Według informacji portalu WysokieNapiecie.pl nieoficjalne rozmowy polsko-brukselskie trwają od października 2019 r. Uczestniczą w nich przedstawiciele resortu klimatu oraz Polskich Sieci Elektroenergetycznych.
Rozmawiają z urzędnikami Komisji Europejskiej o mechanizmie, który może zastąpić rynek mocy po 2025 r. Po tej dacie, zgodnie z unijnym rozporządzeniem o rynku energii, polskim starym elektrowniom węglowym definitywnie skończą się kontrakty na rynku mocy, czyli mechanizmie umożliwiającym im przetrwanie na rynku i pokrycie kosztów. Mechanizm ten od przyszłego roku pokryją w swoich rachunkach konsumenci.
Unijne rozporządzenie jest jasne i obowiązuje bezpośrednio - elektrownie, które emitują powyżej 550 kg CO2 na MWh, nie będą mogły już mogły uczestniczyć w rynku mocy. To oznacza, że będą przynosić straty i spółki energetyczne powinny je zamknąć.
Ale brak tych elektrowni w systemie może spowodować perturbacje. Chodzi o ok. 10 tys. MW mocy, z których znacznej części nie da się w ciągu pięciu lat zastąpić.
Tzw. MAF, czyli oficjalna prognoza wystarczalności mocy w Europie, sporządzona przez ENTSO-E, czyli organizację zrzeszającą wszystkich unijnych operatorów sieci przesyłowych nie przewiduje trudności dla Polski po 2025 r. Ale PSE w swoich uwagach do MAF wyjaśnia, że prognoza jest bardzo optymistyczna i nie bierze pod uwagę niepewności związanej z opłacalnością funkcjonowania elektrowni węglowych po 2025 r.
O wystarczalności mocy w systemie mówi tzw. wskaźnik LOLE (lost of load expectations), określający liczbę godzin rocznie, w czasie których zapotrzebowanie na moc może nie zostać pokryte. Według źródeł portalu WysokieNapiecie.pl wskaźnik dla Polski, uwzględniający ewentualne zamknięcie elektrowni węglowych mających problemy finansowe, wynosiłby aż 27 godzin.
Co dokładnie negocjują polscy i unijni urzędnicy? Co musimy zrobić, żeby Unia się zgodziła na polskie rozwiązanie? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl