Kolonizacja Marsa może zająć stulecia. Oto największe wyzwania

Robert Kędzierski
Załogowa misja na Marsa jest już w zasadzie przesądzona. Ludzkość z pewnością spróbuje podbić Czerwoną Planetę. Ale czy uda się na nią uciec, by stworzyć drugą Ziemię? Droga jest naprawdę daleka.

Odległy, zimny i niebezpieczny Mars kiedyś będzie naszym drugim domem. To nie tylko marzenie, ale i konieczność. Nadejdzie taki moment, w którym dłużej nie będziemy mogli albo chcieli żyć na Ziemi. 

Kolonizacja Czerwonej Planety jest możliwa, chociaż od tego celu dzieli nas astronomiczna przepaść. Ludzkość wie, co ma zrobić, ale nie jest jeszcze pewna w jaki sposób. Brakuje technologii i pieniędzy. Nie ma też stuprocentowej pewności, że nasze założenia wobec tego, co czeka nas na Marsie, się sprawdzą. 

Wielki plan Elona Muska

Na szczęście jest wśród nas ekscentryczny milioner, który nie zraża się brakiem gotowych rozwiązań. Elon Musk, współtwórca PayPal, Tesli, a przede wszystkim kosmicznej firmy SpaceX, ma zadziwiająco jasną wizję podboju Marsa. 

Red DragonRed Dragon Fot. SpaceX

W grudniu 2016 roku zaprezentował ją po raz pierwszy w tak szerokiej formie. Z planów wynika, że należy stworzyć międzyplanetarny system transportu - Interplanetary Transport System. Jego podstawowym elementem ma być kapsuła wielokrotnego użytku Red Dragon. Wyniesiona za pomocą rakiety Falcon Heavy (również zdolnej powracać na Ziemię) napędzanej zespołem silników Raptor. Najpotężniejszych, jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Zdolnych do wyniesienia na orbitę ładunku o masie 1000 ton.

Schemat systemu lotów na MarsaSchemat systemu lotów na Marsa Fot. SpaceX

Według Muska, jego system będzie w stanie przebyć nawet tysiąc razy trasę Ziemia-Mars i przetransportować na Czerwoną Planetę milion ludzi. Pierwsza ekspedycja ma ruszyć już w roku 2024. 

Swój wkład w podbój kosmosu chce mieć też inny miliarder - Jeff Bezos, założyciel Amazona. Drugi najbogatszy człowiek świata zapowiedział, że co roku będzie sprzedawał akcje internetowego giganta o wartości miliarda dolarów. Pieniądze będzie inwestował w firmę Blue Origin, zajmującą się budową pojazdów kosmicznych. 

TrendbookTrendbook fot. hatalska.com

Plany Muska i Bezosa skomentował w najnowszym Trendbooku Natalii HatalskiejMaciej Mickiewicz, współzałożyciel Blue Dot Solutions.

Działania Elona Muska czy Jeffa Bezosa mogą przełożyć się na znaczną (nawet stukrotną) redukcję kosztów wynoszenia ładunków w kosmos. Zarówno w przypadku firmy SpaceX, jak i Blue Origin widoczne są już konkretne technologiczne osiągnięcia, które pozwalają traktować plany obu firm z mniejszym przymrużeniem oka. W praktyce oznacza to, że coraz więcej podmiotów będzie mogło prowadzić własną kosmiczną działalność: naukową, komercyjną czy eksploracyjną. Mowa tutaj o działaniach bezpośrednio dotykających większość ludzi na Ziemi. Przykładowo dostęp do internetu może zostać zapewniony znacznie większej części ludzkości za pomocą licznej konstelacji satelitów wyniesionych niskim kosztem za sprawą rewolucji w branży, za jaką może stać na przykład Elon Musk. Długofalowo oznacza to, że powstaną całkowicie nowe gałęzie gospodarki i infrastruktury (w kosmosie i na Ziemi). Jednocześnie jeszcze za naszego życia powinny pojawić się pierwsze zalążki kolonii ludzkich na Księżycu i na Marsie.

O swoim mieście na Marsie marzy również emir Dubaju, premier i wiceprezydent Zjednoczonych Emiratów Arabskich, szejk Muhammad ibn Raszid Al Maktum. W tym celu planuje budowę miniaturowego miasta na Marsie do 2117 roku, czyli w ciągu najbliższych 100 lat. Chce, by ten cel stał się motorem do współpracy pomiędzy narodami. 

Od planów do ludzkiej kolonii

Nie tylko Musk przygotowuje się do tego epokowego wydarzenia. Swój (nieco mniej szalony) plan podboju Marsa ogłosiła też NASA. Już w 2033 roku statek NASA może znaleźć się na orbicie Marsa, za to w roku 2039 na powierzchnię planety może udać się załogowa ekspedycja.

Będzie to milowy krok w historii ludzkości. Który tylko odrobinę przybliży nas do celu, jakim jest kolonizacja Marsa. Budowa ludzkich osiedli na Czerwonej Planecie będzie możliwa dopiero wtedy, gdy poradzimy sobie z kilkoma kluczowymi zagadnieniami. Warunki, jakie panują na Marsie, różnią się w stopniu znacznym od ziemskich.

Woda. Jej największe zasoby to lód, znajdujący się w okolicach bieguna północnego. Możliwe też jest jej występowanie na innych obszarach, gdyż Mars jest niezwykle zróżnicowaną planetą.  

Nadzieje naukowców budzi fakt odkrycia wody w stanie ciekłym. W 2015 roku udało się dostrzec ślady po przemieszczającej się cieczy. Problemem jest zarówno jej temperatura wynosząca -23 stopnie, jak i olbrzymie zasolenie (dzięki któremu nie zamarza pomimo tak niskiej temperatury). Woda znajduje się też w marsjańskich skałach, ale jest jej niewiele - ok. 2 proc.  

Atmosfera. Na Marsie nie da się oddychać, bo "powietrze" składa się głównie z dwutlenku węgla (95,32 proc.) i azotu (2,7 proc.). Warstwa atmosferyczna jest też niezwykle cienka i rozrzedzona. Powoduje to dwa problemy: gorszą osłonę przed promieniowaniem, a także inne zachowanie statków kosmicznych. Zaletą cienkiej atmosfery jest to, że pomimo dużej odległości od Słońca ilość energii słonecznej docierającej do powierzchni planety jest zbliżona do ziemskiej. A tę energię można wykorzystać.  

Promieniowanie. Dobrą wiadomością jest to, że promieniowanie, które występuje na Marsie, przeważnie nie jest zabójcze. Sporym kłopotem jest jednak brak ochronnego pola magnetycznego, które Ziemi zapewnia jej budowa. Nasze jądro składa się z czystego żelaza w postaci stałej otoczonego żelazem w postaci płynnej. Zapewnia to powstawanie prądów konwekcyjnych, które przy obrotowym ruchu planety okrywają ją chroniącym życie płaszczem. Na Marsie takiej ochrony brak. Dlatego też jakakolwiek większa aktywność Słońca, która u nas jest źródłem przepięknej zorzy, na Czerwonej Planecie byłaby przyczyną problemów. Marsjańscy pionierzy musieliby się chronić przed nagłymi zdarzeniami, a to oznacza konieczność tworzenia systemu ostrzegania. Co stałoby się, gdyby taki system zawiódł? 

embed

Brak pola magnetycznego sprawił najprawdopodobniej, że planeta, która kilka miliardów lat temu przypominała Ziemię, dziś jest jałową pustynią. Brak osłony umożliwił wiatrowi słonecznemu dosłownie "wywianie" zarówno wody jak i atmosfery. Według NASA miliardy lat temu Mars przypominał Ziemię.

Wiatr słoneczny nie jest oczywiście jedynym problemem - promieniowanie jonizujące "przenikające" wszechświat również dociera do powierzchni Marsa w stopniu wyższym niż ma to miejsce na Ziemi. Brak warstwy ozonowej oznacza kłopoty z promieniami UV, które z łatwością niszczą DNA organizmów żywych. 

Nie bez znaczenia jest też marsjańska pogoda, która może być niezwykle groźna. Na Czerwonej Planecie często bowiem zdarzają się burze piaskowe. Z racji ukształtowania terenu są znacznie potężniejsze niż na Ziemi.  

Jak zmienić Marsa w drugą Ziemię 

Teoretycznie wiemy, co należy zrobić, by Mars stał się bardziej przyjazny człowiekowi i innym ziemskim organizmom. Planetę należy poddać terraformowaniu, czyli dokonać zmiany składu atmosfery. Należałoby też doprowadzić do występowania wody w ciekłej postaci. Dziś wydaje się to być poza zasięgiem naszych technologicznych możliwości. Wymagałoby bowiem olbrzymich nakładów i sporo czasu. Naukowcy stwierdzili, że zajmie to setki, a nawet tysiące lat.  

Wiadomo, że Marsa trzeba jakoś ogrzać, bo dziś temperatura na nim wynosi średnio -60 stopni. Należy więc wywołać efekt cieplarniany. W jaki sposób? Elon Musk twierdzi, że doprowadzając do serii eksplozji bomb jądrowych nad biegunami planety. Energia roztopiłaby czapy lodowe - zarówno te składające się z zamarzniętej wody, jak i suchego lodu czyli dwutlenku węgla. Jego uwolnienie zapoczątkowałoby efekt cieplarniany i podniosło temperaturę do bardziej przyjaznej człowiekowi. 

Proces terraformowania można by skrócić, a raczej nadać mu większy sens. Skoro bowiem Mars nie ma pola magnetycznego wytworzenie przyjaznej atmosfery może mijać się z celem, skoro słoneczny wiatr ją "wywieje". Dlatego w przestrzeni kosmicznej należy "wybudować" gigantyczny generator pola magnetycznego. Miałby on pełnić rolę swoistej tarczy, która osłaniałaby Marsa. To skróciłoby proces terraformowania do dekad. Uchroniłby też ludzkie kolonie przed następstwami niebezpiecznej aktywności Słońca. 

A zatem o wiele bardziej prawdopodobna jest budowa ludzkiej kolonii przypominającej te, które występują na Ziemi w warunkach szczególnie szkodliwych.  

Ziemianie ruszają na podbój Marsa 

Pomimo tych wszystkich niebezpieczeństw podbój Marsa jest sprawą przesądzoną. Elon Musk chce najpierw przetransportować na Marsa czwórkę pionierów, do której dołączą kolejni, dzięki regularnie odbywającym się lotom. Marsjańska kolonia ma w roku 2033 liczyć 30 osób.  

Czy ludzkości uda się przenieść na Marsa i żyć na nim jak na drugiej Ziemi? To całkiem możliwe, chociaż wiąże się z olbrzymim ryzykiem. I kosztami.

W tej chwili cena przeniesienia jednej osoby na Marsa wynosi teoretycznie 10 miliardów dolarów. Elon Musk chce, by za pomocą systemu ITS obniżyć ją do 200 tys. dol. czyli ok. 800 tys. złotych. Na tak drogi bilet z pewnością nie będzie stać wszystkich i na Marsa poleci garstka wybrańców. 

Mars może być jeszcze bliżej nas. Naukowcy wciąż pracują nad nowymi rozwiązaniami, takimi jak napęd EmDrive, który chociaż działa pozornie wbrew prawom fizyki mógłby nas zabrać na Czerwoną Planetę w 60 dni. Z każdą dekadą odległość pomiędzy Ziemią a Marsem, wynosząca 42 mln kilometrów, będzie dla nas coraz mniejszą barierą. 

Dowiedz się więcej o nowych trendach. Pobierz Trendbook 2017

Więcej o: