"Obciążanie NBP i rządu winą za wysoką inflację to narracja Kremla", a "główne przyczyny inflacji to agresja rosyjska w Ukrainie oraz pandemia i jej skutki" - między innymi takie informacje znajdują się na olbrzymim banerze, którym w połowie maja Narodowy Bank Polski obkleił swoją siedzibę.
Do tego dochodzi wykres przedstawiający inflację w Polsce na tle innych krajów naszego regionu. Wykres oczywiście prawdziwy, bo rzeczywiście inflacja w Polsce jest na "mniej więcej" takim samym poziomie jak w większości krajów Europy Środkowo-Wschodniej, choć - dodajmy - już nieco nieaktualny. Dotyczy bowiem inflacji w marcu, a tymczasem najnowsze dane Eurostatu (za kwiecień) wskazują, że Polska przeskoczyła już Estonię i jest na 4., a nie 5. miejscu w UE (oraz w naszym regionie). Co gorsza, oby najnowsze prognozy Komisji Europejskiej się nie spełniły, ale Bruksela prognozuje nam najwyższą inflację w całej UE w 2024 r. (i trzecią najwyższą w 2023 r., za Węgrami i Czechami).
Teraz do tej "kampanii" dołączył kolejny element - po ulicach Warszawy jeździ furgonetka agencji reklamy zewnętrznej, na której polski bank centralny przedstawia te same dane i oceny. Uwiecznił ją Szymon Machalica z portalu "Strefa Inwestorów". Furgonetka już została okrzyknięta "inflacjobusem", a internauci czekają teraz na sterowiec z banerem NBP.
W odpowiedzi na pytania TVN24 Biznes, biuro prasowe NBP poinformowało, że kampania realizowana jest w wielu mediach oraz w przestrzeni publicznej, między innymi na budynkach oddziałów NBP w całym kraju.
Kampania ma na celu utrwalenie poprawnego zrozumienia źródeł inflacji, w obliczu rozpowszechnianych, nieprawdziwych informacji, które mogą być kreowane jako element propagandy wspierającej cele obcego mocarstwa w naszym kraju
- poinformowano dodając, że "co prawda, inflacja w Polsce szybko spada, zgodnie z przewidywaniami NBP, dzięki działaniom NBP i RPP, jednak poprawne, ogólnospołeczne zrozumienie źródeł tych procesów, jest nierozerwalnie związane z realizacją zadań NBP.
"Kampania inflacyjna" NBP nie jest jedynym działaniem banku centralnego, które w ostatnich dniach jest szeroko komentowane przez obserwatorów. Bank centralny pochwalił się także w tym tygodniu swoimi wyliczeniami kosztów i wpływu na gospodarkę (inflację, PKB, dług publiczny) dotychczasowych propozycji przedwyborczych PiS i PO.
Nie znam banku centralnego, który przedstawiłby takie wyliczenia, komentując skutki propozycji partii politycznych. To rodzi ryzyko uwikłania banku centralnego w kampanię wyborczą
- komentował dla Gazeta.pl w programie "Studio Biznes" dr Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. Borowski zastanawiał się, czy wobec tego NBP nie powinien analizować programów wszystkich partii. Zwracał też uwagę na wątpliwości co do metodologii wyliczeń.
W zeszłym tygodniu z kolei NBP opublikował wyniki ankiety, w której "Obserwator Finansowy" (należący do banku centralnego) zapytał ekonomistów o ich oczekiwania co do obniżki stóp w czterech ostatnich miesiącach 2023 r. Z danych wynika, że część respondentów uważa, że RPP obniży stopy, choć jednocześnie uważa, że byłby to błąd (bo nie widzi w danych gospodarczych przestrzeni ku temu).
Jak popatrzymy sobie na dyskusje ekonomistów analizujących profesjonalnie politykę pieniężną oraz na raporty analityczne banków, w tym dużych zagranicznych - to niestety wyłania się obraz, w którym nasilają się oczekiwania, że ta decyzja RPP [o obniżce stóp - red.] będzie podyktowana czynnikami politycznymi przed wyborami. Ten pogląd zaczyna się przebijać
- powiedział w "Studiu Biznes" dr Jakub Borowski dodając, że jest to dla niego sytuacja "absolutnie wyjątkowa".