Jeszcze do niedawna Unia Europejska żyła nadzieją, że Donald Tusk poprowadzi opozycję do zwycięstwa w zbliżających się wyborach parlamentarnych w Polsce. Brukselscy dyplomaci zaczynają jednak zdawać sobie sprawę, że utrzymanie władzy przez PiS jest znacznie bardziej prawdopodobne i pociągnie za sobą konsekwencje dla całej Wspólnoty - czytamy w "Financial Times".
Tak wiele zależy od tego co stanie się w Warszawie. Ale sytuacja nie wydaje się zbyt dobra
- powiedział portalowi jeden ze starszych rangą urzędników unijnych. Daniel Hegedüs z German Marshall Funds stwierdził z kolei, że choć wyniki wyborów mogą być różne, to większość z nich i tak będzie niekorzystna dla Unii Europejskiej.
"FT" stwierdza, że PiS wprowadził embargo na ukraińskie zboże pod wpływem skrajnie prawicowej Konfederacji, która może być potencjalnym partnerem partii rządzącej po wyborach. Wynikiem tych nacisków - zdaniem portalu - ma być też ograniczenie świadczeń dla ukraińskich uchodźców oraz potencjalne zatrzymanie wsparcia militarnego dla kraju walczącego z Rosją. Wysoko postawiony urzędnik stwierdził, że te ustępstwa w stronę skrajnej prawicy są "dość niebezpiecznym" zwiastunem tego, jak będzie wyglądać przyszła narracja Polski ws. UE.
Unijny urzędnicy i dyplomaci przygotowują się więc na kolejne lata rządów PiS i dalsze pogorszenie stosunków z Polską, zarówno w relacjach z Brukselą, jak i Berlinem oraz Paryżem. "FT" przypomina też, że Unia zamroziła środki dla Polski z KPO w związku z pogwałceniem przez nasz kraj praworządności. Portal dodaje, iż PiS oczywiście uważa, że problem nie istnieje.
Ani PiS, ani Konfederacja nie chcą wychodzić z UE i opowiadają się raczej za radykalnymi zmianami od wewnątrz - zauważa brytyjski dziennik. Zacytowano też Jarosława Kaczyńskiego, który we wrześniu przyznał, że kierowana przez niego partia chce wyznaczyć nowy kierunek, do którego zmierza UE i dlatego PiS czeka na przyszłoroczne wybory do europarlamentu.
Urzędnicy w Brukseli są przerażeni perspektywą zbliżenia się PiS do skrajnie prawicowych środowisk, bo mogłoby to umocnić blok antywolnościowych w poszczególnych krajach i w konsekwencji utrudnić podejmowanie decyzji we Wspólnocie. A do końca tego roku UE ma wiele planów. Chce np. zawrzeć porozumienie w sprawie zwiększenia wspólnego budżetu, czy stworzyć nowe zasady dotyczące zarządzania budżetami państw członkowskich. W agendzie jest też rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią oraz formalne wdrożenie systemu obsługi migrantów i osób ubiegających się o azyl.
Osiągnięcie tych celów może utrudnić nie tylko wygrana PiS w Polsce, ale też Viktor Orban w Węgrzech. Ponadto wybory parlamentarne odbywają się też w Słowacji, której obywatele będą głosować w nadchodzącą niedzielę 1 października. Jednym z kandydatów jest były premier Robert Fico, który sceptycznie podchodzi do sprawy ukraińskiej i jest przyjazny Rosji. Jego wygrana umieściłaby Słowację w rzędzie razem z Węgrami i Polską.
Jesteśmy w rękach polskich i słowackich wyborców
- stwierdził Daniel Hegedüs. "Siła antywolnościowych i autorytarnych rządów centralnej, środkowej i południowej Europy może wzrosnąć. A to w oczywisty sposób utrudni prowadzenie i koordynację europejskiej polityki zagranicznej. Myślę, że ci, którzy mają pozytywne podejście do wyborów, zapominają, że w Polsce już istnieje głęboko zakorzenione autorytarne państwo" - dodał.
Sytuację pogarsza dziwaczny kalendarz prezydencji w Radzie UE. Węgry będą przewodziły Wspólnocie od lipca do grudnia przyszłego roku, a pałeczkę przejmie po nich od stycznia do końca czerwca 2025 roku Polska. Oba kraje będą więc przewodzić radzie, co pozwoli im promować wybrane przez siebie tematy.