"Mam w kieszeni banknot 50 zł...". Rozbrajamy popularny internetowy łańcuszek

Gotówka nie generuje żadnych kosztów, a w przypadku płatności kartami po 30 transakcjach 50 zł w zasadzie nie ma żadnej wartości, bo 45 zł jest już "własnością banku". Taki łańcuszek internetowy od miesięcy krąży po sieci. Łańcuszek głupiutki, ale jego popularność sugeruje, że pojedynek "gotówka vs. karty" wzbudza w Polakach emocje. Podrzucamy parę faktów i argumentów w tej bitwie.
Zobacz wideo Zapytaliśmy mieszkańców Opola, ile wypada dawać do koperty na wesele

Od dłuższego czasu w mediach społecznościowych można natknąć się na "łańcuszek" promujący płatności gotówką zamiast kartą. Na początku lipca zamieścił go na swoim fanpage'u na Facebooku nawet znany instytut - Centrum im. Adama Smitha. Pozwólcie Państwo, że zacytuję ten wpis:

Mam w kieszeni banknot 50 zł. Idę do restauracji i zapłacę banknotem za obiad. Właściciel restauracji następnie wykorzystuje banknot do zapłaty za pranie. Właściciel pralni następnie wykorzystuje banknot, aby zapłacić fryzjerowi. Fryzjer wykorzysta banknot na zakupy. Po nieograniczonej liczbie płatności nadal pozostanie banknotem 50 zł, który spełnił swoje zadanie dla każdego, kto użył go do płatności, a bank wyskoczył z każdej transakcji płatności gotówkowej.
Ale jeśli przyjdę do restauracji i zapłacę cyfrowo - karta, opłaty bankowe za moją transakcję płatniczą pobierane od sprzedawcy wynoszą 3%, czyli około 1,50 zł, podobnie jak opłata 1,50 zł za każdą kolejną transakcję płatniczą lub ponowne pranie właściciela lub płatności właściciela pralni, płatności fryzjera itp. Dlatego po 30 transakcjach początkowe 50 zł pozostanie tylko 5 zł, a pozostałe 45 zł stało się własnością banku dzięki wszystkim cyfrowym transakcjom i opłatom.

Co w tym wpisie jest prawdą, a co nie? Analizujemy.

1. 3 proc. za przyjęcie płatności bezgotówkowej? To przesada!

Po pierwsze - koszty. Opłaty bankowe 3 proc. to BUJDA. Dla małych detalistów łączne koszty przyjmowania płatności bezgotówkowych to ok. 0,6-0,8 proc. obrotu "kartowego" i w tym mieści się wynagrodzenie dla wszystkich instytucji procesujących operację, czyli zarówno banku (tzw. opłata interchange), jak i agenta rozliczeniowego (np. Elavon, eService, First Data Polska - tej firmy, która dostarcza terminal) oraz organizacji płatniczej (Visa, MasterCard). Poza prowizją od przyjętych płatności dochodzi też koszt dzierżawy terminala, średnio zapewne ok. 20 zł miesięcznie.

Oczywiście wiele zależy od urządzenia czy umowy z agentem. Przykładowo, bardziej zaawansowane rozwiązania mPOS mogą oznaczać łączny koszt w okolicach 1,5 proc. Czasem opłaty za dzierżawę terminala nie ma ramach pakietu w koncie firmowym. Możliwe jest też przyjmowanie płatności zbliżeniowych telefonem (tzw. terminal w smartfonie), co pozwala ominąć koszty dzierżawy terminala.

Z każdym razie te 3 proc. kosztu za każdą przyjętą płatność kartą to dane nieaktualne od przynajmniej paru lat. Jeśli ktoś tyle płaci, to powinien poważnie rozmówić się ze swoim agentem rozliczeniowym, a najlepiej przejść do konkurencji. Małe biznesy wciąż mogą też skorzystać m.in. z programu Polska Bezgotówkowa, w ramach dzierżawa terminala i przyjmowanie płatności (do 100 tys. zł obrotu) są przez pierwszy rok darmowe. 

