Pompy ciepła to jeden z największych hitów transformacji ekologicznej. Popularność zyskały szczególnie wtedy, gdy rząd objął je programem Czyste Powietrze. Oznacza to, że na zakup urządzenia można dostać dotację. Nie dziwi więc, że wielu Polaków zachęconych do odejścia od nieekologicznego węgla zdecydowało się zainwestować. Część z nich dziś pluje sobie w brodę. Głównie przez politykę rządu.
Wśród Polaków, którzy przeszli na ekologiczne źródło ogrzewania, są tacy, którzy słono za to płacą. Przekraczają bowiem limity zużycia wyznaczone przez rząd. W obliczu dramatycznie rosnących kosztów energii elektrycznej zwykłych konsumentów objęto bowiem tarczą. Ceny energii zostały zamrożone, ale tylko do określonego poziomu. Wynosi on ok. nieco ponad 2000 kilowatogodzin rocznie (lada chwila będzie to 3000, Sejm właśnie zmienił przepisy). Bo właśnie tyle wynosi zużycie przeciętnej polskiej rodziny. Kto limit przekroczy, rozliczany jest według zupełnie innej, znacznie droższej taryfy.
Problem mają ci, którzy ogrzewają domy pompą ciepła i panelami fotowoltaicznymi. Rząd nie wziął bowiem w ogóle pod uwagę, że ich zużycie prądu jest znacząco wyższe niż przeciętnego Kowalskiego. Wynika to z samej specyfiki urządzeń. Przykład osoby, która słono płaci za swoją decyzję o "byciu eko" przez zaniechanie rządu, opisuje Business Insider. Jedna z kobiet do tej pory za ogrzewanie ekogroszkiem płaciła ok. 350 zł miesięcznie. Po przejściu na pompę ciepła, na podstawie rachunków, które już utrzymała, roczny miesięczny koszt ogrzewania szacuje na 1500 zł. Oznacza to roczny wzrost wydatków z ok. 4000 zł na... 18 000 zł.
Bartłomiej Derski z portalu WysokieNapiecie.pl w rozmowie z Gazeta.pl tym wyliczeniom się nie dziwi.
- Przy zamrażaniu cen energii rząd nie zwrócił uwagi na problem osób, które ogrzewają się prądem. Chociaż zarówno my, jak i inni eksperci podnosiliśmy ten problem. Na szybko dorzucono kilka dodatkowych rozwiązań - dla dużych rodzin, dla osób z niepełnosprawnościami - wyjaśnia.
I wylicza, o ile większe będą rachunki. - Im więcej energii zużywamy rocznie, tym większa będzie ta różnica pomiędzy cenami zamrożonymi i tymi "spoza limitu". Przy zużyciu 5000 kWh rocznie w zeszłym roku rachunki sięgały 3000 zł rocznie. W tym roku to ok. 6500 zł. Jeśli jednak ktoś ma duży dom, dużą rodzinę, pompę ciepła, wiele innych urządzeń, rachunek będzie wyższy. Jeśli ktoś płacił w zeszłym roku 5700 zł rocznie za energię elektryczną, to teraz płaci ok. 12 600 zł - przy zużyciu 1000 kWh. Dla porównania przeciętne gospodarstwo zużywa 2000 KWh. Ono płaciło ok. 1500 zł, a zapłaci 1800 zł. Różnica jest więc niewielka, wynosi ok. 30 zł miesięcznie.
Jak wyjaśnia Bartłomiej Derski, wprowadzając limity zużycia energii elektrycznej rząd zupełnie nie wziął pod uwagę, czy ktoś wykorzystuje energię do ogrzewania, czy nie.
- Tu nie chodzi tylko o limit cen, który jest taki sam dla wszystkich - bez względu na to, czy zainwestowaliśmy w ekologiczne ogrzewanie. Wiele z tych osób korzystało z taryfy nocnej, która była tańsza. Jednak po przekroczeniu 3000 kWh w ciągu roku prowadzi nas do taryf nie zeszłorocznych, ale i tak znacznie wyższych - tłumaczy ekspert.
- Rząd nie pomyślał o tych, którzy ogrzewają się energię elektryczną. Cena energii w nocy zrównała się z tą w dzień. Może jest w nocy nieco tańsza dystrybucja, ale nie mamy już niemal żadnych korzyści z tego, że zużywamy energię w nocy. My to komunikowaliśmy, gdy ceny były zamrażane, rząd nie wziął pod uwagę naszej opinii. Teraz prawda zaczyna wychodzić na jaw, bo Polacy zaczynają przekraczać limity.
Jesienią to będzie bardzo duży problem dla niektórych gospodarstw. Mówimy o przedziale kilkuset tysięcy. Decyzje rządu wpłyną też na przyszłość. Ci, którzy teraz się zrażą, będą zniechęcać z rezygnacji węgla i przechodzenia na krajowe źródła energii
- podsumowuje ekspert.