Test przeprowadzono 12 grudnia rano czasu lokalnego. Rakietę odpalono z bazy lotnictwa wojskowego USA Vandenberg na kalifornijskim wybrzeżu. Miała przelecieć "ponad 500 kilometrów" i rozbić się gdzieś na Pacyfiku.
Nie podano żadnych szczegółowych informacji na temat próby. Sprecyzowano jedynie, że była to reakcja na zawieszenie amerykańsko-rosyjskiego traktatu INF (Intermediate-Range Nuclear Forces Treaty - Układ o Likwidacji Pocisków Rakietowych Pośredniego Zasięgu z 1987 roku) w styczniu tego roku. Podkreślono, że w zaledwie dziewięć miesięcy stworzono nowy pocisk, który wcześniej był zakazany.
- Narodowa Strategia Obronna wyznacza nam jasny cel odzyskania wiodącej pozycji w rozpoczynającej się na nowo rywalizacji mocarstw. Musimy gwałtownie rozwinąć nasze zdolności obronne. Jesteśmy to winni naszemu narodowi - stwierdził w komunikacie prasowym pułkownik Anthony Mastalir, dowódca 30. Skrzydła Kosmicznego odpowiedzialnego za test.
Opublikowane nagranie odpalenia szybko przeanalizowali amerykańscy cywilni eksperci od broni rakietowej, ale nie zdołali z niego wydobyć wielu informacji. Nową rakietę widać na nim kiepsko i krótko. Na pewno to celowy zabieg wojska, mający ukryć maksymalnie dużo przydatnych informacji przy jednoczesnym wywarciu odpowiedniego efektu propagandowego.
Ogólny konsensus jest taki, że na szybko poskładano nową rakietę z już dostępnych części. Większość ekspertów w jej głównym stopniu rozpoznaje rakietę Castor 4, napędzaną paliwem stałym i używaną od lat jako pomocniczy napęd wielu rakiet kosmicznych. Obecnie jej produkcją zajmuje się koncern Northrop Grumman, który był głównym wykonawcą kontraktu na nową rakietę dla wojska. Wszystko więc pasuje.
Z nagrań i zdjęć trudno wywnioskować co było na szczycie głównego stopnia. Widać jednak, że głowica ma jakieś powierzchnie sterujące. Wielu ekspertów wskazuje na pewne podobieństwo do prezentowanej na grafikach nowej głowicy hipersonicznej (czyli poruszającej się z co najmniej pięciokrotną prędkością dźwięku, ponad 6000 km/h) Common Hypersonic Glide Body tworzonej na potrzeby szeregu różnych nowych systemów broni wojska USA. Być może był to przy okazji jej test.
Oficjalna grafika US Army pokazująca koncepcję przyszłej rakiety balistycznej z głowicą hipersoniczną Fot. US Army
Ogólnie rzecz biorąc wczorajsze odpalenie było bardziej wydarzeniem propagandowym niż testem nowego uzbrojenia. W jak najkrótszym czasie z już posiadanych elementów złożono rakietę pasującą do kategorii dotychczas zakazanej przez INF (zasięg od 500 km do 5,5 tysiąca km). Docelowa nowa amerykańska rakieta balistyczna tego rodzaju na pewno będzie zupełnie nowym opracowaniem, dodatkowo nadającym się do łatwego odpalenia z transportującej ją ciężarówki. Ta odpalona wczoraj jest duża i nieporęczna.
Teraz Amerykanie szybko chcieli pokazać Chińczykom i Rosjanom, że mają technologie oraz możliwości stworzyć do niedawna zakazaną broń. Są bowiem w tej kwestii mocno do tyłu. Chińczycy, nigdy nie objęci traktatem INF, mają już całą gamę rakiet o zasięgu 500-5,5 tysiąca km. Rosjanie mają system Iskander, którego zasięg dotychczas podawano jako maksymalnie 500 km, ale nikt nie miał specjalnych wątpliwości, że jest większy.
W tym samym pokazowym celu w sierpniu z bazy Vandenberg Amerykanie odpalili rakietę manewrującą Tomahawk. Owszem jest ona powszechnie wykorzystywana przez amerykańską flotę, ale traktat INF zakazywał jej wersji lądowej o nazwie Gryphon. Po oficjalnym wycofaniu się z niego w sierpniu (w styczniu traktat został zawieszony), Amerykanie na szybko zamontowali zmodyfikowaną morską wyrzutnię tomahawka na lądowej platformie i dokonali pokazowego odpalenia.