We wtorek, brazylijski sędzia z Rio de Janeiro wydał nakaz, na mocy którego korzystanie z aplikacji WhatsApp na terenie największego południowoamerykańskiego kraju stało się niemożliwe. W ten sposób pięciu największych operatorów komórkowych w Brazylii zostało zmuszonych do blokowania ruchu pochodzącego z serwerów WhatsAppa. Jeśli nie dostosowaliby się do decyzji sądu, to groziłaby im grzywna w wysokości 50 tysięcy reali za każdy dzień naruszenia.
Komunikator WhatsApp Merlijn Hoek/Flickr.com
Decyzja sądu nie była jednak żadnym zaskoczeniem ani dla samego Facebooka, który jest właścicielem WhatsAppa, ani dla operatorów, ani też dla użytkowników aplikacji w tym kraju. Dlaczego? Bo blokowanie tej aplikacji w Brazylii stało się już niemal tradycją.
Tylko w ciągu ostatniego roku brazylijskie sądy zarządziły trzy takie "blackouty" WhatsAppa. We wszystkich przypadkach decyzje te były później podważane przez sądy wyższej instancji, a po kilkudziesięciu godzinach aplikacja znów działała.
Nie inaczej było we wtorek. Kilka godzin po wydanym nakazie, brazylijski Sąd Najwyższy podważył decyzję sędziego z Rio de Janeiro, określając ją jako „nierozważną i nieproporcjonalną”. Nieproporcjonalną do czego? O tym za chwilę.
Zabawa w "kotka i myszkę" pomiędzy brazylijskim wymiarem sprawiedliwości i WhatsAppem trwa od wiele miesięcy.
Wszystko z powodu... niezwykłej popularności aplikacji w tym kraju. Szacuje się, że korzysta z niej nawet 110 mln Brazylijczyków, czyli niemal 93 proc. internautów.
Zdaniem brazylijskich stróżów praworządności, WhatsAppa szczególnie upodobał sobie tamtejszy przestępczy półświatek. Gangsterzy i handlarze narkotyków mają rzekomo korzystać z największego dobrodziejstwa tej aplikacji - szyfrowania danych - aby komunikować się między sobą, planować przestępstwa i dokonywać transakcji.
Brazylijska prokuratura bardzo chciałyby poznać treść rozmów, które za pośrednictwem aplikacji prowadzą ze sobą przestępcy. Chciałaby, ale nie może. A to ze względu na restrykcyjną politykę Facebooka w tym zakresie. Amerykański gigant wielokrotnie odmawiał brazylijskim organom wydania danych użytkowników WhatsAppa, jak również treści prowadzonych przez nich rozmów.
Zresztą, tych drugich wydać i tak by nie mógł, bo w 2014 roku aplikacja została wyposażona w system szyfrowania danych end-to-end, co oznacza, że w praktyce nie może odczytać ich nawet sam Facebook. No chyba, że zostawił sobie jakąś tylną furtkę, przez którą nas podgląda. Czego nie wiemy i pewnie nigdy się nie dowiemy
Brazil WhatsApp Blocked Andre Penner (AP Photo/Andre Penner)
"Jestem zdumiony, że nasze działania mające na celu ochronę prywatności wywołały tak ekstremalną decyzję, której skutkiem jest ukaranie wszystkich użytkowników WhatsApp" - stwierdził Mark Zuckerberg po pierwszym "blackoucie".
Argumenty i apele do brazylijskich władz ze strony Zuckeberga i innych pracowników Facebooka na nic się jednak nie zdają. Sytuacja zaogniła się tak bardzo, że w marcu br. doszło do zatrzymania wiceprezesa Facebooka w regionie Ameryki Łacińskiej, Diego Dzodana, który - mimo nakazu sądowego - odmówił wydania danych dotyczących użytkowników aplikacji, które miały być dowodem w sprawie dotyczącej handlu narkotykami i zorganizowanej przestępczości.
W wydanym oświadczeniu, rzecznik Facebooka podkreślił wówczas, że działania brazylijskich władz są nieuzasadnione, choćby dlatego, że Facebook i WhatsApp działają w sposób niezależny. W oddzielnym oświadczeniu szefowie WhatsAppa poinformowali natomiast, że serwis "współpracował z władzami na tyle, na ile pozwala na to architektura usługi". Firma poinformowała również, że nie była w stanie dostarczyć informacji, których zwyczajnie nie posiada.
Gwoli ścisłości, WhatsApp nie jest największym „problemem” dla brazylijskiego wymiaru sprawiedliwości i tamtejszych polityków. Jest nim sam internet. W kraju tym co jakiś czas słychać głosy o potrzebie wprowadzenia kontroli nad siecią. Wielu politykom nie podoba się jej otwartość i fakt, że każdy internauta może w niemal nieskrępowany sposób wyrazić krytyczną opinię na temat rządu.
Pod tym względem Brazylia zdaje się zbliżać Turcji Recepa Erdogana, gdzie operatorzy internetowi muszą gromadzić dane dotyczące aktywności użytkowników i blokować wskazane przez władze strony bez czekania na wyrok sądu. Tak, tego samego Erdogana, który kilka dni temu walczył o odzyskanie kontroli nad swoim krajem za pośrednictwem komunikatora FaceTime.
Na internetowej krucjacie brazylijskich władz tracą niemal wszyscy – użytkownicy, WhatsApp oraz wymiar sprawiedliwości, który oskarżany jest o autorytatywne zapędy.
Zyskują natomiast najwięksi rywale WhatsAppa. Po ubiegłorocznym „blackoucie”, konkurencyjna aplikacja Telegram zyskała 1,5 mln nowych użytkowników. Również wczoraj, włodarze Telegramu chwalili się, że nie nadążają z weryfikacją nowych kont. No cóż, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.