Railgun, czyli działo magnetyczne, to jedna z najbardziej niszczycielskich i nowatorskich broni, nad którą od 2005 roku trwają pracę w USA. I kiedy wydawało się, że od wprowadzenia jej do użycia dzieli nas już niewiele wojskowi podjęli bolesną decyzję - działo nie trafi na wyposażenie armii - podaje portal USNI News.
Amerykańskie biuro Task & Purpose wyjaśnia, że pomimo zaawansowanych prac nd działem broń nie będzie dalej rozwijana. Stanie się tak z trzech powodów. Pierwszy to niespełnione oczekiwania dotyczące wydajności. Zakładano, że railgun będzie wystrzeliwał 10 pocisków na minutę, a wystrzeliwuje pięć. To znacząco mniej. Po drugie instalacja działa na istniejących okrętach wymagałaby gigantycznych inwestycji w celu zapewnienia odpowiedniej energii.
Railgun jest bowiem działem magnetycznym, jego innowacyjność polega na tym, że nie potrzebuje prochu. Pocisk wystrzeliwany z działa elektromagnetycznego musi dobrze przewodzić prąd. Włączenie zasilania generuje potężne pole magnetyczne, które wyrzuca pocisk z ogromną siłą.
Czytaj też: 9 okrętów, myśliwców i pocisków, którymi Donald Trump może szachować wrogów.
Trzeci z problemów do kwestia mocowania railguna - opracowanie sposobu na przytwierdzenie broni do statku wymagałoby kolejnych badań i funduszy. A wydano już pół miliarda dolarów.
Amerykanie nie zamierzają jednak ponosić tak gigantycznej straty, dlatego wyciągnęli z badań nad railgunem ile tylko się da. Dzięki temu na wyposażenie amerykańskiej armii trafią pociski, których używał railgun - HPV. Mają większą moc niszczycielską niż tradycyjny pocisk. Jeśli uda się poprawić jego zasięg to umieszczenie takiej broni w istniejących jednostkach nie powinno być już tak kosztowne jak w przypadku całego railguna.