Oglądam sobie reklamy na Polsacie, a tu nagle film! - brzmi popularny żart. Osoby, które wykupiły pakiet Euro 2016 na Ipla.tv po wczorajszym wieczorze mogłyby zażartować: oglądam pokaz slajdów, a tu nagle mecz Niemcy - Ukraina!
Gdyby było im tylko do śmiechu, bo sytuacja zabawna nie jest. To kolejny mecz podczas trwających Mistrzostw Europy, którego nie udało się obejrzeć bez problemów. O ile popołudniowe spotkania działają nawet nieźle, tak mecze zaczynające się o 21:00 to ciągłe buforowanie, zacinanie się i uciekające minuty. Gdy mecz się zawiesi, transmisja nie odtwarza się od tego momentu, tylko przeskakuje do obrazu na żywo. To oznacza, że wielu użytkowników Ipli nie widzi fragmentów meczu, za które zapłaciło.
Hasło "oglądaj legalnie” na stronie Ipli prezentuje się wyjątkowo przykro. Brzmi jak kara, a nie coś, z czego można być dumnym. "Czuję się oszukany” - piszą użytkownicy i trudno im się dziwić. Wielu z nich pisze wprost, że żałuje, że zapłaciło zamiast oglądać na pirackich serwerach. Tam też by się pewnie zacinało, ale przynajmniej nie straciliby swoich pieniędzy. Nikt tak nie psuje rynku jak polskie serwisy VOD, które nie potrafią wywiązać się z obietnic złożonych swoim użytkownikom.
Dziś, Ipla przestaje kojarzyć się z gwarancją jakości. Nie wzbudza zaufania. Legalne, czyli z problemami i nerwami - tak będą wspominać Euro 2016 ci, którzy zapłacili 99 zł za możliwość oglądania transmisji na żywo.
Euro 2016 na Ipli pokazuje, jak bardzo potrzebujemy takich usług jak Netflix. Im więcej zagranicznych legalnych dostawców na polskim rynku, tym lepiej. Netflix, choć polska oferta od początku budziła sporo kontrowersji, uczy normalności.
Gdy odpowiedzią Ipli na setki negatywnych komentarzy jest "prosimy o przesłanie reklamacji na adres pomoc@ipla.pl wraz z informacją o platformie na której uruchomiony jest pakiet(przeglądarka/iOS/Android/SmartTV), swoim IP, dostawcy internetu, a także aktualnym łączu potwierdzonym na stronie speed test”, wszyscy od razu wiedzą, że to wyjątkowo nieładne zagranie. Zrzuca się winę na użytkownika, sugeruje, że "u nas wszystko w porządku, to po drugiej stronie coś musi być nie tak".
Nikt tego wytłumaczenia nie kupuje, bo u innych dostawców wszystko dobrze działa i kłopotów nie ma. Niemal jak na dłoni widać, kto jest odpowiedzialny za złą jakość.
Netflix Netflix
Przykład Netfliksa przewijał się zresztą w komentarzach. Widzimy, że możliwe jest oglądanie legalnych treści w wysokiej jakości bez zacięć i problemów. Przy Netflksie i innych tego typu usługach działających w Polsce fuszerki nie da się już wytłumaczyć prostym i nieprawdziwym: "u mnie działa, sprawdź Internet”.
Netflix, rzecz jasna nie tylko on, podnosi poprzeczkę. Poprzeczkę, której polskie serwisy VOD przeskoczyć nie mogą. Nie chcą?
I zostaną za to bardzo szybko ukarane. Owszem, problem piractwa wciąż jest obecny, nie możemy zapominać o pirackiej mentalności. Dużą cegiełkę dokładają do tego sami dostawcy, którzy wpychają użytkowników w ręce nielegalnych serwisów. Jedynym ratunkiem są zagraniczne serwisy, które dopiero od niedawna traktują Polskę poważnie. Ich wejście jest potrzebne, bo wyznacza poziom. Pokazuje, jak powinno być. I, mam nadzieję, prędzej czy później wyeliminują tych, którzy nie traktują klienta poważnie.