Nowy baner o inflacji na siedzibie NBP. "Polska jest na dobrej drodze". Prostujemy

Na siedzibie Narodowego Banku Polskiego w Warszawie zawisł kolejny wielki baner. Tym razem można na nim przeczytać: "Dzięki NBP Polska jest na dobrej drodze, już od czterech miesięcy ceny prawie się nie zmieniły". Jest w tym zdaniu troszkę prawdy i bardzo dużo przekłamań.
Dzięki NBP Polska jest na dobrej drodze, już od czterech miesięcy ceny prawie się nie zmieniły

- taki napis widnieje na nowym, wielkim banerze na siedzibie Narodowego Banku Polskiego. 

Podobnie jak w przypadku poprzedniego baneru - m.in. o tym, że "obciążanie NBP i rządu winą za wysoką inflację to narracja Kremla" - wywołuje on wiele emocji. 

  • Więcej o gospodarce przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl

Nowy baner NBP. Jedną rzecz da się obronić

Zacznijmy od jednej rzeczy, która ma pokrycie w danych. Rzeczywiście, z danych inflacyjnych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że stwierdzenie, iż "od czterech miesięcy ceny prawie się nie zmieniły" da się obronić. Szybki szacunek za lipiec wskazuje, że poziom cen w Polsce spadł wówczas względem czerwca br. (o 0,2 proc.). Oczywiście część towarów i usług w koszyku inflacyjnym GUS drożała, część taniała, ale przeciętnie rzecz biorąc zobaczyliśmy spadek cen o 0,2 proc. miesiąc do miesiąca.

W czerwcu i maju poziom cen z kolei nie zmienił się względem poprzedniego miesiąca, natomiast w kwietniu był o 0,7 proc. wyższy niż w marcu. Oznacza to, że w lipcu ceny były w Polsce przeciętnie o 0,5 proc. wyższe niż cztery miesiące wcześniej. To fajny wynik - gdyby ceny rosły w takim tempie przez cały rok, mielibyśmy inflację roczną na poziomie ok. 1,5 proc., czyli nawet niższą od celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.).

Swoją drogą dziwne, że NBP wziął do porównań cztery, a nie trzy miesiące. Wtedy mógłby nawet napisać, że ceny w Polsce od trzech miesięcy spadają. Może zrobił to z oszczędności, żeby baner był aktualny dłużej - we wrześniu czy październiku też pewnie ten "prawie brak zmian cen w ostatnich czterech miesiącach" będzie się bronił.

No właśnie - problem tylko w tym, że ostatnie cztery miesiące to raczej wyjątek niż nowa rzeczywistość. Zarówno jeśli patrzymy wstecz, jak do przodu. Społecznie marne to pocieszenie, że w ostatnich czterech miesiącach br. ceny "prawie się nie zmieniły", gdy w ciągu trzech wcześniejszych (trzech pierwszych miesięcy 2023 r.) urosły o blisko 5 proc., a od początku 2021 r. o ponad jedną trzecią. Również prognozy samego Narodowego Banku Polskiego wskazują, że ceny wciąż będą rosnąć zdecydowanie za szybko. Za rok mają być o ok. 5 proc. wyższe niż obecnie. Celu inflacyjnego NBP - czyli 2,5 proc. rok do roku - zapewne nie osiągniemy (według aktualnej projekcji banku centralnego) do końca 2025 r.

Wydaje się wobec tego, że pisanie o "Polsce na dobrej drodze" jest trochę na wyrost. Piłkarska reprezentacja Polski po pierwszej połowie meczu z Mołdawią też była na dobrej drodze do zwycięstwa. 

Zobacz wideo Co to znaczy, że inflacja w skali miesiąca wyniosła 0 proc.? Wyjaśniamy

To nie (tylko) dzięki NBP

Dużo bardziej dyletanckie według mnie jest natomiast przypisywanie sobie przez NBP wyłącznych zasług za spadek inflacji (z 18,4 proc. rok do roku w lutym do 10,8 proc. w lipcu) i stabilizację cen w ostatnich miesiącach. Oczywiście, zacieśnienie monetarne pewną rolę tu też odgrywa. Po to była rekordowo szybka podwyżka - w niecały rok - stóp procentowych przez RPP o 6,65 pp., żeby inflację zduszać. Ale jest mnóstwo innych, ważniejszych czynników wpływających na dane inflacyjne z ostatnich miesięcy.

Zacznijmy od najnowszych danych, za lipiec br. Rzeczywiście, ceny wówczas spadły względem czerwca, ale w wakacje spadają niemal zawsze (wyjątkiem były lata 2021-2022, ale wcześniej ceny w lipcu względem czerwca urosły w 2013 r., a wcześniej w 2009 r.). To zupełnie normalne zjawisko, wynikające z sezonowości na rynku owoców i warzyw. 

Inflacja w Polsce trochę odpuściła w ostatnich miesiącach ze względu na mniejszą dynamikę cen żywności, paliw i nośników energii. A to akurat są czynniki, na które NBP nie ma wpływu. Zresztą co ja tu będę dużo pisał, oddajmy głos samemu Narodowemu Bankowi Polskiemu, który na swojej stronie pisze tak:

"Najczęściej używanym przez analityków wskaźnikiem jest wskaźnik inflacji po wyłączeniu cen żywności i energii. Pokazuje on tendencje cen tych dóbr i usług, na które polityka pieniężna prowadzona przez bank centralny ma relatywnie duży wpływ. Ceny energii (w tym paliw) są bowiem ustalane nie na rynku krajowym, lecz na rynkach światowych, czasem również pod wpływem spekulacji. Ceny żywności w dużej mierze zależą m.in. od pogody i bieżącej sytuacji na krajowym i światowym rynku rolnym".

Inflacja bazowa - czyli ta, na którą polityka pieniężna NBP ma większy wpływ - spada w ostatnich miesiącach dużo mniej dynamicznie niż "pełna" inflacja. W czerwcu wyniosła 11,1 proc., wobec rekordowych 12,3 proc. w marcu. Danych za lipiec jeszcze nie ma (będą 16 sierpnia), ale ekonomiści szacują ją na ok. 10,5 proc. To dane rok do roku. 

Cały czas mamy natomiast do czynienia ze wzrostem cen bazowych miesiąc do miesiąca - czyli ceny w Polsce (z wyłączeniem żywności i energii, czyli tego, co nie zależy od NBP) cały czas rosną z miesiąca na miesiąc. Od marca do czerwca ten wzrost wyniósł ok. 1,9 proc.,  a w całej pierwszej połowie roku 5,5 proc.

Na polską gospodarkę - w tym także ceny - ma wpływ także koniunktura za granicą oraz ruchy dużych banków centralnych. A zarówno Europejski Bank Centralny, jak i inne banki centralne w Europie czy amerykański Fed, też bardzo wyraźnie zaostrzyły politykę pieniężną od 2021/2022 r.

Ostatnim wpisem na koncie biura prasowego NBP na portalu X (dawny Twitter) jest link do artykułu byłego członka RPP Jerzego Żyżyńskiego w portalu rp.pl. Można w nim przeczytać m.in., że "żaden bank centralny nie ma jakiegoś magicznego guzika, który można nacisnąć, by zawsze zatrzymać wzrost cen". Chyba autorzy baneru na siedzibie polskiego banku centralnego powinni jeszcze raz zerknąć do tej analizy.

Więcej o: