"Krok po kroku, plasterek po plasterku salami, żeby nie zaburzyć ogólnie dobrego samopoczucia z tytułu rosnących dochodów, by nie wkurzyć tych, którzy uważają, że to tylko 'rysa' czy 'walka w kisielu', zmierzamy tam, gdzie są Węgry, a potem tam, gdzie Turcja" - napisał Ignacy Morawski na Twitterze. Ekonomista do wpisu załączył wykres podsumowujący wyniki Polski, Czech, Węgier i Turcji z ostatnich 20 lat w rankingu Freedom in the World. Co roku na potrzeby tego badania mierzona jest skala wolności obywatelskich i politycznych w poszczególnych krajach.
W tegorocznym rankingu Freedom in the World Polska uzyskała 81 punktów na 100. Wśród sklasyfikowanych krajów daje nam to dopiero 69. miejsce. W Unii Europejskiej niżej są tylko Bułgaria (79 pkt) oraz Węgry (66 pkt). Turcja zdobyła 32 pkt, Rosja 16 pkt, a Chiny ledwie 9 pkt - analizuje ranking money.pl.
Do 2016 roku Polska i Czechy szły w rankingu łeb w łeb. Wszystko zmieniło się w 2016 roku, gdy władzę przejął PiS (wybory odbyły się 25 października 2015 roku). Czechy zaczęły tracić, ale nie spadły poniżej granicy 90 pkt. Polska straciła natomiast 4 punkty - w 2017 roku przyznano nam 89 punktów. Od tego czasu regularnie co rok, dwa lata, nasza liczba punktów spada.
Money.pl zauważa też, że od początku władzy PiS odnotowujemy spadki w dwóch innych prestiżowych rankingach:
Warto podkreślić, że w tym pierwszym akurat w tym roku skoczyliśmy aż o dziewięć miejsc w porównaniu z zeszłorocznym zestawieniem. "Polska zyskała w porównaniu do ubiegłego roku 2 punkty w rankingu, co według Reporterów bez Granic oznacza, iż ostatni rok był w naszym kraju w miarę spokojny pod względem wolności mediów - nie było żadnych większych afer ani kontrowersyjnych decyzji w tym zakresie" - czytamy w euractiv.pl. Zwrócono jednak uwagę, że w tym roku pojawiło się wiele decyzji, które mogą zagrozić naszej pozycji w rankingu. Chodzi m.in. o "lex pilot", z którego ostatecznie się wycofano.
Ignacy Morawski przywołał dane dot. wolności w Polsce w kontekście wprowadzenia "lex Tusk", czyli ustawy powołującej do życia komisję ds. badania wpływów rosyjskich. "Badanie rosyjskich wpływów na polską politykę i opinię publiczną jest zapewne uzasadnione. Warto jednak zobaczyć, w jaki sposób robili to Amerykanie - powołując senacką komisję złożoną z przedstawicieli różnych partii, która przez kilka lat badała dokumenty i zeznania świadków, wydając na koniec szeroki raport. Polska ustawa powołuje komisję administracyjną, znajdującą się pod pełną kontrolą premiera, mogącą procedować w trybie niejawnym, posiadającą uprawnienia niemal karne, z bardzo ograniczoną kontrolą sądową" - pisze ekonomista "Pulsu Biznesu".
Wątpliwości co do "lex Tusk" ma również Komisja Europejska. - Jesteśmy szczególnie zaniepokojeni polską ustawą o komisji, która może pozbawić obywatela praw, bez możliwości odwołania się do sądu. Komisja Europejska nie zawaha się podjąć odpowiednich środków - oświadczył komisarz UE Didier Reynders. Zaniepokojony sytuacją jest również amerykański departament stanu. Resort dyplomacji USA wyraził obawy, że uchwalone przepisy mogą być nadużywane do ingerowania w wolne wybory w Polsce.