Nowa broń jądrowa USA na pierwszym patrolu bojowym. Albo zapobiegnie III wojnie światowej, albo ją rozpęta

Amerykański atomowy okręt podwodny USS Tennessee krąży obecnie kilkadziesiąt albo kilkaset metrów gdzieś pod powierzchnią Atlantyku. W silosach ma rakiety częściowo uzbrojone w nowe głowice termojądrowe W76-2. Skonstruowano je w błyskawicznym tempie, aby mieć sposób na odstraszanie Rosji bez wywołania III wojny światowej. Taka jest przynajmniej teoria.

O pierwszym patrolu bojowym z nowymi głowicami pisze FAS - Federation of American Scientists (Federacja Amerykańskich Naukowców - organizacja założona w 1945 roku przez naukowców pracujących przy stworzeniu broni jądrowej, mająca na celu dążenie do poprawy bezpieczeństwa ludzkości).

USS Tennessee miał wyjść w morze z bazy w Kings Bay pod koniec grudnia. US Navy nie informowała o tym oficjalnie. To gdzie są i co robią atomowe okręty podwodne jest otaczane tajemnicą, ponieważ ich podstawową zaletą jest zdolność do skrytego działania.

Nowe głowice w mniej niż dwa lata

Analitycy FAS twierdzą jednak, że okręt nie tylko jest już na standardowym kilkumiesięcznym patrolu bojowym, ale ma też na pokładzie najnowszą broń jądrową USA. Pierwszą od czasów zimnej wojny. Na dodatek wywołującą wielkie kontrowersje. Według jej zwolenników umożliwia skuteczniejsze odstraszanie Rosji. Według jej przeciwników zwiększa ryzyko wybuchu wojny jądrowej.

Chodzi o głowice W76-2. Okręt ma mieć ich na pokładzie nieznaną, ale najpewniej niewielką ilość. Według FAS są zamontowane na jednej lub dwóch rakietach balistycznych Trident II D-5, spośród wszystkich 20 spoczywających w silosach USS Tennessee. Każda rakieta może mieć na swoim szczycie do maksymalnie 14 głowic, ale w praktyce montuje się ich mniej ze względu na traktaty rozbrojeniowe.

Zobacz wideo

Poza tym głowic W76-2 na pewno nie ma jeszcze dużo. Powstały w ekspresowym tempie. W styczniu 2018 roku zdefiniowano potrzebę ich stworzenia w nowym Nuclear Posture Reviev (NPR - przygotowywany co osiem lat dokument określający rolę sił jądrowych USA). Już 13 miesięcy później pierwsza głowica W76-2 była gotowa. Osiem miesięcy później pierwsze trafiły do bazy Kings Bay i rozpoczęto ich montaż na rakietach przeznaczonych dla USS Tennessee. Niecałe dwa lata od określenia zapotrzebowania do wyjścia na patrol bojowy to tempo ekspresowe w postzimnowojennych realiach.

Pozwolił je osiągnąć fakt, że nie chodzi o zupełnie nową głowicę, ale nowy wariant najliczniejszej obecnie amerykańskiej głowicy termojądrowej W76. Pomogło też to, że Amerykanie w ostatniej dekadzie poczynili duże inwestycje w odbudowę swojego wojskowego przemysłu jądrowego, mocno zaniedbanego po zakończeniu zimnej wojny.

"Mały" wybuch dla odstraszenia Rosjan

Nowością w W76-2 jest znaczne ograniczenie jej mocy. Standardowa głowica tego typu miała moc 100 kiloton (Hiroszima razy 6,5), po ich odnowieniu i modernizacji w latach 2008-2018 do wersji W76-1 moc zmniejszono do 90 kiloton. W76-2 ma mieć moc rzędu 5-7 kiloton (co najwyżej połowa mocy bomby z Hiroszimy).

Po co Amerykanie zmniejszają, zamiast zwiększać moc swoich głowic termojądrowych? W założeniu zwolenników tego przedsięwzięcia, jest to konieczne dla lepszego odstraszania Rosji. Kraj ten w swojej strategii jądrowej otwarcie zakłada, że może użyć broni jądrowej na małą skalę, aby odstraszyć przeciwnika od prowadzenia walk na większą skalę. W praktyce chodzi na przykład o taką sytuację, kiedy z jakiegoś powodu wybuchnie wojna Rosja - NATO i Rosjanie zaczną przegrywać, a Sojusz będzie coraz szybciej mobilizował swoje znacznie większe siły, przytłaczając przeciwnika. W takim momencie Moskwa dopuszcza możliwość użycia broni jądrowej na małą skalę, aby odstraszyć Zachód od - na przykład - wkraczania wgłąb terytorium Rosji.

Część amerykańskich wojskowych, polityków i ekspertów była zdania, iż w takiej sytuacji USA nie miałyby jak odpowiedzieć. Z jednej strony nie można by puścić Rosjanom takiej eskalacji płazem, ale z drugiej strony nie byłoby mądre w odpowiedzi zrzucać na nich strategiczne głowice termojądrowe o mocy setek kiloton. To by najprawdopodobniej doprowadziło do kolejnej eskalacji i globalnej wojny jądrowej.

Odpowiedzią na to ma być W76-2 o bardzo małej mocy. W sam raz, żeby wysłać Rosjanom dobitny komunikat, ale żeby nie wywołać wielkich szkód i skażenia. Tym sposobem ogólne ryzyko użycia broni jądrowej ma się zmniejszyć. Przynajmniej w teorii.

"Mały" wybuch mogący prowadzić do kataklizmu

Przeciwnicy koncepcji stojącej za nową głowicą, w tym naukowcy z FAS, uważają ją za niebezpieczną i nieodpowiedzialną. W ich ocenie USA już bez niej miały jak odpowiedzieć na potencjalny pierwszy odstraszający atak Rosjan - przy pomocy bomb i rakiet z ładunkami termojądrowymi odpalanych/zrzucanych z samolotów. Podpierają się wypowiedzią dowódcy amerykańskich sił strategicznych generała Johna Hytena, który w 2017 roku w Kongresie stwierdził, iż podległe mu siły mają dość środków, aby móc adekwatnie odpowiedzieć na każde zagranie Rosjan.

Rok później, w okresie finalnych prac nad NPR 2018, ten sam generał stwierdził już jednak stanowczo, iż potrzeba nowych głowic o małej mocy w celu odstraszania Rosjan. Wtórowało mu wielu bardziej "jastrzębich" ekspertów, republikańskich członków Kongresu oraz Biały Dom. Argumentowali między innymi tym, że owe rakiety i bomby przenoszone przez samoloty mogą nie dotrzeć do celu wobec silnej obrony przeciwlotniczej Rosjan.

Przeciwnicy W76-2 są jednak zdania, że wojsko USA nie tylko byłoby w stanie sobie spokojnie poradzić bez nich, a na dodatek tylko zwiększają one ryzyko wybuchu wojny jądrowej. Mają bowiem oferować złudną możliwość użycia broni jądrowej z małymi konsekwencjami. Wobec czego osobom decyzyjnym będzie łatwiej podjąć decyzję o symbolicznym "naciśnięciu czerwonego guzika", a kiedy już zaczną latać rakiety i wybuchać głowice termojądrowe, bardzo łatwo o to, aby komuś puściły nerwy, ktoś się pomylił w kalkulacjach, ktoś źle zrozumiał intencje przeciwnika.

- Nowa głowica jest niebezpieczna, kosztowna, niepotrzebna i zbędna wobec obecnych możliwości arsenału jądrowego USA. Dodatkowo obniży próg użycia broni jądrowej i uczyni eskalację znacznie bardziej prawdopodobną - pisali w 2018 roku podczas dyskusji nad tym tematem senatorowie Partii Demokratycznej.

Przykład takiej eskalacji do III wojny światowej, zaczynającej się od pojedynczych "odstraszających" uderzeń w wydaniu Rosji i NATO, pokazali w 2019 roku na symulacji naukowcy z Uniwersytetu Princeton.

Więcej o: