Dwucyfrowa inflacja nie odpuszcza i w lipcu wyniosła wg wstępnych szacunków wyniosłą 10,9 proc.. To oznacza, że w przyszłym roku znowu czeka nas duża podwyżka pensji minimalnej rozłożona na dwie transze - w styczniu oraz lipcu. Prognozuje się łączny wzrost o 20 proc., czyli jakieś 700 zł brutto więcej wynagrodzenia podstawowego. 1 lipca płaca została podniesiona do 3600 zł brutto (wzrost o około 75 zł miesięcznie "na rękę"), w przyszłym roku zgodnie z przepisami powinna wzrosnąć do 4254,40 zł. Pracodawcy uważają jednak, że pensja minimalna powinna być regionalnie zróżnicowana, w związku z czym zwrócili się z apelem do rządu.
"Pensja minimalna powinna być przecież wynikiem ważenia uzasadnionych potrzeb pracowników oraz możliwości pracodawców" - pisze na swojej stronie Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Jak zauważają pracodawcy, podwyżka pensji minimalnej będzie większa niż inflacja oraz wzrost przeciętnego wynagrodzenia. Ponadto ZPP wylicza, że dla zatrudniających koszt podwyżki to 35,5 mld złotych i podkreśla, że pieniądze te "w dużej mierze zasilą państwo w postaci podatków i składek na ubezpieczenia społeczne".
Dla wielu [przedsiębiorców - red.] będzie to ciężar nie do udźwignięcia. Szczególnie dla tych, którzy funkcjonują w mniej zamożnych regionach kraju. Będzie to oznaczać konieczność zamknięcia działalności przez liczne przedsiębiorstwa z powodu wzrostu kosztów
- prognozują pracodawcy. Ponadto - ich zdaniem - firmy, które się nie zamkną, przerzucą koszty na ceny produktów i usług. ZPP uważa też, że wzrost kosztów może zmusić wiele firm do przejścia do szarej strefy. Związkowcy ostrzegają też przed zwiększeniem liczby osób na śmieciówkach, które otrzymują część wynagrodzenia pod stołem.
W związku z tym pracodawcy apelują o zmiany zasad ustalania wysokości pensji minimalnej. Jednocześnie powołują się na konieczność "wdrożenia Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2022/2041 w sprawie adekwatnych wynagrodzeń minimalnych w Unii Europejskiej".
ZPP zauważa, że realia gospodarcze różnią się w zależności od miasta i inne będą w Warszawie, czy mieście powiatowym, np. Opocznie. Z tego też powodu chcą rozróżnienia wysokości pensji minimalnej w zależności do regionu. "W najbardziej zamożnych regionach państwa podwyżka minimalnego wynagrodzenia w przyszłym roku do 4300 zł dotknie najmniejszych przedsiębiorców działających na granicy zysku, doprowadzi do 'spłaszczenia' krzywej wynagrodzeń i może stanowić czynnik zmniejszający motywację do podnoszenia kompetencji wśród pracowników, jednak mimo wszystko skutki gospodarcze w tym zakresie będą znacznie mniejsze niż dla firm działających w małych miastach województwa podlaskiego, czy kujawsko-pomorskiego. Dla tych podmiotów tak skokowy wzrost kosztów działalności może być ciężarem nie do udźwignięcia. Również zupełnie inna jest sytuacja samych pracowników zarabiających najniższe wynagrodzenie w małej miejscowości, a inna w jednym z największych miast Polski, gdzie koszty życia są znacząco wyższe" - piszą przedsiębiorcy.
Przedsiębiorcy zwracają uwagę, że unijna dyrektywa proponuje dwa standardy w sprawie minimalnego wynagrodzenia odnoszące się do 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia oraz 60 proc. mediany wynagrodzeń.
Każdego roku można obliczać zarówno 50 proc. przeciętnego prognozowanego wynagrodzenia w przyszłym roku, jak i 60 proc. mediany wynagrodzeń. Wyższa z tych kwot powinna obowiązywać w regionach zamożniejszych, a niższa w pozostałej części kraju
- proponują pracodawcy. I dodają, że jeśli wskaźniki pokazują konieczność obniżenia wynagrodzenia podstawowego, to powinno ono zostać niezmienione.
Pracodawcy postulują też zmiany w wyliczaniu wynagrodzeń dla pracowników sektora publicznego, by zapewnić im godne wynagrodzenia. Ich zdaniem praca w budżetówce przestała być atrakcyjna, co stwarza "ryzyko spadku jakości usług publicznych i powstania w niedalekiej przyszłości poważnych braków kadrowych zarówno w niewielkich urzędach gmin, jak i w ministerstwach". "ZPP zauważa, że proponowana w 2023 r. podwyżka wynagrodzeń wiążąca się ze zmianą 'kwoty bazowej' jest niewystarczająca. Jednocześnie zgadzamy się z argumentem podnoszonym przez Ministerstwo Finansów, że podwyżka kwoty bazowej skutkuje zwiększeniem różnic między najlepiej i najmniej zarabiającymi osobami w sektorze publicznym. Dlatego uważamy, że konieczne jest podjęcie prac legislacyjnych polegających na dokonaniu zmian w szeregu ustaw tak zwanych 'mnożników kwoty bazowej' dla poszczególnych stanowisk pracy, w ten sposób, aby pracownicy niższego i średniego szczebla mogli liczyć na wynagrodzenie konkurencyjne z rynkowym bez konieczności dokonywania znaczących zmian w samej 'kwocie bazowej'" - stwierdzają. Podkreślają też, że za podwyżkami powinno iść "odpowiednie zwiększenie finansowania poszczególnych jednostek sektora finansów publicznych (zarówno finansowanych z budżetu państwa, jak i z budżetów samorządowych)".