Piątek, 7 lipca 2023 r. Tak prezes NBP Adam Glapiński mówi na konferencji po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej w ogóle o perspektywie obniżki stóp:
Następnym ruchem w normalnej sytuacji będzie przystąpienie do delikatnych obniżek. Podałem warunki tych obniżek: inflacja jednocyfrowa i przewidywany w następnych kwartałach spadek inflacji
Przewidywany spadek inflacji jest, ale inflacji jednocyfrowej wciąż brak. Szybki szacunek GUS za sierpień to 10,1 proc. (choć nie przeszkadzało to większości ekonomistów ankietowanych przez PAP czy "Parkiet" stawiać na obniżkę stóp we wrześniu o 25 punktów bazowych).
A tak na tej samej konferencji 7 lipca Glapiński mówił o silnej obniżce stóp:
Żadnych gwałtownych ruchów NBP nigdy nie wykonuje (...). Mamy opinię banku konserwatywnego (...). Żadnych nagłych ruchów, chyba że wojna czy coś tam się dzieje. Patrząc po RPP, tam nie ma żadnych osób skłonnych do raptownych zmian. Gospodarka nie lubi raptownych, nagłych zmian! (...) Zawsze [ruch o - red.] 25 pb nam się najbardziej podoba, chyba że się zorientujemy, że coś zaniedbaliśmy, i trzeba nadrabiać.
A tymczasem 6 września RPP pod przewodnictwem Glapińskiego zdecydowała nie tylko o obniżce stóp, ale o jej bardzo silnej skali - aż o 75 punktów bazowych. Oczywiście nie wiadomo, jak głosował osobiście Glapiński (dowiemy się tego za około półtora miesiąca, chyba że sam zdradzi to wcześniej), ale ruch jest zupełnym zaprzeczeniem lipcowego forward guidance (czyli zapowiedzi kolejnych decyzji). Tak jakby RPP miała podwójną osobowość. Dr Jekyll i Mr Hyde. Jakby była jak Fiona ze "Shreka", która w dzień była urodziwą królewną, a w nocy ogrzycą ("za dnia pięknością, w nocy zaś szkaradą").
To uderza w wiarygodność Rady Polityki Pieniężnej, Narodowego Banku Polskiego oraz personalnie prezesa Glapińskiego. Przyzwyczaił on już wszystkich, że ubóstwia mówić na zupełnie poboczne tematy. Teraz pokazał, że nawet w kwestii polityki pieniężnej - czyli tego, po co przede wszystkim zabiera głos na konferencjach - chyba nie ma sensu go słuchać, bo po kilkudziesięciu dniach nie ma to żadnej wartości.
To trochę paradoks - człowiek czeka na czwartkową konferencję Glapińskiego (start o godzinie 15:00, będziemy ją transmitować i relacjonować na stronie głównej Gazeta.pl) w nadziei na wyjaśnienia, a z drugiej strony ma świadomość, że będzie je prezentował człowiek wystrychujący wszystkich na dudka. Przypominam, że we wrześniu 2021 r. przekonywał, że podwyżki stóp w Polsce byłyby "szkolnym błędem" i "głupstwem", a zwolenników takiego ruchu oskarżał o "brak rozumu albo złą wolę" oraz namowy do stagflacji w Polsce. Miesiąc później RPP - w tym on sam - zagłosowała za pierwszą podwyżką stóp (a stagflacji i tak nie uniknęliśmy).
Powstaje oczywiste pytanie: dlaczego nagle RPP zdecydowała na cięcie stóp aż o 75 punktów bazowych? Opcje są dwie, niestety obie złe.
Pierwszą, którą można regularnie usłyszeć, że to obniżka przedwyborcza, na zasadzie "wszystkie ręce na pokład". W końcu wśród członków RPP są m.in. byli posłowie PiS, były członek rządu PiS, była szefowa państwowych spółek czy współpracownicy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Fakt, że do tak silnej i niespodziewanej obniżki dochodzi akurat teraz, sprawia, że Radzie jeszcze ciężej będzie odpruć łatkę ciała politycznego.
