Polak mieszkający na Rodos: To nawet nie jest księżycowy krajobraz. Jest gorzej. "Pogorzelisko"

"Grecy są odważni i jakoś radzą sobie z pożarem, ale nie ma żadnych systemowych rozwiązań na takie sytuacje kryzysowe. Kraj nie jest na to przygotowany" - podkreśla w rozmowie z Gazeta.pl Krzysztof Kłos, który od 30 lat prowadzi na Rodos własny biznes. Przez Grecję od kilku dni przetacza się największa fala pożarów od lat.

- Właśnie wróciłem z miejsca, gdzie palą się lasy - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Krzysztof Kłos, który od 30 lat prowadzi na Rodos szkołę wind surfingu Prasonisi Center. - Ogień doszedł do miasteczka Genadii, które zostało ewakuowane. Myślałem, że to przesada, ale zmieniłem zdanie, gdy zobaczyłem spaloną restaurację i ogień w pobliżu głównej drogi - dodaje. Na miejscu zmierzył temperaturę przy podłożu. Wynosiła 49°C.

Grecja od zeszłego tygodnia zmaga się z pożarami spowodowanymi falą ekstremalnych upałów. Silny wiatr jeszcze bardziej przyspiesza rozprzestrzenianie się ognia, utrudniając prowadzenie działań gaśniczych. Tysiące ludzi ewakuowano m.in. na greckiej wyspie Rodos. Strażacy szacują, że zagrożonych jest ok.  dziesięciu procent jej powierzchni.

Zobacz wideo Fotowoltaika i upały. Czy zawsze to przepis na sukces? I czy warto ją jeszcze zakładać?

Mieszkańcy wyspy odcięci od prądu i wody

Z relacji pana Krzysztofa wynika, że strażacy w poniedziałek w godzinach popołudniowych gasili pożary zlokalizowane głęboko w górach, ale jak mówi "walka trwa wszędzie". Ośrodek Prasonisi Center, który prowadzi oraz jego mieszkanie znajdują się około 20 kilometrów od epicentrum pożarów, ale mimo to ich skutki są bardzo odczuwalne. Ogień spalił kable energetyczne, przez co w mieście nie ma ani prądu, ani wody. Wpłynęło to m.in. na tak banalne sprawy, że gościom zakwaterowanym w Prasonisi Center nie można było wymienić pościeli, z powodu niedziałającej pralni.

Na razie jednak nic nie wskazuje na to, aby pożar rozprzestrzenił się na całą wyspę. Mimo to Krzysztof regularnie jeździ na miejsce pożaru, żeby obserwować jak się przemieszcza ogień i w razie zagrożenia sprawnie zareagować. Sytuacja dynamicznie się zmienia.

Wczoraj była optymistyczna informacja, że pożar zatrzymał się na starorzeczu i nie będzie dalej się rozwijał. Rano była jednak inna informacja. Ogień dalej pochłania kolejne drzewa

- opowiada .

Pożary w Grecji się powtarzają. Władza nie reaguje?

Pożary w okresie letnim w Grecji w ostatnich latach się nasilają i co roku dochodzi do podobnych wydarzeń o mniejszej lub większej skali. Krzysztof Kłos w rozmowie z Gazeta.pl opowiada, że jest to temat, o którym w Grecji mówią wszyscy. Dlaczego kraj wciąż nie jest na to przygotowany?

- Grecy są bardzo odważni i jakoś radzą sobie z pożarem, ale nie ma żadnych systemowych rozwiązań na takie sytuacje kryzysowe. Grecja nie jest na to przygotowana. Nie ma żadnych procedur - mówi Krzysztof, który podobnie jak większość Greków, z którymi rozmawiał, uważa, że reakcja władz była spóźniona.

Jak relacjonuje, greckie hotele nie mają obowiązku przechodzenia szkoleń na takie wypadki, ani nie muszą montować dodatkowych zabezpieczeń. Dlatego podczas ewakuacji dochodziło do sytuacji, gdy ludzie nie wiedzieli, gdzie powinni iść. - Grecy teraz walczą bardzo ofiarnie, ale społeczeństwo powinno być na to przygotowane - dodaje.

Tegoroczne pożary dotknęły bardzo turystyczne regiony. W końcu w rejonie Kiotari ogień zniszczył aż trzy hotele. Grecy liczą, że to zmieni podejście włazy do zagrożenia, ponieważ turystyka jest dla tego kraju kluczowa. Widać pierwsze sygnały zmiany nastawienia. Premier Grecji Kiriakos Mitsotakis pojawił się na Rodos i obiecał duże dofinansowanie dla regionu na pokrycie strat i zapobieganie kolejnym pożarom.

Grecy - jak mówi nasz rozmówca - kwestionują jednak, czy te pieniądze rzeczywiście zostaną dobrze wydane, chociaż liczą, że wreszcie coś w tym temacie się zmieni. Zauważa też, że o pożarach najpierw usłyszał z polskich mediów, a dopiero później z greckich. - To polityczne decyzje - tłumaczy, wskazując, że Grecy chcieli problem ukryć, aby nie zniechęcić turystów. Choć obawy mieli słuszne, bo m.in. biura podróży w Polsce odwołują wycieczki na Rodos, to pożarów o takiej skali ukryć się nie dało.

To nawet nie jest księżycowy krajobraz. Jest dużo gorzej. Byłoby lepiej, gdyby nic nie było, ale to jest pogorzelisko. Wyparzona ziemia jest koszmarna i do tego unoszący się w powietrzu pył

- opisuje sytuacje Krzysztof, który przyznaje, że nie dziwi się, że ludzie rezygnują z wakacji na Rodos.

Więcej o: