Zbigniew Serafin, który od niemal 20 lat prowadzi gospodarstwo rolne we wsi Cmolas (woj. podkarpackie), w sierpniu ubiegłego roku został wezwany na komendę policji. Sąsiedzi oskarżyli go o zniszczenie plonów - pisze Polsat News - Sąsiedzi zeznali, że własnym kombajnem, specjalnie wjechałem im w kukurydzę. Tylko że ja nawet nie mam kombajnu - powiedział rolnik.
Mężczyzna wyjaśnił, że sprzedał swój kombajn kilka lat temu, a od tego czasu prace u niego wykonuje inny gospodarz. Nowy właściciel maszyny potwierdził zresztą, że "tylko on jeździ tym kombajnem".
- W ten dzień też byłem na tym polu, ale nikt do mnie nie podszedł, na nic nie zwrócił uwagi - mówił Krzysztof Wilk, który kupił kombajn od Zbigniewa Serafina.
Jednak sąsiedzi nie przyjmują tych wyjaśnień i twierdzą, że widzieli, jak Serafin miał z premedytacją wjeżdżać w ich pola kombajnem. Sprawa trafiła nawet do sądu. Rolnik jest oskarżany o zniszczenie kukurydzy o wartości... 15 złotych.
W sprawie zniszczeń odbyły się już trzy rozprawy i przesłuchano ośmiu świadków - wyjaśnia Polsat News. Natomiast żona rolnika tłumaczy, że policja, która w ubiegłym roku została wezwana na miejsce zdarzenia, nawet nie wylegitymowała osoby prowadzącej kombajn.
Zbigniew Serafin bronił się przed sądem, przedstawiając faktury potwierdzające sprzedaż kombajnu, natomiast Krzysztof Wilk potwierdził, że to on tego dnia pracował na polu. Jednak sąd ostatecznie skazał rolnika na zapłatę 200 złotych. Mężczyzna nie ma zamiaru się poddawać.
- Stoję w sądzie i udowadniam, że nie jestem wielbłądem, że nie mam maszyny, której faktycznie nie mam. Równie dobrze mogą powiedzieć, że mam czołg schowany w stodole i co, sąd też im uwierzy? Ja już wydałem na tę sprawę 3 tys. złotych, następne 2 tys. będzie mnie kosztowała apelacja. Ale będę walczył, bo nie zapłacę za coś, czego nie zrobiłem. Jak trzeba będzie, to pójdę do Strasburga - zapowiedział skazany rolnik. Sprawa trafiła do sądu drugiej instancji.