Według informacji przekazanych przez "Gazetę Wyborczą" jedną z osób, do których skarbówka wysłała swój list, był mężczyzna zajmujący się na co dzień rehabilitacją osób mających problemy z kręgosłupem. "Swoje usługi reklamuje w mediach społecznościowych. Pismo od skarbówki dostał pod koniec lipca" - opisywał dziennik.
"Urząd Skarbowy ma wiedzę o Pana działalności. Powinien Pan zarejestrować działalność gospodarczą i wywiązywać się z obowiązków podatkowych" - to treść tzw. listów behawioralnych przesyłanych do Polaków, którzy nie tylko prowadzą sprzedaż przez internet, ale także reklamują swoje usługi np. w mediach społecznościowych. Co więcej, skarbówka w swoich wiadomościach prosi o odpowiedź i kontakt, a także informuje odbiorcę o dalszym monitoringu. Zdaniem doradców podatkowych w przypadku braku odpowiedzi, można z całą pewnością spodziewać się kontroli.
Krajowa Administracja Skarbowa zaprzeczyła jednak jakoby listy, miały być wysyłane do obywateli masowo. Według informacji przekazanych przez fiskus wiadomości trafiają wyłącznie do osób, wobec których istnieje "uzasadnione podejrzenia" że prowadzą niezarejestrowaną działalność gospodarczą.
Pojedyncza sprzedaż, np. ubranka po dzieciach, nie jest obiektem zainteresowania skarbówki. Listy behawioralne pozwalają ograniczyć liczbę kontroli. Adresat listu może zgłosić się do urzędu skarbowego, uzyskać tam szczegółowe informacje i pomoc w wyjaśnieniu swojej sytuacji
- tłumaczyła Krajowa Administracja Skarbowa w mediach społecznościowych. Fiskus zaznaczył jednak, że nie należy bać się kontroli, ponieważ z roku na rok przeprowadza się ich coraz mniej. W 2022 roku miało być to niewiele ponad 22 tys. przypadków podczas gdy w 2008 roku było ich aż ponad 150 tys.
Urząd Skarbowy nie wyjaśnia skąd czerpie informacje o niepłacących podatków Polakach. Według ekspertów z zakresu doradztwa podatkowego najprawdopodobniej obywatele śledzeni są na portalach społecznościowych takich jak Facebook, czy X (dawny Twitter) oraz platformach sprzedażowych jak Vinted, Allegro, a także Olx. - Generalnie, osoby, które sprzedają towary lub usługi w internecie, powinny mieć świadomość, że są tam znacznie bardziej widoczne niż poza siecią. Wystarczy screenshot korespondencji przesłany przez niezadowolonego klienta i można się spodziewać kłopotów z urzędem - tłumaczył w rozmowie z "Wyborczą" doradca podatkowy Bartosz Mazur.