaniowego. W atrakcyjnych inwestycyjnie, prestiżowych dzielnicach ceny mieszkań rosną, a lokale cieszą się dużym zainteresowaniem ze strony kupujących przede wszystkim inwestycyjnie. Mniejsze zainteresowanie dzielnicami peryferyjnymi, gdzie oferta jest stosunkowo duża, a możliwości potencjalnych nabywców mniejsze sprawiają, że mieszkania tam wystawiane do sprzedaży drożeją wolno - wyjaśnia Karolina Klimaszewska, Senior Data Analyst w Otodom. Dotyczy to Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Poznania, Trójmiasta, Katowic i Łodzi.
Ceny ofertowe na mieszkania Źródło: Otodom
Otodom publikuje też dane dotyczące cen ofertowych mieszkań. We wszystkich kategoriach ceny te mocno wzrosły. W metropoliach (miastach powyżej 500 tys. mieszkańców), w porównaniu do poprzedniego kwartału wzrost cen wynosi 1,9 proc. Rok do roku ceny urosły o 5,7 proc. W dużych miastach (100-500 tys.) kwartalny wzrost wynosi 1,5 proc., a roczny jest znacznie większy - na poziomie 7,8 proc. W miastach średnich (50-100 tys.), kwartalnie niemal nic się nie zmieniło - ceny wzrosły o 0,6 proc. Ale rok do roku różnica wynosi 5,4 proc. Największa zmiana dotyczy małych miast, do 50 tys. Kwartalnie to tylko 1,2 proc., ale w ujęciu rocznym wzrost wynosi 9,1 proc.
Autorzy raportu podkreślają też, że rynek nieruchomości nie jest jednak jednolity. Nawet w obrębie dużych miast możemy wyróżnić dzielnice, które cieszą się sporym wzrostem popytu i cen, i takie, gdzie panuje cenowa stagnacja. Tak jest chociażby w Warszawie, Poznaniu czy Gdańsku. Fragmentaryzacja rynku mieszkaniowego widoczna jest też gdzie indziej. W dużych miastach ceny wyraźnie rosną, bo tu klienci już nastawieni są na kupowanie mieszkań w ramach rządowego programu. Ale w innych segmentach rynku panuje dekoniunktura. Dotyka przede wszystkim mieszkań starszych - te wybudowane w latach 1945-1990 - głównie te z wielkiej płyty - tanieją trzeci kwartał z rzędu. Również ceny ofertowe, czyli te, których właściciele żądają przy sprzedaży, rosną symbolicznie, bo o 1 proc. rok do roku.
Rynek nie jest też jednorodny pod względem geograficznym. Na dekoniunkturę najbardziej narażone są miasta średnie (50-100 tys. mieszkańców). To tam w największym stopniu uderzył w potencjalnych kupujących spadek zdolności kredytowej. Te miasta są też znacznie mniej atrakcyjne dla inwestorów. Rynek najmu nie jest duży, niewielki jest też deficyt lokali. Ceny ofertowe utrzymują się tam na poziomie lipca 2022 - od dłuższego czasu stoją więc w miejscu. Sprzedawcy w tym w wypadku nie spodziewają się odbicia wywołanego Bezpiecznym Kredytem. Wymogi kredytowe wciąż mogą się okazać w tym wypadku zbyt wysokie, a ci, którzy mieszkania traktują w sposób typowo inwestycyjny, wybiorą albo miasta większe, albo mniejsze - znajdujące się na peryferiach aglomeracji.
To, że ewentualne ożywienie nie dotknie całego rynku, może zwiastować też inny fakt. Co prawda wzrosła liczba nowych ofert mieszkań, ale popyt dalej maleje.
Studia Biznes i Zielonego Poranka możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu: