13,4 proc. - tyle według konsensusu prognoz Bloomberga wyniosła w maju w Polsce inflacja rok do roku. A jaka była w rzeczywistości? Tego dowiemy się w środę 31 maja, gdy Główny Urząd Statystyczny poda szybki szacunek za maj.
Pewne jest, że odczyt będzie sporo niższy niż w poprzednich miesiącach. Jeśli sprawdzi się prognoza 13,4 proc., to będzie można powiedzieć, że to najniższa inflacja od ponad roku (od 12,4 proc. z kwietnia 2022 r.), oraz że w ciągu trzech miesięcy zjechała już o 5 punktów procentowych - w szczycie w lutym br. inflacja sięgnęła bowiem 18,4 proc. (potem 16,1 proc. w marcu i 14,7 proc. w kwietniu).
Oczywiście to nadal oznacza, że inflacja w Polsce jest wysoka. Obecnie wskaźnik dość szybko spada m.in. w związku z efektem bazy (do rezultatu nie zliczają się już szokowe wzrosty cen po agresji Rosji na Ukrainę z lutego 2022 r. - bo było to już ponad rok temu), choć tendencje dezinflacyjne widać także m.in. na cenach surowców energetycznych i rolnych czy w przemyśle. Niemniej z czasem to tempo spadku inflacji będzie coraz wolniejsze i obecne prognozy (także NBP czy rządowe) wskazują, że przy sprzyjających wiatrach do celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.) zejdziemy prawdopodobnie dopiero w okolicach 2026 roku.
Możliwe jednak, że w środowych danych o inflacji zobaczymy jedną nawet ważniejszą rzecz niż spadek wskaźnika rok do roku. Zdaniem ekonomistów Santander Banku w maju w ujęciu miesiąc do miesiąca (tj. w porównaniu z kwietniem br.) inflacja w Polsce wyniosła tylko 0,3 proc. "Tylko" - bo byłby to jeden z najniższych wyników w ostatnich latach. Ba, ekonomiści Credit Agricole prognozują inflację roczną za maj na poziomie 12,7 proc., co oznaczałoby wręcz spadek cen w maju względem kwietnia - a z taką sytuacją (nie licząc lutego 2022 r., gdy ceny jednorazowo obniżyła rządowa tarcza antyinflacyjna) nie mieliśmy do czynienia od 2020 r.
W poprzednich miesiącach inflacja roczna wprawdzie spadała - jakby to powiedział prezes Glapiński - "na łeb na szyję", bo GUS nie ujmował już w analizie spektakularnych wystrzałów cenowych tuż po agresji Rosji na Ukrainę z lutego 2022 r. Te bieżące wzrosty cen z miesiąca na miesiąc wciąż wskazywały jednak na uciążliwość inflacji - w kwietniu br. ceny były o 0,7 proc. wyższe niż w marcu, w marcu o 1,1 proc. wyższe niż w lutym, w lutym ceny o 1,2 proc. wyższe niż w styczniu. Łącznie przez cztery pierwsze miesiące 2023 r. ceny urosły o 5,7 proc.!
Gdyby rzeczywiście GUS pokazał inflację za maj miesiąc do miesiąca w okolicach 0,3 proc. - jak sugerują ekonomiści Santander Banku - to byłaby to już znacznie przyzwoitsza dynamika wzrostu cen. A gdybyśmy w ogóle zobaczyli spadek cen miesiąc do miesiąca (jak przewidują ekonomiści Credit Agricole), to już w ogóle byłaby rewelacja.
Wyraźne przyhamowanie miesięcznego rozpędu cen to efekt po pierwsze sezonowości, np. w zakresie cen odzieży i obuwia, ale też postępującego spadku cen paliw (wg nas ok -4,5 proc. miesiąc do miesiąca
- oceniają ekonomiści Santander Banku.
Uważamy, że niższa inflacja w maju wynikać będzie ze zmniejszenia wszystkich jej głównych składowych (dynamiki cen żywności, paliw, nośników energii oraz inflacji bazowej)
- komentują natomiast ekonomiści Credit Agricole.
Również w środę 31 maja GUS poda wstępny szacunek PKB Polski w pierwszym kwartale br. - czyli strukturę wzrostu/spadku polskiej gospodarki. W połowie maja urząd podał swoje pierwsze, szybkie wyliczenia, ale w zasadzie były to same liczby. Według nich PKB Polski spadł rok do roku o 0,2 proc. (tylko, bo ekonomiści spodziewali się tąpnięcia o ok. 0,8 proc.), a w porównaniu z ostatnim kwartałem 2022 r. urósł aż o 3,9 proc. (wobec prognoz wskazujących na wzrost tylko o 0,7 proc.). Eksperci byli wówczas zaszokowani tymi danymi, wręcz częściowo w nie niedowierzając i zauważając, że od pandemii GUS ma problem z odsezonowaniem danych z gastronomii i zakwaterowaniu.
W największym skrócie - odsezonowanie polega na porównaniu danych z historycznym wzorcem po to, aby wykluczyć czynniki powtarzające się sezonowo (a takie w turystyce są przecież ewidentne). Tyle, że w pandemii - gdy ruch w restauracjach czy hotelach zależał od rządowych obostrzeń (oraz ewentualnych obaw klientów o zdrowie) - wskaźniki wariowały i zapewne dlatego ten historyczny wzorzec sezonowy się GUS-owi trochę popsuł. Wskutek tego, teraz raz dane o PKB mogą być trochę zawyżone, a raz zaniżone.
Dane odsezonowane w zasadzie niespecjalnie różnią się od nieodsezonowanych. W jednym kwartale mamy wzrost o 100-200 proc., w drugim wzrost o 100-200 proc. Być może także dlatego wzrost PKB w pierwszym kwartale br. [w ujęciu kwartał do kwartału – red.] tak wystrzelił
- mówił w "Studiu Biznes" w Gazeta.pl ekonomista mBanku Arkadiusz Balcerowski.
Zostawiając to jednak na marginesie - środowe dane pokażą w większych szczegółach, co piszczało w polskiej gospodarce na początku roku.
Nasze szacunki wskazują, że mieliśmy do czynienia z pogłębieniem spadku konsumpcji prywatnej oraz z nadal solidnym wzrostem inwestycji, na który wskazują dane z sektora przedsiębiorstw. Rozbieżność pomiędzy dynamiką PKB a danymi miesięcznymi sugeruje, że zaskakująco silny był sektor usług.
- komentują eksperci z PKO Banku Polskiego.