2. Matematycznie coś tu nie gra

Nawet gdyby przyjąć te nieprawdziwe 3 proc. i w ogóle całą błędną logikę rozumowania, to matematycznie coś tu nie gra w tym łańcuszku. Skoro po pierwszej transakcji kartą 50 zł sprzedawcy zostaje 48,50 zł (bo 1,50 zł idzie "do banku"), to 3 proc. od kolejnej operacji to już nie będzie 1,50 zł, ale jakieś 1,455 zł (3 proc. z 48,50 zł). I tak dalej i tak dalej - 3 proc. od każdej kolejnej coraz niższej kwoty będzie wynosiło coraz mniej. Po trzydziestej transakcji (od której opłata 3 proc. wynosiłaby jakieś 62 gr) zostałoby ok. 20,05 zł. Można sobie policzyć w Excelu (a nie 5 zł, jak w przytoczonym powyżej łańcuszku).

No chyba że mówimy o opłacie ryczałtowej 1,50 zł od każdej transakcji, ale wtedy nie rozumiem, dlaczego autor łańcuszka zatrzymał się tylko na trzydziestej operacji i podliczył, że z początkowych 50 zł zostało tylko 5 zł, a "własnością banku" jest 45 zł. Trzeba było iść dalej! Przy 34. transakcji początkowe 50 zł w ogóle by się skończyło - zostałoby chyba 1 zł, a bank miałby 51 zł. Niezły biznes!

Te wyliczenia oczywiście abstrahują od wszystkich głupot w łańcuszku - pokazuję tylko błąd matematyczny.

3. Prowizje to własność banku?

Dość kuriozalne jest też rozumowanie, że wszystkie prowizje to własność banku (abstrahując już od tego, że - jeśli już - to nie tylko banku, ale też organizacji płatniczych i agentów rozliczeniowych, którzy procesują operację). No tak działa biznes, że na oferowanie usługi powinno się zarabiać. Ale to, co agent rozliczeniowy, bank czy organizacja płatnicza zarabia, nie idzie przecież (tylko) do wielkiego wora tłustego bankiera, ale też choćby na wynagrodzenia pracowników. Aby z kolei oni poszli do fryzjera, restauracji albo pralni (i tam zapłacili jak tylko chcą - gotówką albo bezgotówkowo).

Równie dobrze można by mówić, że skoro prowadzenie restauracji, pralni albo salonu fryzjerskiego wymaga lokalu, to de facto z każdej płatności klienta jakaś mała część pokrywa koszty wynajmu. Idąc tropem z łańcuszka, po kilkudziesięciu kolejnych płatnościach w tych miejscach banknotem 50 zł, nie zostałoby z niego prawie nic - a większość pieniędzy byłaby u tłustych rentierów od nieruchomości. Ale to raczej tak nie działa.

4. Raczej więcej korzyści niż kosztów

Dla każdego biznesu oczywiście sytuacja może być inna, więc nie ma co tu uogólniać, ale przyjmowanie płatności kartami raczej się opłaca. Badania są różne (też w zależności od tego kto je realizuje i jaki wniosek ma z nich wyjść), ale najczęściej spotykam się z danymi o ok. 20-30 proc. osób, które nie noszą przy sobie gotówki. Ale niechby to było nawet tylko 5-10 proc. Polaków. Oddanie przez lodziarnię 0,7 proc. wartości transakcji za przeprocesowanie transakcji kartowej raczej nijak ma się do strat, gdy co dziesiątego czy nawet co dwudziestego klienta odeśle się z kwitkiem, bo nie ma on przy sobie gotówki. Praktyka pokazuje też, że klient, który płaci kartą, wydaje więcej (bo nie ma twardego ograniczenia w postaci np. tylko banknotu 50 zł w kieszeni). Badania Fundacji Polska Bezgotówkowa wskazują, że ok. 60 proc. uczestników jej programu (darmowych terminali przez rok) deklaruje wzrost liczby klientów, obrotów i wartości średniej transakcji.

Nie można też zapominać, że przyjmowanie płatności gotówką też generuje jakieś koszty, związane choćby z transportem, ochroną czy wpłatą środków, sprawdzaniem prawdziwości banknotów, przeszkolenia pracowników z obsługi kasowej, pomyłek kasjerskich itd.

