Schemat zazwyczaj jest podobny. Ktoś dzwoni do nas z nieznanego numeru, zazwyczaj z kierunkowym zza granicy. Sygnał jest jednak na tyle krótki, abyśmy nie zdążyli odebrać. Dzwoniący liczy na to, że odruchowo oddzwonimy, narażając się tym samym na wysokie koszty. Numer telefonu, z którego wykonano połączenie, jest bowiem zazwyczaj płatny.
Stary i wykorzystywany wielokrotnie wcześniej sposób teraz wraca do łask. Portal Dobreprogramy donosi, że na telefony Polaków natarczywie wydzwania numer zaczynający się od +39, czyli z numeru kierunkowego Włoch. Zazwyczaj to jednak nie znajomy z Półwyspu Apenińskiego, a automat, który ma za zadanie masowo puszczać krótkie sygnały do losowych osób. Część osób odruchowo oddzwania i zazwyczaj słyszy wtedy w słuchawce głuchą ciszę. Tym samym naraża się na koszty, bo numery, z których korzystają oszuści, zazwyczaj są płatne. Kilka dni temu - jak pisze serwis - Polacy znajdowali na swoich telefonach nieodebrane połączenia z numeru +393511020815, który we Włoszech wykorzystywany jest do natarczywego telemarketingu. Taki rodzaj oszustwa nazywany jest mianem one call lub one ring (jeden sygnał) oraz wangiri (z j. japońskiego).
Podobne głuche telefony z setek numerów zarejestrowanych w krajach na całym świecie wydzwaniają do Polaków od lat, choć w ostatnim czasie ten sposób oszustwa jest coraz rzadziej wykorzystywany. Nowym hitem wśród przestępców stał się bowiem spoofing, czyli oszustwo polegające na podszywaniu się pod konsultanta banku z celu przejęcia środków na koncie. Schemat spoofingu jest zazwyczaj taki sam. Dzwoniący usiłuje zdobyć zaufanie potencjalnej ofiary i przekonać ją, że jej pieniądze są zagrożone. Następnie namawia do instalacji oprogramowania na telefonie, które ma za zadanie wyczyścić urządzenie z wirusów, a w rzeczywistości daje przestępcy kontrolę nad smartfonem i aplikacją banku. W innej wersji tego typu oszustwa, cyberprzestępcy namawiają ofiarę na wypłatę swoich oszczędności i przekazanie (we wpłatomacie) na "bezpieczny rachunek", czyli ich własne konto bankowe. Niektóre ofiary tracą w ten sposób nawet po 200 tys. zł.