W poprzednich odcinkach cyklu "Edukacja w finansach" radziłem, jak zabrać się do oszczędzania, a także jaki produkt finansowy wybrać. Kiedy warto włożyć pieniądze w akcje spółek, a kiedy lepszym rozwiązaniem mogłyby być fundusze inwestycyjne? Kiedy wybrać lokatę bankową, a kiedy przyda się konto oszczędnościowe? Wspólnie z wami zastanawiałem się też nad budowaniem oszczędności na emeryturę oraz nad tym, jak zebrać posag dla dorastającego dziecka.
To było takie inwestycyjne ABC, które - mam nadzieję - pozwoliło wam przekonać się, że oszczędzać warto i trzeba. A może nawet pomogło wam wybrać właściwą ścieżkę zbierania pieniędzy na dostatnią przyszłość dla siebie i swojej rodziny. Teraz wejdziemy głębiej w las finansowej edukacji. W kolejnych odcinkach przez lupę będę przyglądał się poszczególnym produktom finansowym: lokatom, kontom oszczędnościowym, obligacjom, funduszom, polisom lokacyjnym. Rozbierzemy je wspólnie na czynniki pierwsze i sprawdzimy, czego można się po nich spodziewać.
Ale to dopiero w kolejnych odcinkach. Dziś chciałbym poświęcić trochę miejsca temu, jak ważna w świecie finansów jest dywersyfikacja inwestycji. To niezbyt ładnie brzmiące słowo jest jedynie inną wersją niezwykle popularnego w świecie inwestorów powiedzenia, że "nie wkłada się wszystkich jajek do jednego koszyka". Bo wytrawni inwestorzy wiedzą, że nie ma zysku bez ryzyka, więc pod żadnym pozorem nie wolno stawiać wszystkich oszczędności na jedną kartę. Nawet najbardziej pewną.
O tym zysku bez ryzyka to zresztą różnie się mówi. Pamiętacie słynną reklamę obligacji skarbowych sprzed lat? Padło w niej właśnie hasło, że obligacje gwarantują: "zysk bez ryzyka". Do dziś niektórzy analitycy rynków finansowych, gdy przypominam im tamten slogan, krzywią się okrutnie i zżymają. Owszem, przyznają, prawdopodobieństwo upadłości państwa jest dużo mniejsze niż ryzyko, że zbankrutuje jakakolwiek firma. Ale czy jest na tyle niskie, by mówić o "zysku bez ryzyka"?
Niektórzy posiadacze przedwojennych obligacji skarbowych do dziś bezskutecznie domagają się przed sądem ich wykupienia przez skarb państwa... A i dziś inwestorzy światowi drżą przecież, że kraje takie jak Grecja, Hiszpania, Portugalia czy Włochy nie wykupią wyemitowanych przez siebie obligacji, bo są już tak zadłużone, że bez uzyskania nowych pożyczek nie znajdą pieniędzy na spłacenie starych.
A lokaty bankowe? To również w powszechnym przekonaniu pewny zysk. Po pierwsze dlatego, że za większością banków stoją potężne międzynarodowe grupy finansowe, z kapitałami liczonymi w setkach miliardów lub bilionach euro i dolarów. Po drugie dlatego, że depozyty w bankach są gwarantowane przez państwo do równowartości 50 tys. euro. To znaczy, że jeśli jakiś bank wpadnie w tarapaty finansowe, jego klienci otrzymają zwrot pieniędzy z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, na który składają się wszystkie banki.
Niestety, gwarancje te nie obejmują depozytów większych niż równowartość 50 tys. euro. A trzeba pamiętać, że ów limit jest jeden, wspólny dla wszystkich lokat danego klienta w banku - nieważne, ile ich jest. Podwójny limit, do 100 tys. euro, dotyczy tylko depozytów małżeńskich złożonych na wspólnych kontach. Warto też zdać sobie sprawę, że gorzej od lokat są traktowane tzw. polisy lokacyjne, czyli lokaty sprzedawane w opakowaniu polis na życie, gwarantujące zwolnienie zarobku z podatku Belki. W ich przypadku gwarancja państwowa obejmuje tylko połowę złożonej kwoty.
Dywersyfikacja jest koniecznością nie tylko ze względu na bezpieczeństwo pieniędzy na wypadek kłopotów finansowych jednej czy drugiej instytucji finansowej. Gdybym miał powiedzieć, która z kategorii inwestycji w ciągu kolejnych dwudziestu lat przyniesie najwyższy zysk: akcje, obligacje, lokaty bankowe, złoto, nieruchomości czy surowce, to nie umiałbym udzielić sensownej odpowiedzi. To pytanie dla wróżki.
Pomyślmy: lokaty bankowe są bezpieczne, ale nie wiadomo, czy ochronią pieniądze przed inflacją. Akcje spółek to "twarda waluta", część konkretnego majątku, którego nie nadgryzie ząb inflacji. Ale za to wartość rynkowa akcji jest bardzo chwiejna. Obligacje? To papiery, które dadzą zarobić, jeśli dłużnik będzie wypłacalny. Złoto? Dobry pomysł, ale tylko na złe czasy. Bywało, że i przez dwie dekady jego cena rynkowa stała w miejscu, a więc - uwzględniając inflację - spadała. Dlatego nie mam wątpliwości, że długoterminowo nie warto obstawiać jednej, konkretnej inwestycji.
Każda z możliwości inwestowania wiąże się z innymi szansami i innymi zagrożeniami. Teoria mówi, że w długim terminie najbardziej pewną inwestycją, gwarantującą najwyższy zysk, są akcje. Bo wartość firm i ich efektywność stale rośnie. I rzeczywiście, są okresy, w których akcje dają dwa razy wyższe średnie zyski niż obligacje lub lokaty. Ale są też i takie, w których rentowność akcji i obligacji jest zbliżona.
Z danych amerykańskiej firmy DalBar, cytowanych w materiałach prasowych funduszy inwestycyjnych Arka, wynika, że średni zysk z indeksu amerykańskich akcji S&P500 w ostatnich 20 latach wyniósł 8,35 proc. rocznie. W tym samym czasie indeks rynku obligacji Barclays Aggregate zyskiwał średnio rocznie 7,43 proc. Czy to argument za inwestowaniem w akcje, czy w obligacje? Akcje dały więcej, ale za to obligacje - przy niewiele niższym zysku - okazały się tylko trochę mniej opłacalne!
Moja odpowiedź: warto zainwestować część pieniędzy w akcje, a część w obligacje. Wtedy jest pewne, że niezależnie od rozwoju sytuacji na świecie swoje zarobimy, bo nie obstawiamy jednego konia w wyścigu, ale wszystkie. Podobnie odpowiadam na pytania: lokaty bankowe czy nieruchomości, akcje czy złoto, obligacje czy surowce.
Oczywiście jeśli mamy do dyspozycji niewielkie pieniądze, np. 10-20 tys. zł oszczędności, nie możemy myśleć o pełnej dywersyfikacji. Ale i w tym przypadku warto podzielić pieniądze na dwie-trzy inwestycje, z których zysk będzie uzależniony od innych czynników. W długim terminie tak będzie po prostu bezpieczniej.
Jeśli posiadamy nadwyżki finansowe i decydujemy się na inwestycje, powinniśmy wybierać produkty, które z jednej strony mają potencjał na osiągnięcie oczekiwanego przez nas zysku, z drugiej strony są dostosowane do naszej indywidualnej tolerancji w kwestii ryzyka. Nie zapominajmy też o bieżących potrzebach finansowych - czyli wybierajmy rozwiązania o takim horyzoncie czasowym, żeby nie musieć wcześniej wycofywać środków w przypadku nagłych wydatków. Równocześnie niezwykle ważną zasadą każdego inwestora jest odpowiednia dywersyfikacja, czyli zróżnicowanie portfela pod względem klas aktywów, horyzontów czasowych i poziomów ryzyka. Zestawione z różnych produktów inwestycje pozwalają uzyskać optymalny efekt finansowy, a co ważne niwelować ewentualne wahania wycen poszczególnych składowych całego naszego portfela. Do wyboru mamy akcje polskich i zagranicznych spółek, inwestycje w indeksy, depozyty, produkty strukturyzowane, czy fundusze inwestycyjne - także te zagraniczne. Długoterminowy portfel inwestycyjny powinien zawierać wszystkie wymienione powyżej rodzaje instrumentów. W zależności jednak od indywidualnych preferencji, co do poziomów akceptowanego ryzyka, wiedzy w zakresie inwestycji, oczekiwanej płynności zainwestowanych środków czy też oczekiwanej stopy zwrotu, wymienione składniki występować będą oczywiście w różnych proporcjach. Warto pamiętać, że w dłuższej perspektywie instrumenty o niższym potencjale zysku, ale też ograniczonym ryzyku, powinny stanowić jeden z istotnych składników portfela, by móc pełnić rolę stabilizującą w przypadku wahań rynku i niekorzystnego wpływu instrumentów bardziej agresywnych na całość inwestycji. Podobną, stabilizującą rolę odgrywa w dobrze zestawionym portfelu alokacja aktywów w nieskorelowane rynki czy indeksy. Dlatego warto pamiętać o obecności w portfelu także funduszy bądź produktów strukturyzowanych opartych o globalne indeksy, co umożliwi uniezależnienie części inwestycji wyłącznie od koniunktury jednego rynku.
Dostępność na rynku polskim produktów zróżnicowanych pod względem klas aktywów, horyzontów czasowych czy parametrów ryzyka, nie stanowi jednak, szczególnie dla klienta indywidualnego, o ułatwieniach w budowaniu udanych, odpowiednio zestawionych inwestycji. Przeszkodą mogą być kwestie prozaiczne. Brak czasu na analizę ofert poszczególnych instytucji finansowych, utrudnienia w dostępie do informacji nt. poszczególnych produktów u konkretnych dystrybutorów, a przede wszystkim problem natury logistycznej, czyli konieczność korzystania z usług kilku, a w przypadku bardziej złożonych portfeli, kilkunastu oferentów. Dopiero dostępność różnych produktów u jednego partnera finansowego pozwala tworzyć najciekawsze rozwiązania.