Jak Twitter zarabia pieniądze, a raczej jak ich nie zarabia? Elon Musk wchodzi do stajni Augiasza

Daniel Maikowski
Twitter od lat ma problem z generowaniem zysków, na co wpływ ma przede wszystkim model biznesowy serwisu. Przejęcie firmy przez Elona Muska raczej nie poprawi sytuacji, a może ją wręcz pogorszyć. Miliarder zapowiedział już, że na Twitterze zarabiać nie zamierza.

Elon Musk dopiął swego. W poniedziałek Reuters poinformował, że najbogatszy człowiek na świecie kupi jedną z największych platform społecznościowych za 44 mld dolarówSwój plan przejęcia Twittera Musk ogłosił na początku kwietnia, tuż po tym gdy stał się największym udziałowcem firmy.

Gdy tylko transakcja zostanie sfinalizowana, Twitter przestanie być publicznie notowaną spółką. Musk pisze więc na swój sposób historię, bo będzie to pierwszy w historii przypadek prywatyzacji wielkiej platformy społecznościowej.

Jak Twitter zarabia pieniądze, a raczej jak ich nie zarabia?

Jeszcze przed ogłoszeniem przejęcia Elon Musk zapowiedział, że nie zamierza zarabiać na Twitterze i chce, by serwis stał się "ostoją wolności słowa w internecie". Sęk w tym, że nawet jeśli właściciel Tesli ostatecznie będzie chciał uczynić z nowego biznesu maszynkę do zarabiania pieniędzy, to i tak może mieć z tym ogromny problem. Ostatnie lata pokazały bowiem, że Twitter to raczej kiepska inwestycja.

Choć jeden z największych serwisów społecznościowych konsekwentnie zwiększa swoje przychody, to równocześnie rosną też koszty i wydatki. Efekt? Jak wynika z raportów finansowych spółki, od 2014 roku Twitter zanotował jedynie dwa kwartały z zyskiem netto powyżej 500 mln dolarów. Przy takim wolumenie zysków mogą minąć lata, zanim Musk odzyska choć część zainwestowanych środków.

A warto zauważyć, że zakup Twittera zostanie w dużej części sfinansowany nie z prywatnego majątku, Elona Muska, ale z pożyczek zaciągniętych w wielkich bankach.

Zysk Twittera (2014 - 2021)Zysk Twittera (2014 - 2021) Macrotrends.net

Spójrzmy choćby na ostatni raport finansowy. W całym 2021 roku Twitter wygenerował 5,1 mld dolarów przychodów, co oznacza wzrost o 36,6 proc. r/r. Problem w tym, że nawet tak duża poprawa po stronie przychodów nadal nie zasypała finansowej dziury, w której tkwi firma. W tym samym czasie spółka zanotowała bowiem 221 mln dolarów straty netto. I tak jest lepiej niż rok wcześniej, gdy strata wyniosła aż 1,1 mld dolarów. Ale nawet dziś trudno nazwać Twittera zdrowym biznesem. 

No dobrze, ale na czym tak właściwie zarabia Twitter? Przychody spółki możemy dziś podzielić na dwa segmenty. Pierwszym z nich są usługi reklamowe, a drugim - licencjonowanie danych. W 2021 r. reklama odpowiadała za aż 89 proc. wygenerowanych przychodów (4,5 mld dolarów).

Reklamować na Twitterze można się na wiele sposobów. Spółka oferuje m.in. promowanie kont, przez ich polecanie użytkownikom platformy. Możemy też promować poszczególne wpisy oraz tzw. trendy, czyli "gorące tematy", które wyświetlają się na prawej belce serwisu.

Z kolei ponad 11 proc. przychodów Twittera w 2021 r, pochodziło z licencjonowania danych oraz innych źródeł. Twitter sprzedaje swoim klientom dane na temat użytkowników i trendów na platformie, które ci mogą następnie wykorzystać m.in. do prowadzenia własnych działań reklamowych.

Przychody TwitteraPrzychody Twittera Investopedia

Elon Musk raczej nie poprawi sytuacji

Warto zwrócić uwagę, że Musk w przeszłości miał zastrzeżenia właśnie do tych segmentów, na których opiera się cały model finansowy Twittera. Musk krytykował algorytm reklamowy Twittera, jak również działania prowadzone przez moderację serwisu.

