Jakiś czas temu Motorola wypuściła na polski rynek nowego flagowca - Motorolę Edge. Nie każdy ma jednak ochotę wydawać 3 tysiące złotych na telefon, dlatego na początku lipca pokazano również tańszą alternatywę - Moto G 5G Plus. Teraz, podczas polskiej premiery urządzenia miałem okazję wziąć nowy smartfon do ręki. Pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne, tyle że mam jedno "ale". No, może nawet dwa.
Gwoli przypomnienia, pod maską nowego Moto G kryje się mocna specyfikacja. Mamy tu Snapdragona 765, 6 GB pamięci RAM, 128 GB przestrzeni na dane, baterię 5000 mAh, NFC i wszystkie pozostałe moduły oraz oczywiście moduł 5G. Tym ostatnim Motorola chwali się zresztą na każdym kroku. To właśnie dlatego firma nie zdecydowała się na dodanie kolejnego numerka po literce G, tylko dodała człon 5G, przez co nazwa urządzenia jest dość niefortunna.
Moto G 5G Plus fot. Bartłomiej Pawlak
Pierwsze zetknięcie z nową Motorolą sprawia bardzo pozytywne wrażenie. Telefon jest bardzo duży (ekran ma przekątną 6,7 cala i rozdzielczość Full HD+), ale świetnie leży w dłoni. To oczywiście zasługa bardzo podłużnej obudowy, która poprawia chwyt urządzenia. Dzięki temu udało się też zmieścić tu wyświetlacz o "kinowym" formacie 21:9.
Smartfon sprawia wrażenie bardzo masywnego, co z pewnością niektórym przypadnie go gustu. Faktem jest, że ma grubość 9 mm, co dość mocno czuć w dłoniach. Waga też nie jest niska (to 207 gramów), jednak nie przeszkadzała w pierwszym kontakcie z telefonem. Zobaczymy, jak będzie po dłuższych testach.
Obudowa smartfona została z kolei wykonana bardzo solidnie - tu nic nie skrzypi, nie trzeszczy, a dookoła urządzenia pociągnięto dobrze wyprofilowaną, metalową ramkę. Sam smartfon jest też całkiem ładny - z przodu mamy niewielkie ramki i dwa wycięcia na aparaty do selfie, z tyłu niebieskie, dobrze odbijające światło plecki i moduł z aparatami, który wystaje bardzo nieznacznie. Dla mnie to duży plus.
Moto G 5G Plus fot. Bartłomiej Pawlak
Z Moto G 5G Plus mam tylko jeden, ale spory problem. To, co widzicie na zdjęciach, to nie szkło, a plastik. Co prawda, to bardzo przyjemne w dotyku, solidne i twarde tworzywo, ale jednak w telefonie tej klasy zupełnie niespodziewane. Producenci od lat przyzwyczajają nas do tego, że w smartfonach ze średniej półki możemy spodziewać się materiałów premium. A plastik do nich z pewnością nie należy.
Oczywiście zapewne większość typowych użytkowników nawet nie zwróci na to uwagi. Wciąż jest jednak duża grupa konsumentów, dla których zastosowane materiały mają spore znaczenie. Mam też pewne obawy co do odporności tego materiału na zarysowania. Tego jednak nie byłem w stanie sprawdzić przez godzinę czy dwie, które spędziłem z telefonem. Plusem jest na pewno odporność na stłuczenia.
Moto G 5G Plus fot. Bartłomiej Pawlak
Niestety, niedługo później odkryłem kolejną sporą wadę telefonu. Motorola podczas konferencji podkreślała, że mamy tu do czynienia z ekranem o częstotliwości odświeżania 90 Hz. To duży plus. Biorąc zatem pod uwagę to oraz cenę smartfona podświadomie założyłem, że mamy tu do czynienia z panelem OLED. Dopiero po wzięciu do ręki okazało się, że jest to zwyczajny, tańszy LCD IPS.
Pochwalić muszę za to system operacyjny i szybkość jego działania. Motorola postawiła w Moto G 5G Plus (zresztą robi to we wszystkich telefonach) na niemal czystą odmianę Androida. Mamy więc niemal wyłącznie dedykowane aplikacje od Google i interfejs, który znajdziemy choćby w Pikselach od Google.
Szanuję takie podejście z dwóch powodów. Po pierwsze uważam, że Android jest już na tyle dopracowanym systemem, że praktycznie nie potrzebuje poprawiania. Interfejs jest bardzo przejrzysty, intuicyjny i nie ma dziesiątek niepotrzebnych aplikacji doinstalowanych przez producenta smartfonu. Po drugie, czysty system zazwyczaj jest lepiej zoptymalizowany i działa nieco płynniej, a także ma szansę szybciej otrzymywać aktualizacje oprogramowania i częstsze poprawki zabezpieczeń.
Moto G 5G Plus fot. Bartłomiej Pawlak
Tym samym bardzo spodobało mi się działanie Moto G 5G Plus. Dobrze znany interfejs, który zwyczajnie mi się podoba, perfekcyjna płynność animacji i każdy element na swoim miejscu. Cóż, każdy ma jednak własne preferencje, dlatego czysty Android nie wszystkim musi przypaść do gustu.
Małym minusem jest natomiast umiejscowienie czytnika linii papilarnych w przycisku zasilania. Moim zdaniem zdecydowanie wygodniejsze jest odblokowywanie telefonu skanerem palca umieszczonym na przednim ekranie lub ewentualnie na pleckach. Niestety pierwsza opcja odpada ze względu na brak ekranu OLED (w przypadku LCD nie ma takiej możliwości).
Moto G 5G Plus fot. Bartłomiej Pawlak
Podsumowując, Motorola Moto G 5G Plus robi świetne pierwsze wrażenie, które zdecydowanie blednie po kilku chwilach spędzonych ze smartfonem. Obudowa wykonana z plastiku i panel LCD zamiast OLED przywodzą mi na myśl urządzenia za 600, 700 czy 800 zł, które dziś zaliczymy raczej do niższej półki cenowej.
Tymczasem Moto G 5G Plus została wyceniona w Polsce na 1899 zł. W zamian otrzymujemy świetną specyfikację, dobrze zapowiadający się aparat (którego jeszcze nie miałem czasu przetestować) i przede wszystkim moduł 5G. Z telefonu korzysta się też bardzo przyjemnie, a dodatkowym plusem jest bardzo pojemny akumulator.
Przyszli klienci będą zatem musieli wybaczyć Motoroli brak ekranu OLED oraz szklanej obudowy, a docenić pozytywne aspekty Moto G 5G Plus, których też jest sporo. Zapewne to właśnie 5G będzie motywacją do zakupu tego telefonu. Pytanie tylko, czy klientów Motoroli nie podbierze Xiaomi ze swoim Mi 10 Lite 5G, który do tego jest o 100 zł tańszy.