Wybory w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych mogą pokazać prawdziwy wpływ technologii na nasze życie

Twórcy gier ostrzegają przed wyjściem z Unii Europejskiej, a eksperci ostrzegają: iPhone zdrożeje, jeśli wybory wygra Trump. To dużo mówi o wpływie technologii na nasze życie. I o samych wyborcach. Niestety, to nic dobrego.

"Bez naszych współpracowników z krajów Unii Europejskiej Monument Valley nigdy by nie powstało. Pomóżcie dalej robić nam świetne gry i zagłosujcie za pozostaniem w Unii Europejskiej" - napisało studio UsTwo Games 20 czerwca, dodając tag #VoteRemain. Ten wpis na Twitterze "podało dalej” 548 osób, prawie 800 dodało go do polubionych. Te liczby wrażenia może i nie robią, ale popularność Monument Valley już tak - grę pobrało ponad 28 mln ludzi. Trudno podejrzewać, by do wszystkich grających dotarł apel twórców, ale to dobrze pokazuje, że autorzy gier mogą być takimi samymi autorytetami co gwiazdy filmowe czy muzyczne. Też mają swoje poglądy, też dzielą się opiniami, też mogą zostać wysłuchani, a ich głos może mieć znaczenie. Wystarczy zobaczyć, jak wiele osób ma kontakt z ich dziełami. 

Jak zbadał portal engadget.com, więcej brytyjskich (lub działających na Wyspach) firm było za pozostaniem w Unii Europejskiej. Taki pogląd popiera Microsoft, Sony, Team17 (twórcy serii Worms) czy The Chinese Room, autorzy wielokrotnie nagradzanych gier niezależnych. Jest to logiczne z biznesowego punktu widzenia, wszak Brexit dotknie ich bezpośrednio, ale nie tylko o interesy tu chodzi. Gry na całym świecie odbierane są jak każda inna dziedzina sztuki - a skoro tak, to chcemy wiedzieć, z jakimi poglądami identyfikują się ich twórcy. The Chinese Room wielokrotnie zabierało głos w sprawie seksizmu, więc ich komentarz związany z polityką Wielkiej Brytanii nie dziwi. Brexit tylko podkreśla znaczenie firm, które mogłoby wydawać się marginalne.

UsTwo GamesUsTwo Games fot. UsTwo Games

Ale warto na wybory w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych spojrzeć jeszcze z innej strony. Mniej pozytywnej.

Ceny iPhone’a wzrosną, jeśli Donald Trump zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych - pisały serwisy, analizując plany polityka. Kandydat republikanów chce nałożyć 35% podatek na firmy produkujące swoje sprzęty poza granicami USA. Apple składa iUrządzenia w Chinach, więc byłoby objęte podatkiem. A co za tym idzie - za nowe iPhone’y zapłacimy więcej, prognozują eksperci.

Zwolennicy Trumpa mogliby powiedzieć, że to "szantaż mediów”. Ale przecież to zwykła analiza, na dodatek nie naciąga, a mająca potwierdzenie w faktach. W czym problem?

iPhone kiełbasą wyborczą

W tym, że przykładem ekonomicznych konsekwencji jest iPhone. Albo w przypadku Brytyjczyków - dobra gra mobilna. Trzeba odnosić się do prostych, przyziemnych przedmiotów, żeby wytłumaczyć, na czym polega polityka. Dużo to mówi o wiedzy wyborców i o dyskusji politycznej na całym świecie. "Jestem za wyjściem z Unii, bo tak mówi polityk, którego lubię. Albo nie, bo co jeśli nie zagram w kolejną część mojej ulubionej gry?" - możliwe, że tak ktoś pomyśli. 

Donald Trump po prawyborach w New HampshireDonald Trump po prawyborach w New Hampshire JIM BOURG/REUTERS

Albo Trump, albo drogi iPhone. Albo zostajemy w Wielkiej Brytanii, albo nie powstanie więcej fajnych gier, w które grasz mając przerwę w pracy. Nieważne są szkodliwe poglądy na temat imigrantów, nieważne opinie ekspertów, publicystów, nawet samych polityków; bardziej przemówić może fakt, że zdrożeje iPhone. A przecież nie wiemy, co będzie w przyszłości. Kiełbasą wyborczą może być to, że nowego smartfona kupimy taniej - i co wtedy? Populizm sięga dalej niż nam się wydawało. 

Owszem, z jednej strony takie proste, oczywiste, łopatologiczne przykłady są dobre, bo wprost pokazują, jak dany polityk czy jego decyzja może wpłynąć na życie. Z drugiej jest rzeczą bardzo niepokojącą, bo spłyca dyskusję. Upraszcza tak, że "wielkie” sprawy schodzą na dalszy plan. Co tam imigranci, co tam polityka międzynarodowa - liczą się podstawowe dobra. Tak naprawdę kompletnie nieistotne, marginalne przy takich kwestiach jak wybór prezydenta czy pozostanie w Unii Europejskiej. 

Tak naprawdę to bardzo smutne, że twórcy gier muszą apelować w takich sprawach - widocznie uważają, że skoro inne argumenty nie docierają, to proste, życiowe przykłady będą skuteczniejsze.

Technologia... niewiele znaczy?

Wpływu komentarzy twórców gier czy też ostrzeżeń o wzroście cen popularnych urządzeń pewnie nie zbadamy. Może nawet okazać się tak, że przeceniamy nowe technologie i ich znaczenie w życiu. Niby wszyscy wierzymy w moc wielkich korporacji na kreowanie współczesnego świata, ale nagle okaże się, że sprzeciw - to tylko fikcyjny przykład - szefa Facebooka albo ewentualne wyższe ceny ulubionych smartfonów są niczym przy wielkiej polityce.

Więcej o: