WhatsApp to obecnie najpopularniejszy komunikator internetowy na świecie, z którego korzysta aż 1,5 mld użytkowników. Od 2014 roku właścicielem platformy jest Facebook. Początkowo firma Marka Zuckerbega nie ingerowała w niezależność tej aplikacji. Było to o tyle istotne, że sednem działania WhatsAppa jest zapewnienie użytkownikom prywatności. Komunikator oferuje szyfrowanie rozmów end-to-end i jest uznawany za jedną z najbezpieczniejszych aplikacji do czatowania.
W ostatnich tygodniach publiczne zaufanie do WhatsAppa zdecydowanie jednak osłabło. Stało się to po ogłoszeniu przez Facebooka zmian w regulaminie aplikacji. Cześć użytkowników uznała, że ich wejście w życie będzie oznaczało udostępnienie treści prywatnych rozmów Facebookowi.
Sęk w tym, że nie jest to prawda. Facebook wielokrotnie zaznaczał, że treści rozmów na WhatsAppie nie są nikomu udostępniane. Jeśli zaś chodzi o inne dane (np. informacje kontaktowe) to obydwie platformy, owszem, współdzielą je, ale już od... 2016 roku.
Czego mają dotyczyć więc zmiany w regulaminie WhatsApp? Użytkownicy otrzymają wkrótce możliwość komunikowania się z firmami obecnymi na WhatsAppie np. w celu dokonania zakupu jakiegoś produktu czy usługi. Udostępnienie tej funkcjonalności wymaga jednak aktualizacji regulaminu aplikacji. Zmiany te w żadnym stopniu nie dotyczą jednak przekazywania danych na temat naszych rozmów.
Mleko jednak się rozlało. Część użytkowników uznała, że WhatsApp dokonał zamachu na ich wolność i prywatność, a w sieci wybuchła prawdziwa panika. Podsycił ją również m.in. miliarder Elon Musk, który zasugerował, że osoby korzystające z WhatsAppa powinny przejść do konkurencyjnego Signala.
Wielu użytkowników z tej porady skrzętnie skorzystało. Hasła "Signal" i "Telegram" biły w ubiegłym tygodniu rekordy popularności, a Signal trafił na szczyt listy najczęściej pobieranych aplikacji w sklepach Apple AppStore oraz Google Play Store.
Facebook ewidentnie się przestraszył (co nie zdarza się tej firmie często). W niedzielę serwis ogłosił, że zmiany w regulaminie WhatsAppa, które miały wejść w życie 8 lutego, zostaną przesunięte w czasie. Nowym terminem jest 15 maja - to do tego czasu użytkownicy aplikacji mają obowiązek zaakceptować zmiany. Jeśli tego nie zrobią - nie będą mogli dalej korzystać z komunikatora.
Usłyszeliśmy od wielu osób, że pojawiło się sporo zamieszania wokół naszej ostatniej aktualizacji. Pojawiło się również sporo budzącej niepokój dezinformacji. Chcemy, aby wszyscy mieli możliwość zapoznania się z faktami oraz naszymi zasadami
- czytamy w opublikowanym oświadczeniu. Firma ponownie podkreśliła, że "aktualizacja nie poszerza zakresu możliwości udostępniania przez nas danych Facebookowi".
Choć ostatnie zmiany w regulaminie WhatsAppa tak naprawdę w żaden sposób nie wpływają na to, co dzieje się z danymi użytkowników tego komunikatora, to jednak wcale nie oznacza, że należąca do Facebooka aplikacja jest najlepszym wyborem dla osób ceniących sobie prywatność.
Po pierwsze, bez względu na wszystko, WhatsApp jest przecież własnością Facebooka - firmy, która w przeszłości wielokrotnie udowadniała, że ma spore problemy z ochroną danych swoich użytkowników. Można tu wspomnieć choćby o licznych wyciekach, a także o skandalu Cambridge Analytica.
Po drugie, już od 2016 r. Facebook i WhatsApp współdzielą część danych na temat użytkowników tych platform. Chodzi m.in. o numery telefonu i tzw. metadane. Owe metadane to choćby informacje o lokalizacji użytkowników prowadzących ze sobą rozmowę.
Co, jeśli nie WhatsApp? Najlepszą alternatywą wydaje się Signal. Aplikacja oferuje szyfrowanie end-to-end wiadomości tekstowych, rozmów głosowych oraz wideorozmów. Twórcy zastosowali tu protokół typu open-source, co jeszcze bardziej podnosi transparentność tego komunikatora.
Signal nie jest powiązany z żadnym internetowym gigantem. To projekt całkowicie niekomercyjny, a jego właścicielem jest fundacja Signal Foundation, która utrzymuje się z darowizn od użytkowników.
W przeciwieństwie do WhatsAppa czy Telegrama Signal nie rejestruje metadanych na temat naszej komunikacji. Oznacza to, że aplikacja nie tylko nie wie, o czym rozmawiamy, ale również z kim.