Gotówka i karty kosztują gospodarkę

To zresztą temat na całkiem osobną dysputę, ale polecam publikację Narodowego Banku Polskiego dotyczącą kosztów instrumentów płatniczych. Najnowsze badanie jest niestety z 2018 r., ale raczej diametralnie sytuacja się nie zmieniła. Rozwiewa ona wątpliwości, że gotówka to "bezkosztowy" sposób płatności. Rzeczywiście, gdyby przyjąć tzw. koszty zewnętrzne (czyli opłaty, prowizje) itd. to w 2018 r. przeciętna transakcja kartą do konta "kosztowała" 0,93 zł (przeciętna - a więc to średnia kosztów przyjęcia płatności zarówno np. 1 zł, jak i 5 tys. zł!). Ale dla gotówki taki koszt też istniał - wynosił 0,26 zł. Do tego dochodzą natomiast jeszcze tzw. koszty społeczne, czyli wszystkie pozostałe koszty dla gospodarki związane z systemem. W przypadku gotówki to choćby produkcja banknotów i monet, kontrola ich autentyczności, dystrybucja, ochrona, przechowywanie itd. W przypadku kart płatniczych to m.in. sama infrastruktura teleinformatyczna, ochrona przed cyberatakami, produkcja kart itd. 

Z 25,60 mld zł tzw. kosztów społecznych (tj. niewynikających z opłat, prowizji itd.) instrumentów płatniczych, ok. 16,6 mld zł stanowiły te związane z gotówką. Choć tu od razu ważne zastrzeżenie - głównie po prostu ze względu na to, że jest wciąż najpopularniejsza.

embed

W ujęciu jednostkowym (czyli średni koszt jednej transakcji) koszt społeczny operacji gotówką wyniósł 1,36 zł, a kartą do konta - 1,40 zł. Wiele zależy od kwoty i tu NBP pokusił się o wyliczenie, że w 2018 r. koszt społeczny transakcji kartą debetową był przy kwocie ok. 54 zł i więcej niższy niż koszt transakcji gotówką (przy kwocie niższej to gotówka była "tańsza"). 

embed

To tylko wycinek szerokiego i skomplikowanego obrazu. Zarówno gotówka, jak i "bezgotówka" (karty, płatności telefonem, przelewy itd.) mają swoje zalety i wady. Nie chcę Państwa przekonywać ani do jednego, ani do drugiego - nie o to chodzi. Wiele osób ceni sobie gotówkę jako źródło anonimowości czy wolnego wyboru. W przypadku cyber-problemów gotówka jest też pewniejszym środkiem płatniczym. Część przedsiębiorców ubolewa, że wpływy z płatności kartami ma na koncie za 1-2 dni robocze, a gotówką można dysponować od razu. A z drugiej strony płatności bezgotówkowe są według wielu klientów po prostu wygodniejsze. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Natomiast na pewno nie jest tak, że karty są drogim, a gotówka darmowym społecznie (oraz na poziomie poszczególnych biznesów) instrumentem płatniczym. 

Czy każdy musi mieć terminal płatniczy?

Trzeba natomiast przyznać, że rzeczywiście w ostatnich latach wchodziły w życie przepisy, które mogą nieco denerwować przeciwników płatności bezgotówkowych. Choć przede wszystkim "macza w tym palce" rząd, nie sektor finansowy. I dotykają one biznes, a nie nas jako klientów - nam nikt płatności gotówką w sklepie czy u fryzjera nie zakazuje i nie planuje tego robić.

W każdym razie, od początku 2022 r. każdy przedsiębiorca (o ile ma kasę fiskalną), powinien zapewnić możliwość realizacji płatności bezgotówkowej. Teoretycznie nie musi to być terminal płatniczy, ale też np. możliwość przyjęcia przelewu bankowego. Co więcej, od 2025 r. kasy fiskalne będą musiały być zintegrowane z terminalami. Powód to oczywiście walka rządu z szarą strefą. "Płatność gotówkowa jest czynnikiem sprzyjającym niezarejestrowaniu transakcji handlowych" - wyjaśnia resort finansów. Jednocześnie oferuje ulgi podatkowe na zakup i utrzymanie terminali płatniczych.

Te same przepisy zakładały, że od 2024 r. limit płatności gotówką między przedsiębiorcami zostanie obniżony z 15 do 8 tys. zł oraz że wprowadzony zostanie limit płatności gotówką przez konsumentów - 20 tys. zł. Obie te regulacje nie wejdą jednak w życie - wcześniej zdecydował o tym Sejm i Senat, a tydzień temu poparł Prezydent.

Więcej o: