30 września kończy się w USA rok fiskalny. Do tego dnia trzeba uchwalić budżet na kolejne 12 miesięcy. Kłopot w tym, że amerykańskim Kongresie trwa w tej kwestii polityczna przepychanka między demokratami a republikanami. I o ile wcześniej przy podobnych problemach rozwiązaniem stawała się tymczasowa ustawa budżetowa, o tyle tym razem republikanie nie wykazują chęci, by szybko znaleźć porozumienie.
Senat, który kontrolują demokracji, planuje rozwiązać problem ustawą o tymczasowym finansowaniu, co pozwoliłaby funkcjonować państwu dalej. Spiker Izby Reprezentantów, republikanin Kevin McCarthy usiłuje natomiast powstrzymać bunt w szeregach partii i w tym celu stara się przepchnąć cztery ustawy budżetowe na kolejne lata. Jak zauważa Reuters, akty prawne nie mają jednak szans na wejście w życie, jako że odzwierciedlają konserwatywne poglądy Republikanów.
Wraz z rozpoczęciem października realnym zagrożeniem staje się tym samym paraliż amerykańskiej administracji i wstrzymanie pracy przez liczne agencje rządowe, czyli tzw. government shutdown. Konsekwencje? Kilka milionów pracowników m.in. służby cywilnej nie otrzyma wówczas wynagrodzenia na czas. Ponadto setki tysięcy rządowych urzędników od niedzieli zostanie wysłanych na tymczasowy urlop. Zagwarantowany zostanie dostęp tylko do podstawowych usług publicznych.
Pojawić mogą się opóźnienia w transporcie lotniczym, zamknięte mogą być parki narodowe. Wydłużą się terminy wydawania wszelkich zaświadczeń i pozwoleń czy też np. obsługa wniosków paszportowych. Wstrzymane mogą zostać inspekcje organów dbających o środowisko naturalne czy kontrolujących jakość żywności i wody pitnej. Narodowe Zoo w Waszyngtonie będzie musiało też ograniczyć imprezę pożegnalną dla trzech pand, które wracają do Chin.
W Stanach Zjednoczonych nie byłaby to sytuacja bez precedensu. Zdarzały się już impasy trwające 10 dni. Ostatni i zarazem najdłuższy w historii, trwający aż 35 dni, taki epizod miał miejsce na przełomie lat 2018 i 2019. W ciągu ostatniej dekady byłby to czwarty goverment shutdown na 14 w historii USA. Jeśli tym razem nie uda się rozwiązać problemu na czas, prawdopodobnie będzie mieć to negatywne konsekwencje dla oceny wiarygodności kredytowej USA. - Agencja Moody’s, która jako ostatnia utrzymuje rating na najwyższym możliwym poziomie, ostrzegła już, że government shutdown byłby dowodem na instytucjonalną nieefektywność i niestabilność polityki fiskalnej. Przypomnijmy, że zbliżone argumenty były przywoływane przez agencję Fitch, która w sierpniu zredukowała ocenę wiarygodności kredytowej USA z maksymalnego pułapu o jeden stopień - wyjaśnia Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Widmo impasu administracja Joe Bidena stara się oddalić już od kilku miesięcy. Spór między demokratami a republikanami dotyczy wysokości limitu zadłużenia publicznego. W maju przedstawiciele obu partii uznali, że wydatki dobrowolne państwa od 1 października wyniosą 1,59 bln dol. Ale prawicowe skrzydło Partii Republikańskiej naciskało na lidera McCarthy'ego, by zażądał cięć w wysokości 120 mld dolarów. Ten poparł postulat, mimo że bardziej umiarkowani członkowie ugrupowania wyrazili zgodę na wcześniej ustalony plan. Biden wezwał republikanów, by uhonorowali umowę. Wydatki dobrowolne stanowią tylko część z wynoszącego w tym roku 6,5 bln dolarów budżetu USA, resztę stanowią wydatki stałe na programy społeczne, których finansowanie jest obowiązkowe i uzależnione od liczby uprawnionych do świadczeń odbiorców.
A co z wiarygodnością kredytową USA patrząc z perspektywy rynkowej? Ostatnia decyzja Fitch, choć wywołała lawinę komentarzy, została spokojnie przyjęta przez inwestorów na rynkach finansowych. Tym razem powinno być podobnie. - Przede wszystkim w zmianach ratingu nie widzimy zagrożenia dla dolara. Nieco paradoksalnie, USD, jako bezpieczna waluta, może na taki krok zareagować wręcz umocnieniem wynikającym z pojawienia się nowego powodu do zmartwień inwestorów zaniepokojonych kondycją światowej gospodarki oraz konsekwencjami restrykcyjnej polityki pieniężnej i drożejącej ropy - ocenia Bartosz Sawicki z Cinkciarz.pl. Poza tym, zdaniem Sawickiego, amerykańskie obligacje skarbowe odgrywają w międzynarodowym systemie finansowym tak fundamentalną rolę, że inwestorzy nie odwrócą się od nich niezależnie, czy rating będzie na najwyższym, czy też drugim z kolei poziomie. USA pozostają w unikalnej, uprzywilejowanej roli. Rządzący są głusi na rekomendacje agencji i pozostają one bez przełożenia na kondycję finansów publicznych. W rezultacie nie przekładają się to ani na podaż długu, ani na dopełniające politykę fiskalną działania amerykańskiego banku centralnego, a dopiero w takiej sytuacji zmiany oceny wiarygodności kredytowej USA miałyby realne przełożenie na rynkowe trendy.
Dolar w relacji do koszyka głównych walut w nieco ponad dwa miesiące stopniowo podrożał o przeszło 6 proc. i we wtorek, 26 września wspiął się na najwyższy poziom w tym roku. USD/PLN znów zawrócił ponad 4,35 zł.
- Amerykańską walutę wspiera wyprzedaż obligacji skarbowych (wzrost rentowności - red.), co jednocześnie wpędza w tarapaty szczególnie wrażliwy na ten czynnik świat rynków wschodzących. To obecnie najbardziej ewidentny i jednoznaczny trend. W przypadku amerykańskich 10-letnich papierów dochodowość pierwszy raz od roku 2007 przekracza 4,5 proc. i z impetem rozpoczyna czwarty z rzędu tydzień wzrostów - komentuje analityk Cinkciarz.pl.
Wyprzedaż obligacji i umocnienie dolara są napędzane restrykcyjną polityką pieniężną Rezerwy Federalnej (odpowiednik naszego NBP). Po ubiegłotygodniowym posiedzeniu Komitetu ds. Operacji Otwartego Rynku inwestorzy tracą nadzieję, że stopy procentowe w USA szybko mogą spadać. Nie można za to wykluczyć, że w listopadzie dojdzie do wieńczącej cykl podwyżki, która koszt pieniądza w USA wywinduje do przedziału 5,50-75 proc. Istotnym czynnikiem wspierającym tendencje na rynku długu mogą być też wzrosty cen ropy na światowych rynkach, które oddziałują w kierunku silniejszej presji cenowej. Kurs baryłki Brent od przeszło tygodnia utrzymuje się w pobliżu pułapu 95 USD, co oznacza, że od końca czerwca podniósł się o ok. jedną czwartą.