"Doszło do tego, że wstawałam z łóżka i od razu leciały mi łzy", "Przyszły lęki i tiki nerwowe. Nie spałam albo budziłam się z krzykiem", "Kluczem było to, jak kogoś postrzegał: jeśli uznał za słabego, dojeżdżał" - tak o szefie dwumiesięcznika "Press" Andrzeju Skworzu mówi w rozmowie z "Dużym Formatem" 40 byłych pracowników. Według nich Skworz miał dopuszczać się przemocowych zachowań. On sam twierdzi, że oficjalnie nikt nie zgłosił mu nigdy mobbingu i że nie dochodziły do niego sygnały o problemach psychicznych wywołanych stresem, których mieli doświadczać podwładni.
Wydawca magazynu "Press" i Fundacja Grand Press są organizatorami nagród Grand Press, czyli największego konkursu dziennikarskiego w Polsce. Na konkurs składają się: kategorie tematyczne Grand Press, nagrody specjalne - Książka Reporterska Roku, Grand Press Digital, Grand Press Economy, Nagroda im. Bohdana Tomaszewskiego oraz konkurs na Dziennikarza Roku. W obliczu materiału "Gazety Wyborczej" wśród dziennikarzy pojawiła się wątpliwość, czy w przyszłości brać udział w konkursie. Podobne wątpliwości mogą mieć inwestorzy m.in. Kulczyk Investments, które jest mecenasem nagrody Grand Press.
Dziennikarz Jakub Wątor przekazał na Twitterze, że rozmawiał z Jarosławem Sroką, członkiem zarządu Kulczyk Investments i byłym dziennikarzem podczas konferencji Infoshare i ten miał powiedzieć mu, że "od rana dzwonią do niego ludzie w tej sprawie". "Nie wiem, co zrobimy. Będziemy się zastanawiali nad tym. Tekstu jeszcze nie czytałem. Na pewno jako Kulczyk Investments stoimy za niezależnym, jakościowym dziennikarstwem, a nie za Andrzejem Skworzem" - zacytował Wątor. Jeden z takich telefonów wykonała również Gazeta.pl. W rozmowie z nami Jarosław Sroka przekazał, że z nikim na temat wycofania się z partnerstwa jeszcze nie rozmawiał, a samego artykułu nie czytał. Co więcej, doniesienia o wycofaniu się z gali nazwał "wprowadzeniem w błąd".