Poszukiwanie skarbów bez zezwolenia ma być zagrożone karą grzywny, ograniczenia lub pozbawienia wolności do lat dwóch - wynika z nowelizacji ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. Najważniejsze zmiany to m.in. konieczność zgłaszania poszukiwań do rejestru oraz posiadania zgody właściciela i posiadacza nieruchomości. Jeśli poszukiwania miałyby odbywać się na obszarach morskich, potrzebna będzie zgoda dyrektora urzędu morskiego - poinformował w piątek portal i.pl. Rejestr będzie prowadzony przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które planuje wypuścić specjalną aplikację do zgłoszeń.
O znalezieniu przedmiotu, który może być zabytkowy, poszukiwacz będzie musiał niezwłocznie powiadomić wojewódzkiego konserwatora zabytków, a jeśli nie będzie to możliwe - wójta, burmistrza lub prezydenta miasta. Po sześciu dniach od wpłynięcia zawiadomienia konserwator będzie zobowiązany dokonać oględzin przedmiotu oraz miejsca, w którym został on znaleziony.
W ustawie wyszczególniono miejsca, w których szukanie skarbów będzie bezwzględnie zabronione. Chodzi o:
Za znalezienie zabytku o szczególnej wartości przyznawane będą nagrody. Ich wartość będzie wynosić do 25-krotności przeciętnego wynagrodzenia za pracę w poprzednim roku. W 2022 roku wynosiło ono 6346,15 zł, czyli - jak wyliczyła Interia - nagroda sięgnęłaby nawet 158 653,75 zł. W wyjątkowych przypadkach wysokość nagrody ma być podwyższana do 30-krotności przeciętnej płacy (ponad 190 tys. zł).
Poszukiwania skarbów z użyciem wykrywaczy metali zyskują coraz większą popularność. Z szacunków, na które powołał się Jarosław Sellin, sekretarz stanu w resorcie kultury, wynika, że w całej Polsce takie hobby ma od 30 do nawet 250 tysięcy osób.
- Przy każdej tej liczbie mamy do czynienia z dosyć dramatyczną informacją. Mamy mniej więcej 1 tys. wniosków rocznie do wojewódzkich konserwatorów zabytków o to, że ktoś chce gdzieś poszukiwać i czeka na zgodę (...). Jeżeli mamy 1 tys. wniosków o zgodę w tej sprawie to nawet trzymając się tej minimalnej liczby detektorystów, to znaczy, że ok. 29 tys. osób idzie w teren, nie zgłaszając, nie prosząc o zgodę, czyli łamiąc prawo - ocenił sekretarz w rozmowie z PAP. Wypowiedź zacytował Portal Samorządowy.