Co więcej, w jednym z opublikowanych tweetów Musk sugerował nawet, że Twitter powinien być wolny od reklam. "Moc korporacji do dyktowania polityki jest znacznie większa, gdy Twitter jest zależny od pieniędzy z reklam, aby przetrwać" - stwierdził. Co ciekawe, kilka dni temu wpis został usunięty.

Zdaniem Muska polityka Twittera jest dziś zbyt restrykcyjna i ogranicza wolność słowa na platformie. Plan "uzdrowienia" Twittera przez najbogatszego człowieka na świecie zakłada m.in. uczynienie z serwisu czegoś w rodzaju "internetowej agory" - miejsca, gdzie każdy będzie mógł bez przeszkód wyrażać swoje poglądy, również te, za które do tej pory można było otrzymać bana.

Wolność słowa jest podstawą funkcjonującej demokracji, a Twitter to cyfrowy rynek miejski, na którym debatuje się o sprawach kluczowych dla przyszłości ludzkości

- napisał Musk w poniedziałek w krótkim oświadczeniu zamieszczonym na Twitterze.

Pomysł Elona Muska z pewnością przysporzy mu wielu zwolenników (już teraz słychać okrzyki radości ze strony polskiej prawicy), ale nie wśród potencjalnych reklamodawców. Wraz z wolnością słowa (w wydaniu Muska) na platformie może pojawić się bowiem jeszcze więcej polaryzujących treści i mowy nienawiści, z którą Twitter i tak ma już od lat ogromny problem. 

To z kolei może doprowadzić do zmniejszenia przychodów z reklam. O tym, że najwięksi reklamodawcy nie lubią pokazywać się w takim towarzystwie, całkiem niedawno przekonał się m.in. Facebook. W 2020 roku szereg firm ogłosił całkowity bojkot reklamowy platformy właśnie ze względu na szerzącą się na Facebooku mowę nienawiści, z którą administracja serwisu kompletnie sobie nie radziła. 

Do bojkotu Facebooka dołączyły wówczas takie marki, jak Verizon, Boeing, Microsoft, Reebok, Pfizer, HP, Patagonia, Adidas czy Levi Strauss. W sumie swoje reklamy z Facebooka wycofało ok. 1100 firm.

Czy podobny bojkot może spotkać Twittera? "Główni reklamodawcy są dziś naturalnie zaniepokojeni projektem Musk-Twitter" - stwierdził Carter Murray, inwestor i dyrektor generalny agencji reklamowej FCB, cytowany przez portal Yahoo Finance.

Twitter ma ten sam model biznesowy - jest  bezpłatny i wspierany przez reklamodawców - co Google i Facebook. Ale ma znacznie, znacznie mniejszy zasięg niż te firmy, więc reklamodawcy nie będą udzielać mu takiego wsparcia.

- przekonuje z kolei Peter Kafka, dziennikarz serwisu Recode.

Jeśli nie reklamy, to?

Istnieje kilka pomysłów, które Musk mógłby wykorzystać, by zwiększyć potencjał biznesowy Twittera. Pierwszym jest cięcie kosztów. Musk w przeszłości udowadniał, że nie ma problemów ze zwalnianiem pracowników. Sęk w tym, że zespół Twittera już dziś nie jest zbyt liczny. Firma zatrudnia około 7500 pracowników, to zaledwie 10 procent siły roboczej, którą dysponuje Facebook.

Być może Musk liczy, że nowa polityka "wolności słowa" przyciągnie na platformę więcej użytkowników. Nie można tego oczywiście wykluczyć, ale dane z ostatnich lat pokazują, że dynamika wzrostu liczby nowych kont wyraźnie się spłaszcza, co dotyczy zresztą nie tylko Twittera. Serwisy społecznościowe nie mogą rosnąc bez końca. Zarówno Facebook, Instagram, jak i Twitter osiągnęły już swój szczyt.

Elon Musk może również wprowadzić opłatę za korzystanie z Twittera. Ta decyzja mogłaby okazać się jednak katastrofalna w skutkach, a do tego zaprzeczałaby projektowi "internetowej agory".

Póki co nowy właściciel Twittera zdaje się nie zawracać sobie głowy biznesową przyszłością platformy. Teraz skupia się na sprawach kluczowych - np. nad tym czy pod wpisami powinien pojawić się przycisk "Edytuj". Musk jest zwolennikiem tej zmiany. Trudno się dziwić, bo gdyby w przeszłości miał możliwość edycji swoich wpisów, to być może uniknąłby kilku głośnych skandali związanych ze swoimi tweetami.

Więcej o: