- Jesteśmy na etapie budowania nowej matrycy stawek VAT - powiedział w ubiegłym tygodniu, w czasie konferencji podatkowej na Uczelni Łazarskiego w Warszawie, wiceminister finansów Paweł Gruza. - Próbujemy dokonać racjonalizacji systemu stawek - dodał.
Budowę nowej matrycy stawek VAT Ministerstwo Finansów zapowiedziało już blisko rok temu. Miała wejść w życie z początkiem 2018 r. Ale prace się ślimaczą. Resort tłumaczy, że podjął się niezwykle trudnego zadania. Próbuje na nowo przypisać stawki VAT do dziesiątek, jeśli nie setek tysięcy towarów i usług. Chce przy tym uprościć zasady tego przypisywania. Jak jednak mówi minister Gruza, dziś prace są już mocno zaawansowane.
Według zapowiedzi Ministerstwa Finansów, nowa matryca stawek VAT nie będzie już oparta na klasyfikacjach statystycznych PKWiU. - Utrzymywanie stawek w oparciu o PKWiU nie ma dziś sensu. Cały proces ich przypisywania w oparciu o tę klasyfikację jest szalenie skomplikowany - mówił Paweł Gruza. - Zastanawiamy się teraz jak je opisać na nowo - dodał.
Najpewniej teraz stawki będą ustalane w oparciu o klasyfikację CN, czyli Nomenklaturę Scaloną, która pozwala na sklasyfikowanie towarów w obrocie międzynarodowym.
Resort finansów zapewnia, że nowa matryca będzie neutralna dla budżetu. Inaczej mówiąc, na nowym przypisaniu stawek do towarów i usług, budżet nie zarobi. Z pewnością jednak część z nich dostanie nowe stawki. Niektóre będą wyższe niż dziś, inne niższe.
Minister Gruza mówił u Łazarskiego, że zróżnicowanie stawek VAT pełni ważną rolę społeczną. I to ma być zachowane. - Czy bułka w sklepie powinna mieć taką samą stawkę VAT jak samochód Tesla albo zegarek Rolex? - pytał minister.
Nowa matryca ma też usunąć absurdy, które polegają na tym, że niemal identyczne towary mają różne stawki VAT. Pełno takich absurdów dotyczy opodatkowania żywności.
Na żywność mamy dwie stawki VAT: 5 i 8 proc. Dodatkowo, niektóre towary żywnościowe objęte są 23-proc. stawką tego podatku. Kryteria tego podziału są często niejasne, a stosowanie kilku stawek zachęca producentów, dostawców i sprzedawców do kombinacji. Oczywiście, chcą mieć jak najniższą stawkę VAT, po to by sprzedawać taniej i więcej. To często oznacza nierówną konkurencję, bo trudniej sprzedać niemal taki sam towar, jaki oferuje konkurent, jeśli stosuje on niższą stawkę podatku. W to wszystko miesza się jeszcze fiskus, który próbuje przedsiębiorcom narzucać swoją wizję. W efekcie mamy olbrzymi bałagan i mnóstwo sporów, także przed sądami.
Przed laty głośne były spory o opodatkowanie ciastek typu delicje. Część producentów stosowała niższe stawki VAT niż pozostali, bo inaczej nazywała swoje ciastka. To wystarczało. Różne kombinacje związane były też ze sprzedażą kawy. Ot, choćby dodanie mleka, czyniło z kawy napój mleczny, z niższą stawką podatku.
Ale absurdów jest znacznie więcej. Dlaczego musztardę należy sprzedawać z 23-proc. stawką VAT, a sos musztardowy z 8-proc.? Inne przykłady zebrane przez firmę doradczą Grant Thornton: chipsy ziemniaczane 8 proc. VAT, chipsy kukurydziane 23 proc. Brzoskwinia 5 proc., banan 8 proc. Kawa zbożowa 8 proc., kakao 23 proc. Woda mineralna 8 proc., źródlana 23 proc. VAT. Można tak bez końca.
Ale podobny bałagan panuje też w innych branżach. Przed laty dużym echem odbił się pomysł producenta betoniarek, który swoje urządzenia malował na zielono i sprzedawał jako mieszalniki do pasz. Z niższym VAT, bo z betoniarek robiły się w ten sposób maszyny rolnicze.
Minister Gruza przyznał, że co roku fiskus zmuszony jest wydawać kilka tysięcy interpretacji przepisów dotyczących stosowania stawek VAT w przypadkach konkretnych towarów i usług.
Według Grant Thornton w 2015 r. podatnicy 1825 razy pytali we wnioskach o interpretacje indywidualne przepisów o stawki VAT od samych tylko produktów żywnościowych. W 2016 r. takich pytań było 1193. Wyjaśnienia niestety nie zawsze są precyzyjne. Grant Thornton, który jakiś czas temu przygotował raport na ten temat, podaje przykład sprawy producenta lodów - lizaków wodnych, któremu fiskus podważył prawo do stosowania stawki 5-proc. twierdząc, że przedmiotem dostawy jest… napój, a nie lody. Organy podatkowe przegrały wprawdzie batalię przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym, ale w międzyczasie przedsiębiorca zbankrutował.
- Zdarza się, że interpretacje wprowadzają więcej zamieszania niż pożytku. A ponieważ zgodnie z orzecznictwem Naczelnego Sądu Administracyjnego i Trybunału Sprawiedliwości UE, produkty podobne powinny być opodatkowane w taki sam sposób, urzędnicy piszący interpretacje stosują niezłą ekwilibrystykę, żeby udowodnić odmienność produktów, która uzasadniałaby zastosowanie innych stawek - czytamy w raporcie firmy Grant Thornton.
Dlaczego więc wspomniana już musztarda ma inną stawkę niż sos musztardowy? Fiskus tłumaczy prosto: bo jest… zdrowsza. - Musztarda gotowa jest w odróżnieniu od sosu musztardowego i innych sosów, majonezów, ketchupów uznawana za przyprawę o walorach leczniczych, jak również jest polecana przez dietetyków ze względu na niskokaloryczność i inne właściwości prozdrowotne. Natomiast sosy musztardowe zawierają oleje, mączkę gorczycy, a także zagęstniki i substancje smakowe, które są postrzegane jako mniej zdrowe i niepożądane w produktach spożywczych - napisał fiskus w interpretacji przepisów.
A dlaczego pomarańcza ma inną stawkę niż jabłko? Bo, jak wyjaśnia fiskus, nie da się zrobić z niej szarlotki. - Robiąc przetwory (np. kompoty) klient zapewne nie dokona zakupu mandarynek, czy bananów, ale wybierze śliwki, gruszki, jabłka. Owoce stanowić mogą składnik różnego rodzaju ciast i deserów. Chcąc upiec szarlotkę klient wybierze jabłka, a nie pomarańcze. I to bez względu na porę roku - tłumaczy fiskus.
Dlaczego jedne wafle mają inną stawkę niż inne? Bo są… inne. - Wbrew twierdzeniu Wnioskodawcy, wafle których zawartość wody nie przekracza 10 proc. masy, różnią się od wafli, których to zawartość wody przekracza 10 proc. zawartości wody w masie - to kolejne wyjaśnienie fiskusa.
Niedawno Komisja Europejska zarzuciła Polsce, że zbyt szeroko stosuje obniżone stawki VAT i w ten sposób traci dużą część wpływów z VAT. Według szacunków, poprzez stosowanie obniżonych stawek VAT, budżet państwa traci nawet 1/3 potencjalnych wpływów z tego podatku. I tak jest co roku.
Zdaniem KE niekorzystnie odbija się to na stanie finansów publicznych w naszym kraju i utrudnia walkę z deficytem w tych finansach. A dodatkowo komplikuje system podatkowy.
Z drugiej strony, ta sama Komisja Europejska, ogłosiła niedawno, że chce dać państwom unijnym prawo do… swobodniejszego obniżania stawek VAT na różne towary i usługi. Dzięki temu spaść mogą ich ceny.
Komisja doszła do wniosku, że wspólne unijne przepisy dotyczące podatku VAT, uzgodnione przez wszystkie państwa członkowskie w 1992 r., są nieaktualne i zbyt restrykcyjne. Umożliwiają one państwom członkowskim stosowanie obniżonych stawek VAT tylko w odniesieniu do kilku wybranych sektorów i produktów. Jednocześnie firmy i obywatele naciskają na państwa, by niektóre towary opodatkowywało niższymi stawkami VAT.
W Polsce takie naciski dotyczą choćby ubranek dla niemowląt. Dużo mówi się też o potrzebie obniżenia VAT na e-booki, które obłożone są stawką 23-proc., podczas gdy książki papierowe mają stawkę 5-proc. Protesty budzi też to, że niektóre państwa mają prawo do niższych stawek na niektóre towary, a inne takiej możliwości w odniesieniu do tych samych towarów nie mają.
W niedalekiej przyszłości ma się to zmienić. KE przygotowała bowiem nowe przepisy, które mają zapewnić państwom członkowskim większą elastyczność w ustalaniu stawek VAT.
Dziś państwa członkowskie mogą stosować stawkę obniżoną nawet do 5 proc. w odniesieniu do dwóch wyraźnie wyróżnionych kategorii produktów w ich kraju. Niektóre państwa członkowskie stosują również szczególne odstępstwa, pozwalające na kolejne obniżone stawki.
Po zmianie zasad oprócz stawki podstawowej VAT (w UE to minimum 15 proc., w Polsce wynosi ona 23 proc.), państwa członkowskie miałyby możliwość wprowadzenia:
* dwóch odrębnych stawek między 5 a 15 proc.
* jednej stawki ustalonej na poziomie od 0 do 5 proc.
* stawki 0 proc. dla towarów zwolnionych z VAT („stawka zerowa”).
Nie koniec na tym. - Obecny skomplikowany wykaz towarów i usług, do których można stosować stawki obniżone, zostanie uchylony i zastąpiony nowym wykazem produktów (np. broni, napojów alkoholowych, tytoniu i gier hazardowych), do których zawsze należy stosować stawkę podstawową w wysokości 15 proc. lub więcej - zapowiedziała Komisja Europejska.
- Dostajemy z KE sprzeczne sygnały. Z jednej strony zarzuca nam zbyt szerokie stosowanie stawek obniżonych, z drugiej chce poluzować zasady ich stosowania – rozkładał ręce Minister Gruza.
Dodał, że na razie nie wpływa to na prace resortu nad nową matrycą stawek VAT w Polsce.
Od wielu lat trwają w Polsce przymiarki do zastąpienia kilku stosowanych obecnie stawek VAT, jedną stawką, jednakową dla wszystkich towarów i usług. Taka operacja miałaby pozwolić na obniżenie podstawowej stawki VAT z 23 do mniej więcej 17 proc. Wedle szacunków ekonomistów, zapewniłoby to budżetowi wpływy podobne do tych, jakie uzyskuje z tego podatku dzisiaj.
- Od strony ekonomicznej to dobry pomysł - uważa Jarosław Neneman, były wiceminister finansów, wykładowca na Uczelni Łazarskiego. - Choć nie rewelacyjny. Bo jedna stawka VAT ma też swoje minusy - dodaje zaraz.
Po wprowadzeniu jednej stawki chleb czy lekarstwa będą droższe. - Z tym można sobie jednak poradzić. Choćby poprzez zwiększenie kwoty wolnej od podatku PIT - mówi Jarosław Neneman.
Wśród korzyści z wprowadzenia jednolitej stawki wymienia niższe opodatkowanie, a więc niższe ceny w sklepach, co byłoby korzystne dla całej gospodarki, bo pomogłoby zwiększać konsumpcję. Do tego dochodzi uproszczenie stosowania VAT, niższe koszty jego poboru i obsługi, mniej nieprawidłowości i ograniczenie lobbingu związanego z próbami wywalczenia niższych stawek dla konkretnych towarów.
Czy wprowadzenie jednolitego VAT jest możliwe? - No nie jest - przyznaje Jarosław Neneman. - Tylko i wyłącznie z powodów politycznych - dodaje.
Opowiada, że nawet tam, gdzie ktoś zadał sobie trud polityczny i to zrobił, na przykład na Słowacji, przyjdzie potem ktoś, kto to rozmontuje. I to rozmontowywanie jest jego zdaniem łatwe. - Bo jak mamy jednolity VAT na poziomie kilkunastu procent, to przychodzi ktoś, kto mówi: „no ale lekarstwa?”. Czy jak przyjdzie do głosowania w Sejmie, to posłowie nie podniosą ręki za tym, żeby lekarstwa były tańsze? A chleb? Jak się już zrobi jeden wyłom, to dalej idzie jeszcze łatwiej - mówi Neneman.
Dlatego inne rozwiązanie zaproponowała w zeszłym roku firma Grant Thornton. Jej zdaniem dobrym pomysłem byłoby ujednolicenie stawki VAT na całą żywność. Także dlatego, że to tu mamy najwięcej sporów i absurdów związanych ze stosowaniem różnych stawek.
- Obecnie największa część wydatków na żywność, aż 69 proc., dotyczy produktów opodatkowanych stawką 5-proc. Obejmuje ona produkty nieprzetworzone. Na produkty opodatkowane stawką 8-proc., czyli żywność przetworzoną, wydajemy znacznie mniej - policzyli eksperci Grant Thornton.
Według nich stawka podstawowa 23-proc. stosowana jest do zaledwie niespełna 15 proc. wartości sprzedaży w kategorii żywność i napoje bezalkoholowe. Natomiast pod stawkę 8-proc. podpada nieco ponad 16,5 proc. wartości tej sprzedaży.
Dlatego zdaniem Grand Thornton, gdyby stawkę 8-proc. zlikwidowano i całą żywność i napoje bezalkoholowe objęto jednolitą stawką 5-proc., dochody budżetu państwa spadłyby jedynie o ok. 529 mln zł rocznie. Zdaniem ekspertów tej firmy, przy wpływach z VAT na poziomie przeszło 150 mld zł, to kwota bardzo niewielka. Tymczasem korzyść dla przedsiębiorców byłaby.
- Skoro nie da się zrobić jednej stawki, to niech już będą dwie. Jaki jest sens posiadania trzech stawek? Żaden. A tak jest u nas. Zdecydowała polityka. Ktoś chciał dostać punkty od wyborców - twierdzą eksperci Grant Thornton.
Nad redukcją liczby stawek VAT nasz resort finansów jednak nie pracuje.