Zacznijmy od wymiarów, bo to one na pierwszy rzut oka robią spore wrażenie. Jeszcze kilka lat temu nie byłbym sobie w stanie wyobrazić, że bezprzewodowe słuchawki uda się zmieścić w tak niewielkiej obudowie.
A jednak. Tegoroczna generacja IconX to zestaw składający się z dwóch "pchełek" o wymiarach 21,8 x 18,9 x 22,8 mm i wadze 8 g każdy. Ich integralną częścią jest etui, będące jednocześnie ładowarką. Wszystko jest tu świetnie wykonane, a użyte materiały nie budzą żądnych zastrzeżeń.
Same słuchawki zostały wyposażone w czujniki zbliżeniowe, dzięki czemu rozpoznają moment wyjęcia z ucha i np. zatrzymują odtwarzanie muzyki. Podstawowe komendy można wydawać za pomocą malutkich paneli dotykowych umieszczonych na słuchawkach. To spory plus, o ile tylko przyzwyczaimy się do posługiwania się tak niewielkim touchpadem.
Dopełnieniem zestawu jest wspomniane etui, które nie tylko zabezpiecza, ale też ładuje nieużywane słuchawki. Dodatkowo to właśnie otwarcie tego "pudełeczka" uruchamia słuchawki. Uniknięto więc kłopotliwych włączników.
Słuchawki Samsung Gear IconX fot. Bartłomiej Pawlak
Samo etui jest wyposażone w dodatkową baterię, gniazdo USB typu C (do ładowania i przewodowego przesyłu danych) oraz trzy diody informujące o stanie baterii słuchawek i pudełeczka.
Nigdy nie mogłem, przekonać się do słuchawek dokanałowych. Każde, z których miałem okazję korzystać były niewygodne, nie trzymały się dostatecznie solidnie w uszach oraz zapewniały raczej przeciętne doznania muzyczne. Dlatego niemal od zawsze byłem fanem zestawów nausznych, szczególnie tych bezprzewodowych.
Nie jest to jednak zbyt mobilne rozwiązanie, dlatego dziś wiele dałbym za duże i wygodne słuchawki, ze świetną jakością dźwięku i bardzo głębokim basem, które mógłbym schować do kieszeni. Niestety to ostatnie jest niemożliwe, a alternatywą mogą być IconX od Samsunga.
Mogą, jednak mnie do zakładania słuchawek dokanałowych niestety nie przekonały. Po pierwszych kilku godzinach "zabawy" ze wszystkimi wkładami silikonowymi postawiłem na te najmniejsze. Kolejne dwa dni zajęło mi nauczenie się ich odpowiedniego wkładania, tak aby faktycznie nie wypadały.
Słuchawki Samsung Gear IconX fot. Bartłomiej Pawlak
Niestety nie pomagają rozmiary IconX (do ich wagi nie mam zastrzeżeń). Są znacznie większe od tradycyjnych pchełek, przez co zdecydowanie czuć je w uszach, przynajmniej moich.
O ile uporałem się w końcu z ich odpowiednim usadowieniem, o tyle nie mogłem się przyzwyczaić do ich obecności. No cóż, niestety całą elektronikę trzeba było gdzieś umieścić.
Jeśli chodzi o doznania dźwiękowe to do Gear IconX nie mam zastrzeżeń. Dźwięk jest czysty, w miarę "przestrzenny", a zarówno wysokie, jak i niskie tony dobrze odwzorowane. O ile tylko słuchawka "siedzi" dobrze w uchu. Jakość muzyki jest więc dobra - większość użytkowników będzie zadowolona.
Ja czasem wolę jednak podkręcić basy, a ich w sprzęcie od Samsunga trochę mi brakowało. Kolejny "minus" przyzwyczajenia się do wielkich membran w słuchawkach nausznych.
Samsungowe "Ikony" zostały wyposażone w akumulatory o pojemności 82 mAh każda. Producent deklaruje do 5 godzin streamingu audio na jedynym ładowaniu, jednak ja otrzymywałem wyniki oscylujące wokół ok. 3 - 3,5 godziny. Nie jest źle, choć mogłoby być nieco lepiej.
W praktyce nie miałem jednak żadnych problemów z czasem działania. Po każdym użyciu umieszczałem je w etui, które - korzystając z własnego akumulatora o pojemności 340 mAh - doładowywało słuchawki. Mogłem więc liczyć na dwukrotne pełne uzupełnienie energii.
Słuchawki Samsung Gear IconX fot. Bartłomiej Pawlak
Nie zauważyłem też żadnych problemów z przyleganiem konektorów w słuchawkach i etui, które były powszechne w Sony WF-1000X. U Samsunga wystarczyło położyć słuchawkę na swoim miejscu, a porządny zatrzask przyciskał je rozpoczynając ładowanie i uniemożliwiał otwarcie w kieszeni czy plecaku.
O stanie ładowania informują dwie diody umieszczone obok przycisku otwierającego etui. Każda z „pchełek” może być ładowana niezależnie, bo i same słuchawki mogą działać zupełnie osobno.
Dzięki temu można wykorzystać jedną z nich np. jako zestaw Bluetooth do rozmów telefonicznych ładując jednocześnie drugą. Z tyłu jest też lampka pokazująca poziom energii w samym etui.
Co prawda, słuchawki wystarczy podłączyć z telefonem przez Bluetooth, aby cieszyć się muzyką, jednak warto zainstalować też dedykowaną aplikację Samsung Gear.
Pokaże ona poziom naładowania każdej ze słuchawek oraz pozwoli na wygodne zarządzanie ich pracą. Do wyboru jest też mnóstwo opcji, które ułatwią korzystanie z produktu.
Aplikacja Samsung Gear fot. screen
Jedna z nich pozwala cieszyć się muzyką także bez konieczności korzystania z telefonu. Aplikacja pozwala bowiem przesyłać wybrane utwory wprost do wbudowanej w słuchawki pamięci o pojemności 3,4 GB.
Niestety bezprzewodowe przesyłanie trwa niemiłosiernie długo - transfer jednej piosenki zajmuje nawet kilka minut., a każdy z utworów musi być kopiowany z osobna. Na dodatek można zapomnieć o obsłudze bezstratnego formatu flac.
To wszystko sprawiło, że pod koniec przesyłania drugiego utworu miałem tej funkcji IconX serdecznie dość. Dla wyjątkowo wytrwałych jest też opcja przesyłania przewodowego, jednak uważam, że zabawa z podłączaniem kablowym z komputerem nie przystoi do produktu z 2017 roku.
Aplikacja Samsung Gear fot. screen
Kolejną opcją, którą moim zdaniem Samsung zepsuł jest nasłuchiwanie otoczenia. Wszystkie cztery (po dwa w każdej słuchawce) mikrofony "słuchają" dźwięków, a IconX odtwarzają je razem z muzyką.
Rzecz całkiem przydatna w cichych pomieszczeniach, w sytuacji, gdy nie chcemy przegapić komunikatu głosowego z innego urządzenia lub zamienić z kimś dwa słowa podczas słuchania.
Niestety włączenie tej opcji wymaga wejścia w aplikację i odszukanie jej w ustawieniach, a każde wyjęcie słuchawki z ucha ją wyłącza. Kończy się to powtórzeniem całego procesu. Niezwykle uciążliwe.
Szkoda też, że Samsung nie wykorzystał technologii nasłuchiwania otoczenia do wbudowania aktywnej redukcji szumów. Słuchawki dokanałowe przy niskim poziomie głośności przepuszczają trochę hałasu, więc taka opcja jest tu zdecydowanie wskazana.
Dla aktywnych jest za to pomoc w postaci wirtualnego trenera, która częstuje nas wskazówkami głosowymi. Na plus zaliczam możliwość włączenia go nawet bez sięgania po telefon. Na minus - brak pulsometru, który w poprzedniej generacji był obecny.
Słuchawki Samsung Gear IconX fot. Bartłomiej Pawlak
Po przetestowaniu Gear IconX czuję pewnie niedosyt. Przyznaję, podchodziłem do nich trochę sceptycznie, ale one wcale mnie nie zaskoczyły. Po prostu robiły swoje, czasem tylko nieco mnie denerwując.
Jakością dźwięku (oraz basem) też nie zachwyciły mnie specjalnie. To po prostu dobrze grające słuchawki. Nie mogę też przemilczeć wady w postaci braku aktywnej redakcji szumów. Szkoda, że Samsung pominął tą kwestię.
Na koniec najlepsze - cena. Być może jestem wybredny, ale nigdy nie zapłaciłbym 899 zł za, nawet najlepsze "pchełki". Właśnie tyle kosztują Gear IconX na 2018 rok. Cenę znałem od pierwszego dnia testów i dlatego sporo od nich oczekiwałem.
Mimo wszystko nie mówię, że IconX to produkt niewart uwagi. Wręcz przeciwnie - to naprawdę ciekawy gadżet, który bardzo miło było mi testować. To jednak wciąż tylko słuchawki dokanałowe, które ja zakładałem od czasu do czasu - wtedy, gdy potrzebowałem w pełni mobilnego urządzenia.
Wszyscy mamy jednak inne preferencje i inny budżet. Ocenę końcową pozostawię więc każdemu z osobna.
---