Wakacje nad polskim morzem kojarzą nam się z opalenizną, kąpielą w Bałtyku oraz posiłkiem w postaci smażonej ryby. Postępująca drożyzna nie omija nadmorskich restauracji, urlopowicze poszukują więc alternatywy, aby nie rezygnować z wakacyjnego przysmaku. Chcąc oszczędzić na obiedzie w restauracji, wielu z nich decyduje się na samodzielne przygotowanie ryby w wynajętej kwaterze. Taka próba obejścia drożyzny może mieć dla nas jednak spore konsekwencje finansowe.
Choć pomysł kupienia od lokalnych rybaków i własnoręcznego usmażenia ryby wydaje się na pierwszy rzut oka całkiem niezły, krzywym okiem patrzą na niego właściciele nadmorskich lokali na wynajem. Skarżą się, że po smażących urlopowiczach pozostaje trudny do usunięcia olej na kafelkach, a w powietrzu unosi się przykry zapach, którego nie da się pozbyć za jednym krótkim wietrzeniem pomieszczenia. Osiadający na ścianach brud ma wiązać się również z koniecznością ich częstszego odmalowywania.
W związku z ponoszonymi stratami materialnymi i niemożliwością posprzątania pokoi przed przyjazdem następnych gości, właściciele nadmorskich lokali na wynajem coraz częściej decydują się na umieszczenie w ich regulaminie punktu zabraniającego smażenia ryb. Według rozeznania wykonanego przez Wirtualną Polskę, najniższe kary za takie postępowanie przewidziano w Łebie i Władysławowie - 300 zł. Nieco więcej zapłacimy w Gdańsku (450 zł), Jastarni i Stegnie (500 zł). Rekordowo wysoką cenę za złamanie zakazu ustalili właściciele apartamentów w Mielnie. Tam za smażenie ryby otrzymamy wezwanie do zapłaty opiewające na kwotę od 1,1 tys. do aż 2 tys. zł.