W środowych "Wiadomościach TVP" można było posłuchać, że spada inflacja, a więc i stopy (a w ślad za nimi raty kredytów w złotych), za to wybrana do RPP przez opozycyjny Senat Joanna Tyrowicz chciałaby kolejnych podwyżek (a więc i jeszcze wyższych rat). Na marginesie: na razie wiemy o tym, że chciała ich w lipcu i poprzednich miesiącach. Skąd "Wiadomości TVP" wiedziały, jak głosowała na wrześniowym posiedzeniu, skoro informacje zeń zostaną ujawnione dopiero za około półtora miesiąca? Przy tym argument z ratami jest o tyle nietrafiony, że przełożenie obniżek stóp na ich poziom zajmuje kilka miesięcy, gdy już będzie po wyborach. W każdym razie wszystko w "Wiadomościach" zwieńczono zdaniem o "coraz lepszej kondycji gospodarki".
Pośrednio w kategoriach politycznych mieszczą się też tezy, że oto RPP kapituluje w walce z inflacją, żeby napędzić wpływy podatkowe do budżetu zakładającego w 2024 r. rekordowy deficyt prawie 165 mld zł. Choć to akurat miecz obosieczny, bo wyższa inflacja to także wyższe koszty dla państwa - inwestycji, zatrudnienia, waloryzacji emerytur itd. Choć nie od dziś wiadomo, że z konieczności (wynikającej z ustaw mających po kilkadziesiąt lat) sowitych podwyżek emerytur czy płacy minimalnej przy wysokiej inflacji rząd potrafi zrobić propagandowy majstersztyk.
Drugie wyjaśnienie tak nagłej i gwałtownej obniżki jest może nawet bardziej niepokojące: RPP może widzieć w polskiej, europejskiej czy światowej gospodarce coś, czego nie dostrzegają inni ekonomiści. A przecież prezes Glapiński regularnie przypomina, że to NBP skupia w sobie najlepszych specjalistów. Tak silnej obniżki stóp - o 75 punktów bazowych - nie było w Polsce nawet, gdy wybuchała pandemia COVID-19. Ostatni raz została zaordynowana u zarania globalnego kryzysu finansowego, w grudniu 2008 r.
Środowa obniżka wygląda jak paniczny sygnał do działania. Tak, jakby RPP uznała, że nie ma na co czekać i rozdrabniać się na kilka mniejszych obniżek. Że trzeba działać "z grubej rury" tu i teraz. Że dotychczasowy poziom głównej stopy 6,75 proc., ani nawet lekko niższy - 6,50 proc., są dalece nieadekwatne do jakiejś nowej rzeczywistości. I to takiej, która nastała bardzo szybko, w końcu jeszcze na początku wakacji Rada była w cyklu PODWYŻEK stóp (oficjalnie zakończyła go dopiero w lipcu, nawet jeśli od wielu miesięcy już stóp nie podnosiła), a wizja silnej obniżki była jak wyjęta spomiędzy bajek.
Oczywiście, inni ekonomiści też dostrzegają to co RPP, czyli słabe dane gospodarcze z Polski. To m.in. spadek PKB w drugim kwartale o 0,6 proc. rok do roku i o 2,2 proc. kwartał do kwartału oraz gorsze od oczekiwań (i gorsze niż rok wcześniej) dane o sprzedaży detalicznej czy produkcji przemysłowej, sugerujące silniejsze hamowanie polskiej gospodarki w całym 2023 r. Do tego dochodzą poważne problemy u naszych partnerów gospodarczych ze strefy euro, szczególnie Niemiec (fatalne dane i nastroje z przemysłu). Do tego dochodzi spowolnienie w Chinach. RPP zauważa także deflację producencką oraz słabnącą presję popytową - które zdaniem Rady powinny pchać inflację w dół szybciej od dotychczasowych oczekiwań.
Wciąż jednak w zasadzie wszystkim analitykom w Polsce sumowało się to do maksymalnie obniżki o 25 punktów bazowych we wrześniu i podobnych drobnych kroczków w kolejnych miesiącach (a nie brakowało i takich, którzy w sile rynku pracy, luźnej polityce fiskalnej rządu czy niepewnych perspektywach dezinflacji widzieli przeciwwagę dla argumentów za jakąkolwiek obniżką).
Być może RPP założyła scenariusz makroekonomiczny trudniejszy na kolejne kwartały - obserwując otoczenie założyła, że koniunktura będzie na dość niskim poziomie co uzasadnia mocniejsze obniżki stóp procentowych
- gdybał w kuluarach Forum Ekonomicznego w Karpaczu prezes Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys, cytowany przez PAP.
Co takiego zobaczyła RPP, że uznała, że jest warte zrównania z ziemią wiarygodności swojej i Glapińskiego? Odpowiedź na to pytanie poznamy w czwartek podczas konferencji prezesa NBP. O ile oczywiście to, co powie Glapiński, będzie miało jakiś czas jakiekolwiek znaczenie.