O próbach budowy chińskiego systemu inwigilacji i oceniania obywateli wiadomo od lat. Autorytarne władze Państwa Środka uważają go za klucz do wychowania posłusznego i zdyscyplinowanego społeczeństwa.
Plan budowy samodzielnego systemu nagradzania obywateli Chiny ogłosiły oficjalnie w 2014 roku. Znany był pod nazwą Social Credit System i w założeniu miał nagradzać (i kontrolować) każdego obywatela Chin do 2020 roku. Początkowo głównie w celu oceny jego zdolności kredytowej, ale jasne jest, że chińskie władze upatrują w tego typu działaniach znacznie większych możliwości.
Już wcześniej jednak powstawały lokalne testy podobnych inicjatyw, a niektóre pomysły wykorzystywane są do dziś. Na przykład w 2005 roku Chińczycy stworzyli system Skynet, który opierając się o setki milionów kamer (w 2017 roku 170 mln, ale ich liczba stale rosła) i technologii rozpoznawania twarzy miał śledzić działania nawet 1,3 mld obywateli. Chińczycy do dziś masowo inwigilowani są przez publiczne kamery monitoringu.
W 2013 roku w mającym 700 tys. mieszkańców mieście Rongcheng stworzono też system przyznający każdemu mieszkańcowi osobistą początkową ocenę kredytową w wysokości 1000 punktów. Za niecne uczynki (np. jazda na gapę lub przekroczenie prędkości) obywatelom odejmowano punkty, a za te chwalebne (np. udział w konkursach organizowanych przez miasto) dodawano.
Szczęśliwcy z dużą liczbą punktów nie mieli potem problemów z zakupami na raty czy wzięciem kredytu. Podobnych próby były ponawiane później również w innych miastach, a nawet wdrażane przez prywatne firmy. Inspiracją dla wielu inicjatyw był system Sesame Credit holdingu Alibaba (właściciela AliExpress), który ocenia klientów na podstawie historii ich zakupów lub zachowania w sieci.
Jak pisze naukowe czasopismo "MIT Technology Review", scentralizowany i zautomatyzowany system oceny obywateli ostatecznie nie powstał. Nie ma rządowej bazy danych, do której automatycznie dodawane byłyby najdrobniejsze informacje o każdym obywatelu i potężnego algorytmu, który oceniałby te dane i dodawał lub odejmował punkty mieszkańcom Chin. Nie ma nawet żadnej punktowej oceny działań Chińczyków.
Co nie oznacza, że chińskie władze nie planują budowy takiego systemu w przyszłości ani że nie inwigilują i nie "zapamiętują" sobie informacji o obywatelach już teraz. Przeciwnie. Mieszkańcy Chin są śledzeni i monitorowani na masową skalę od lat, a chińska partia rządząca regularnie wykorzystuje takie dane do uprzykrzania życia "nieposłusznym" obywatelom Państwa Środka. Celem jest pokazanie, że nieposłuszeństwo wobec władzy typowemu Chińczykowi się nie opłaca.
"MIT Technology Review" opisuje, że system, który rzeczywiście został wdrożony, jest zaskakująco mało zaawansowany technologicznie. Opiera się głównie na wymianie danych między różnymi agencjami rządowymi Chin i służbami bezpieczeństwa. Tę brudną robotę, czyli zbieranie i przetwarzanie danych na temat Chińczyków wykonują jednak ludzie. Jak wynika z raportu pekińskiej firmy konsultingowej Trivium China, przytaczanego przez czasopismo, do tej pory nie odnotowano żadnego przypadku automatycznego zebrania informacji i nałożenia kary na obywatela. W tym procesie zawsze mają brać udział ludzie.
Pokazują to również trwające właśnie w Chinach protesty przeciw wyjątkowo restrykcyjnej polityce "zero Covid". Wciąż stosunkowo nieliczne (w porównaniu do gigantycznej populacji), ale i tak największe od 1989 roku, kiedy odbyły się protesty na placu Niebiańskiego Spokoju. Setki lub tysiące Chińczyków w wielu miastach wyszło na ulice, aby zaprotestować przeciwko ograniczeniom covidowym i autorytarnym rządom Komunistycznej Partii Chin.
Władze są głuche na postulaty obywateli. Zajęły się śledzeniem i tłumieniem protestów. Nie tylko siłowym, ale również przy pomocy nowych technologii. Służby korzystają m.in. z całkowitej inwigilacji chińskiego internetu, aby ustalić potencjalne lokalizacje protestów. Liczne są też doniesienia o prowadzonych, chociażby w środkach transportu publicznego kontrolach telefonów obywateli (podobnie było w Rosji podczas antywojennych protestów).
W sieci pojawiły się filmiki pokazujące, jak podróżujący metrem Chińczycy bez żadnego sprzeciwu pozwalają policji przeglądać zawartość swoich smartfonów (co nam, Europejczykom wydaje się nie do pomyślenia). Można domyślać się, że każdy przypadek niesubordynacji obywateli wobec służb lub znalezienia niemile widzianych przez państwo treści jest skrupulatnie odnotowywany.
Prężnie działa również cenzura. "The New York Times" donosi, że cenzorzy przeczesują sieć i kasują z niej symbole protestów oraz informacje na ich temat, co ma utrudnić gromadzenie się. Urzędnicy odwiedzają też w domach potencjalnych protestujących, aby ostrzec ich przed udziałem, pod groźbą surowych konsekwencji.
Zresztą na ostrzeganiu i rozpędzaniu protestujących się nie kończy. Chodzi też o to, aby zniechęcić do sprzeciwu tych, którzy już raz wyszli na ulice. Według doniesień, służby policyjne wysyłają wezwania lub zabierają z domów na przesłuchania osoby, które wcześniej brały udział w protestach. Można domyślać się, że poza mozolnym spisywaniem uczestników na miejscu protestów, ogromną rolę odgrywa tu chiński system monitoringu zdolny do rozpoznawania twarzy - a co za tym idzie i tożsamości - protestujących.
Właśnie w ten sposób prezentuje się chiński "system" inwigilacji i oceniania obywateli nazywany systemem zaufania społecznego. Ci, którzy zostali odnotowani jako nieposłuszni władzy, zapewne za jakiś czas będą mogli natrafić na liczne problemy w codziennym życiu. Nie kupią biletów na pociąg lub samolot, nie będą mogli polecieć na zagraniczne wakacje lub skorzystać z wielu dóbr luksusowych, na przykład takich, jak zapisanie dziecka do dobrej, prywatnej szkoły.
Warto wspomnieć jeszcze, że scentralizowany i kompletnie zautomatyzowany system oceniania obywateli Chin - jeśli faktycznie powstanie - będzie wymagał budowy ogromnej infrastruktury technologicznej do zbierania, przesyłu, przetwarzania i przechowywania gigantycznych ilości danych. Mowa w końcu o dziesiątkach wielomilionowych miast i łącznie ponad 1,4 mld potencjalnych przeciwników władzy kontrolowanych na każdym kroku.
Jak pisze w innym artykule "MIT Technology Review", Chińczycy już teraz mogą być zaniepokojeni możliwością budowy takiego, kompleksowego i zaawansowanego technologicznie systemu w przyszłości. Chiński rząd podkreśla, że wszystkie kary nakładane w ramach systemu zaufania społecznego muszą być zgodne z obowiązującym prawem, co nie oznacza, że prawo jest sprawiedliwe wobec obywateli.